sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 25

мајка podpłynęła bliżej, oddając mi w ręce ciasto.
***
Miałem chyba zbyt przerażoną minę, bo Marcus odebrał pudło z górą ciasta. Niestety jak mam nieść cokolwiek to lepiej żeby było dobrze zabezpieczone, gdyby spadło.
- Konstanty. To jest torba, w której jest wszystko o co prosiłeś.
- Dziękuję, Asearze.
Zacząłem się zastanawiać, co jest w torbie, ale długo tego nie robiłem, bo Asear pociągnął mnie za nadgarstek i wylądowałem w jego ramiona, prawie wpadając do wody. Odwzajemniłem uścisk i następnie wylądowałem w ramionach Meriendy. Potem, można powiedzieć, że zostałem wrzucony do wody, przytulałem się do pozostałej czwórki. Marcus także wskoczył do wody, by się pożegnać z rodzeństwem. Gdy pożegnania zostały zakończone, wyszliśmy cali mokrzy. Wujek Kostka okrył nas ręcznikami, pożegnał się, bez wchodzenia do wody [podawał tylko ręce] i całą trójką wyszliśmy na zewnątrz. Po kilkunastu minutach piechoty doszliśmy do portu. Stało w nim dużo łodzi, ale tylko jedna była wyciągnięta. Miała nazwę Syrenia Rodzina, była po macedońsku. Po kilku dniach życia w macedońskiej rodzinie, nauczyłem się w miarę posługiwać tym językiem. Gdybym miał aktywny chip, mógłbym gadać każdym językiem, ale nie umiałbym go bez sygnału, a tak nauczyłem się sam, bez pomocy internetu.
- To twoja łódź, wujku? -zapytałem się.
- Tak.
- Myślałem że nie możemy sami wypływać w morze?
- No bo nie możemy. Naszą łódź wciągną na tutejszą łódź i doprowadzą do tajemnego portu na Florydzie.
- Acha...
Konstanty wskoczył na łódź, my rzuciliśmy mu nasze torby, ciasta wylądowały na łodzi dzięki syrenom, które pomagały w załadowywaniu bagaży transportowych na łodzie. Gdy wszystko bezpiecznie wylądowało na łodzi, Marcus wskoczył na nią, ja miałem wskoczyć za nim. Jednak przerażała mnie odległość. Tamci mają długie nogi i są wysocy, więc udało im się z łatwością.
- No, Chase, skacz. Jak nie doskoczysz to dopłyniesz.
Skoczyłem. Nie doskoczyłem, bo zwiększyła się odległość, w końcu przecież łódź nie stoi w miejscu. Zanurzyłem się i szybko wynurzyłem, żeby cokolwiek widzieć. Zacząłem płynąć kraulem, a jak dopłynąłem do łodzi, niezdarnie na nią się wspiąłem. Marcus okrył mnie ręcznikiem [ciekawe ile jeszcze razy dzisiaj będę musiał się okrywać ręcznikiem]. Weszliśmy do kajuty i się rozłożyliśmy. Na początku trochę trząsało, przy wciąganiu nas na łódź, po chwili jednak zaczęło się monotonne kołysanie morze. Położyłem się na koi i zdrzemnąłem się. Zanim odpłynąłem do świata snów, poczułem jak ktoś przykrywa mnie kocem.

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 24

- Aha. Przykro mi.
***
Popatrzyłam na nią zaskoczona, a ona na początku nic nie rozumiejąc pomyślała. Po sekundzie chyba zrozumiała co powiedziała.
- Och. Przepraszam nie miało to tak zabrzmieć.
- Nie no spoko...
- Ewelina może chcesz coś do picia? Woda, herbata, sok? -nagle spytał się jej Leo.
- A tak, poproszę. Wodę niegazowaną, jeśli można.
Razem z Eweliną usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę.

Oczami Chase'a:
Minęły dwa dni, od pierwszego śniadania z królewską rodziną. Od tamtego momentu, przybliżyliśmy się wraz z całą rodziną. w tym także z wujkiem Kostką. W końcu zaczęło się rozjaśniać, kopuła została zdjęta, a pierwsze załogi wyruszyły na łowy. Przez te kilka dni zapasy znacznie się zmniejszyły, a to przez to, że dużo dzieci w tym czasie się rodziło na wyspach bermudzkich. [Nie pytajcie się mnie, jak syrenom rodzą się dzieci] Jednak dopiero od jutra będzie uruchomione tzw. [M]WPK [Miejskie (chociaż raczej Wodne)) Przedsiębiorstwo Komunikacyjne].
- Chase!!
- Co? Jak? Gdzie? Kiedy?
- Tutaj, no -w końcu zlokalizowałem wołający mnie głos, zauważyłem Skipa.
- Co chcesz?
- Ładnie to tak się odzywasz? Ale pomińmy to. Tata powiedział, że "specjalne" linie są już dzisiaj uruchomione. Wujek Konstanty wraz z Marcusem płyną dzisiaj po południu i pytają się czy nie chcesz z nimi ruszać.
- A gdzie?
- Na Florydę, w okolice Miami.
- Nie wiem.
- Chase! Pakuj się! Płyniesz z nami...Aaaa... -Marcus na mnie wpadł i był blisko wpadnięcia do fontanny.
Gdyby nie ja, Marcus byłby cały mokry, bez wyjątku.
- Dlaczego?
- Ojciec każe. Chce żebyś spędził czas z rodziną. Więc ruchy ruchy. Ja też muszę się spakować. Mamy 2h do "odprawy".
Pospieszyliśmy do domu, droga do niego trwała jakieś 30-40 min. W środku czekała na nas niecała rodzina królewska. W rękach Meriendy zauważyłem bardzo duży zapas mojego ulubionego ciasta z jej przepisu. Neptun, przepraszam, Asear "stał" dumny, w jednej ręce trzymając trójząb, a w drugiej torbę, w której ,niestety, nie wiedziałem co jest. Przywitaliśmy się zachowując zasady kultury, ale jak tylko отец wykonał zniecierpliwiony gest ręką, natychmiast rzuciliśmy się do drzwi do "naszego" [a tak dokładniej Marcusa, tylko na czas mojego pobytu także mojego] pokoju. Przez te kilka dni, zdobyłem kilka sztuk odzieży, ale bieliznę to mam starą Marcusa. Wcisnąłem wszystko, co miałem, byle jak do jednej z toreb Marcusa, widząc, że on robi tak samo. Ubrałem jeszcze tylko bluzę z kapturem i trampki, chwyciłem torbę i wraz z gotowym chłopakiem wyszliśmy, napotykając z niecierpliwione spojrzenia. Zauważyłem, że wujek Kostka na nas już czeka. мајка podpłynęła bliżej, oddając mi w ręce ciasto.

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 23

Wszyscy byli uśmiechnięci...
***
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Miałam wrażenie, że to się wydarzy, że to jakieś przepowiedzenie przyszłości. Rysunek wyglądał na świeży, miał może max. 3-4 dni. Farba nie wyschła do końca. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam rysunkowi zdjęcie. Sprawdziłam jeszcze dokładnie czy nie ma w pobliżu jakiś oznak. Jak się przyjrzałam bliżej, w prawym dolnym rogu zauważyłam podpis, był jasnego koloru, więc mało zauważalny. Zrobiłam drugie zdjęcie z przybliżeniem na podpis. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam dalej. Kiedy szłam wzdłuż okna, zauważyłam na horyzoncie podejrzane chmury. W nich błyskały błyskawice. A nie to zwróciło moją uwagę, tylko podobizna Chase'a uformowana z chmur. To takie coś jak małe dzieci obserwują chmury i rozpoznają różne kształty, ale ta twarz miała dokładne rysy i te rysy były wykrzywione jakby w smutku i w cierpieniu. Miałam chyba jakieś zwidy. Przyglądałam się jeszcze temu zjawisku, ale nic nie trwa wiecznie i chmura w końcu zmieniła kształt i położenie. Przeszłam na drugą stronę pokoju. Tutaj, o dziwo!, było mało rysunków, ale dużo maszyn przykrytych płachtą. Zerkałam na każdą maszynę szukając wskazówek. Nie zdziwiłam się tym, że większość wynalazków DD poznałam, w końcu kiedyś którąś z nich musieliśmy się posługiwać na misjach. Jednak nic nie wskazywało na cokolwiek, wszystko było wyłączone z zasilania, albo nawet wyciągnięte akumulatory. Natomiast rysunki nie były podejrzane, tylko trochę zamazane, jakby ktoś próbował to zmazać, jednak nie znalazłam nic w tym podejrzanego. W końcu każdy ma jakieś nieudane dzieła w czymkolwiek i chciałby je zamazać, tak jak my swoje. Postanowiłam jeszcze rozejrzeć się wokół działającej maszyny. Zerknęłam na ekran sterujący, dalej wyświetlało się co się wyświetlało, ale teraz zauważyłam znajomy znak w lewym górnym rogu. A ponieważ ekran był dotykowy, lekko nacisnęłam "przycisk". Ekran zamigotał i po chwili pojawiły się jakieś napisy. Przeczytałam dokładnie wszystko, tu były wszystkie dane Chase'a jakie znamy. Poniżej był jakiś tekst. Był on w obcym języku, nie umiałam rozpoznać jakim. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie. Pod tym tekstem zauważyłam coś na znak "menu" w telefonie. Były ustawienia, pliki, kalkulator, wiadomości, notatka i autor. Jako pierwsze dałam "Autor". Wyświetliły się dwa zdjęcia, na jednym był Donald Davenport, jeszcze za młodu i jakiś mężczyzna z takim samym nazwiskiem, którego nie rozpoznałam. Pod zdjęciami były wyświetlone wszystkie dane, ale tylko Donalda i było tylko wspomniane, że dane tego drugiego zostały usunięte. Było tez napisane kiedy ten "projekt" został uruchomiony. Data była następująca: 05.02.2002 r. Od razu wiedziałam co to za data. Dokładnie dwa lata po wszczepieniu nam chipów. Dzień po czwartych urodzinach Chase'a, wtedy kiedy w tym laboratorium zdarzył się wypadek, po którym DD wyniósł się ze strychu do piwnicy. Ale nie zrozumiałam, po co chciałby pozbyć się chipa Chase'a i tym samym chłopaka, no bo... a kiedy indziej to powiem. Zerknęłam na godzinę, siedziałam tu już prawie 2 godziny. Natychmiast nacisnęłam "Wstecz" i nacisnęłam "Ustawienia". Pojawiły się różne opcje, lista z funkcjami. Znalazłam to co szukałam, ale żeby przejść dalej, trzeba było wklepać hasło. Spróbowałam to samo hasło do drzwi, nie udało się. Wcisnęłam liczby przedstawiające tą pamiętną datę, nie przeszło. Zrezygnowałam. Wyszłam całkowicie, sprawdziłam czy wszystko jest na swoim miejscu. Zgasiłam światło i zamknęłam drzwi. Zeszłam na dół i spotkałam się z Tashą, która miała zamiar chyba iść na górę.
- O, cześć Bree. Właśnie miałam iść po ciebie -uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam gest- Masz gościa.
- Gościa? -zdziwiłam się, przecież nie miałam żadnych znajomych- Kto to?
- Jakaś miła dziewczyna. Mówi że niedawno się przeprowadziła tutaj, niedaleko i pytała się czy mieszka tutaj jakaś dziewczyna lub jakiś chłopak, mniej więcej w jej wieku.
- Acha. Chętnie się z nią zaznajomię. A Adaś?
- Adam już się zapoznał.
Tasha polazła do sypialni, swojej i na nieszczęście DD. Ja skierowałam się do salonu, bo tam, bardziej niż prawdopodobnie, będzie gość. Zanim weszłam usłyszałam głosy. Przeszłam przez próg i chłopaki od razu mnie zauważyli. Na kanapie siedzieli Adam i Leo z tą nową sąsiadką.
- Cześć...
- Hej. Jestem Bree, siostra tamtych dwóch.
- Miło mi, Bree. Ja jestem Ewelina i mam starszą siostrę.
- Mi też miło.
- Poznałam już Adama i Leo, wspominali jeszcze o jakimś bracie, tak? Niestety nic nie zrozumiałam z ich "połączonej" wypowiedzi.
- Ta. Wiem co to znaczy. Mamy jeszcze jednego brata, który jest jedynie starszy od Leo. Ma na imię Chase i ma tyle samo lat co nasza dwójka. Tylko na razie nie będziesz miała okazji by go poznać, bo jakby to powiedzieć "zaginął w morzu" i nie możemy go szukać, przez tą burzę.
- Aha. Przykro mi.

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 22

Oczami Bree:
Chase'a nie ma już drugi dzień. Szef nie może wykryć gdzie on jest. Wyjaśnia nam, że coś zagłusza sygnał jego chipa, tak jakby był w jakimś innym świecie. Mówi też, że ostatni sygnał był gdzieś na Pacyfiku, podobnie gdzieś w okolicach Trójkąta Bermudzkiego. Gdyby tylko nie ten sztorm, wysłalibyśmy drony w poszukiwaniu Chase'a.
- Bree? Wstałaś już? -Tasha wiedziała co czuję do Chase'a- Chodź na śniadanie.
- Jak myślisz? Stało mu się coś? -rozpłakałam się.
- Bree! Bądź dobrej myśli. Na pewno wróci cały i zdrowy, a jak nie wróci to go znajdziesz. A teraz chodź na śniadanie. Burczy ci  w brzuchu
Zaśmiałam się przez łzy i bez słowa wstałam z łóżka.
- Cześć Bree! Dobrze się spało? -spytał się radosny Leo.
- Tak, dobrze, dziękuję.
Odzyskałam na nowo nadzieję na straconą miłość. Zjadłam z rodzinką, oczywiście bez Donalda, który wstydził się pokazać, tradycyjne śniadanie. Potem oglądaliśmy kabaret. Śmialiśmy się do bólu brzucha, nie wiedząc że gdzieś tam na Pacyfiku w tym samym czasie śmieje się inna rodzina. Po kilkunastu minutach postanowiłam pójść na taras. Musiałam ubrać płaszcz przeciwdeszczowy i wziąć parasol. Lało jak z cebra. Mam nadzieję że Chase jest bezpieczny, w końcu sztorm pojawił się niecałe 2 h po zniknięciu Chase'a. Usiadłam sobie na ławeczce, pod balkonem. Patrzyłam na horyzont. Przez chmury nieśmiało przebijało się słońce. Rozmyślałam nad tym co się ma wydarzyć, miałam intuicję, która mówiła mi że coś się dzieje. Miałam nadzieję że Chase'owi nic się nie stało i jakoś dotarł na ląd jeszcze przed sztormem. Zamknęłam oczy i wpłynęłam w świat marzeń. Nagle przed oczami stanął mi obraz smutnego Chase'a schodzącego z strychu, gdy prąd padł. Wiem! Wstałam na równe nogi, może tam będzie odpowiedź na moje pytania. Weszłam do domu, ściągnęłam zbędne rzeczy. Skierowałam się w stronę schodów na strych mijając kuchnię. W kuchni zastałam Tashę, której powiedziałam, że idę na strych i proszę żeby mi nie przeszkadzać. Macocha się zdziwiła, ale pozwoliła mi, twierdząc że to jest tzw. potrzeba ciszy i spokoju. Przytaknęłam jej, żeby nie mieć kłopotu i z pośpiechem wlazłam na górę, dokładnie mówiąc pobiegłam swoją nadludzką mocą. Stanęłam przed drzwiami na którym był kod. Zastanawiałam się jaki może być kod, gdy po chwili znalazłam w ciemnościach kartkę, na której była zakodowana wiadomość. Były jakieś literki i cyferki. A po chwili skapowałam, że to szyfr BAC'a, który ja ze swoimi braćmi wymyśliliśmy w dzieciństwie.
"MIYCQWQSC/CQ/YRD/FYZLQ/CQ/CBSMI/LQ/9*&09POT62[L]" To znaczyło: "WIADOMOŚĆ/DO/ABC/HASŁO/DO/DRZWI/TO/..." Wiadomość była pisana w pośpiechu, a naszym szyfrem w pośpiechu potrafi pisać tylko Chase, Adam i ja musimy pomyśleć, która litera, była za którą. Ale wracając. Odkryłam klawiaturę do wpisania kodu i stwierdziłam że to zwykła klawiatura telefonu. Jakież było moje zdziwienie. Drzwi otworzyły się z piskiem, ktoś chyba dawno tu nie oliwił. Natychmiast zaświeciłam światło, bo ta ciemność sprawiła mi dreszcze. Rozpoznałam stare laboratorium DD, w którym to staliśmy się nadludźmi, które potem szef zamknął, po pewnym wypadku. [Kiedy indziej się dowiecie] Ściany były kiedyś białe, ale jak ABC się nudzi to nie ma się zmiłuj. Wszędzie, na ścianach, podłodze i gdziekolwiek indziej, były malunki naszego dzieła. Cieszę się że DD nie zburzył tego miejsca, to ma tyle wspomnień. Wszystkie wynalazki, graty i cokolwiek tam było, zostało przed laty zakryte płachtą, na której był kurz. Ale na środku pomieszczenia była maszyna nie zakryta, a nawet zasilanie nie było odłączone. Podeszłam bliżej i rozpoznałam pamiętny "Wszczepiacz chipów", od którego zaczęła się przygoda ratowania świata. Ale zdziwiłam się że zasilanie jest włączone. Zerknęłam na ekran sterujący: "Maszyna gotowa do użytku, rozszczepienie 12387GietChase45, poszukiwanie chipa nr 3"Skądś kojarzyłam tą nazwę, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć. Nagle coś zapiszczało i ze środka maszyny wysunęła się kamerka, która zeskanowała mnie, na wysokości szyi, w karku mieliśmy chipy. Światło było niebieskie, a gdy skończyło się skanowanie, zmieniło się na czerwone. Gdy kamerka się schowała i rozległ się komputerowy głos: "Błąd. Chip nr 1. Błąd". Nie wiedziałam co o tym myśleć. Postanowiłam, że przejdę po całym pomieszczeniu, sprawdzić czy nie ma żadnych wskazówek. Szłam przy ścianie, przy okazji patrząc na pamiętne rysunki z dzieciństwa. Namalowane były w większości wymarzone domy, pałace i też auta, autorstwa Adama i mojego. Chase natomiast malował mało, a jak już malował to były to jakieś kwadratowe ludziki [minecraft xd] albo labirynty. Gdy doszłam do rogu przy oknie, który zajmował prawie całą ścianę, zauważyłam rysunek, który był inny od wszystkich. Nie namalował go na pewno Adam, Chase ani ja, to ktoś poza naszą rodziną, bo DD jak już malował to zupełnie inaczej, a Tasha i Leo nigdy tu nie weszli. Przyjrzałam się temu rysunkowi, przedstawiał wodę i brzeg kamienisty. Na brzegu stały 6 osoby, 3 dziewczyny i 3 chłopaków, wszyscy się przytulali, a w wodzie pływało też 6 osób, kobieta, mężczyzna, 2 chłopców i 2 dziewczyny. Wszyscy byli uśmiechnięci...

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 21

zdążyłem tylko krzyknąć i wpadłem do wody.
***
Natychmiast po chwili poczułem chwytające mnie ręce i wyciągające z wody. Zostałem położony na podłodze, gdzie nade mną pochylił się Marcus.
- Hej, Chase!!! W porządku??? -nie odpowiedziałem, tylko wyplułem wodę która mi wleciała do ust. Marcus podniósł mnie do pionu, abym bez problemu pozbył się wody z ust. Kiedy nie jestem przygotowany mogę się zachłysnąć wodą. Po pięciu minutach mogłem normalnie mówić. Rozejrzałem się. W pokoju była tylko Merienda i Marcus, reszta nie wiem gdzie była. Z pomocą Marcusa wstałem i usiadłem na fotelu. мајка przez chwilę przyglądała mi się, po chwili coś powiedziała po macedońsku do Marcusa i wypłynęła z pokoju. Marcus podszedł do łóżka, wziął koc i mnie nim opatulił.
- Co мајка powiedziała?
- Że ty drżysz i mam cię przykryć kocem i że za chwilę przygotuje ciepłą zupę, która cię rozgrzeje.
I rzeczywiście po chwili było czuć przyjemny zapach. W dziurze pojawiła się Merienda, która trzymała w rękach naczynie, które przypominało termos. Podała je chłopakowi i odpłynęła. Marcus wziął je i otworzył. W środku była nietłukąca miska, z której parowało. Podał mi ostrożnie miskę i kazał jeść. Po 10 minutach zjadłem i poczułem senność. Natychmiast odpłynąłem, ostatnie co poczułem to, że ktoś wziął mi z rąk naczynie.
Następnego dnia gdy się obudziłem, wiedziałem, że coś jest nie tak. A mianowicie leżałem w łóżku w piżamie, którą konkretnie była za duża koszulka, należąca albo do Marcusa albo Asear'a i bokserki, na które stanowczo nie były moje. A nie pamiętam, żebym się przebierał, ani położył w łóżku. Usiadłem na skraju łóżka, rozglądając się. Na łóżku obok spał dalej starszy chłopak. Nagle otworzyły się drzwi i przez nie wszedł jakiś mężczyzna.
- O! Chase, obudziłeś się -zdziwiłem się- Jestem Konstanty. Wujek Marcusa. Jako jedyny, z członków jego ludzkiej rodziny, zna jego sekret w postaci ojca syrenę.
Nie zastanawiałem się, nad tym, że Marcus ma jeszcze jakąś rodzinę poza tą tutaj.
- Co pan tutaj robi?
- Tylko proszę nie per "pan". Mów na mnie Kostek lub wujek. A odpowiadając na twoje pytanie. Od czasu do czasu przypływam tutaj swoją motorówką, w odwiedziny do Marcusa, a on przyjeżdża do mnie.
- Ale jak się tutaj dostałeś? Przecież jest sztorm.
- Przybyłem tutaj jeszcze przed złą pogodą i utknąłem. Wybacz, jeśli zapytam, ale kto jest twoimi rodzicami?
- Jestem adoptowany przez Davenporta.
- A znam Davenporta. Ale nie znasz swoich prawdziwych rodziców, tak?
- Tak.
- Bardzo mi kogoś przypominasz, a mianowicie moją siostrę, mamę Marcusa, która jak wiesz nie żyje. To mogłoby być bardzo możliwe, ale wiedziałbym, że była drugi raz w ciąży. Chociaż... mógłbym nie wiedzieć.
- To czyli stwierdzasz że, jestem do kogoś bardzo podobny i mogłoby być prawdopodobnie możliwe?
- Yyy... Nie wiem. Marcus jest bardziej podobny do ojca, ale ma oczy i opiekuńczy charakter matki. Natomiast jak teraz na ciebie patrzę i z tobą rozmawiam mam wrażenie jakbym patrzył na męską i młodszą wersję siostry, nie licząc oczu, które masz niebieskie [kocham niebieskie oczy].
W tym momencie Marcus wstał. Zauważył Kostkę.
- Cześć wujku. Co tu robisz? Myślałem, ze nie można wychodzić ze swoich domów.
- Założyli kopułę, teraz można przemieszczać się między wyspami Bermudów.
- Kiria się nie martwi?
- Martwi się martwi, ale zdołałem ją uspokoić.
- Kto to jest tak Kiria? -spytałem się.
- Moja żona.
- Aha.
- Dobra chłopaki. Dość tych pogaduszek. Przebierać się i na śniadanie.
Konstanty wyszedł, a ja popatrzyłem na Marcusa, który mi się przyglądał. Nagle przypomniałem sobie coś i się zarumieniłem.
- Dlaczego się rumienisz?
- To ty przebrałeś mnie w piżamę?
- Tak. Spałeś już.
- Mogłeś mnie obudzić.
- Słodko wyglądałeś jak spałeś, nie miałem powodów by cię budzić -zarumieniłem się jeszcze bardziej- Słodko wyglądasz jak się rumienisz.
Spuściłem wzrok, za pewnie wyglądając jak burak.
- Musisz tak iść na śniadanie dopóki мајка nie znajdzie jakiś spodni, lub nie kupi jakiś nowych na twój rozmiar.
- To ja nigdzie nie idę. Poczekam.
- Chase! Idziesz i nie masz tu swojego zdania.
- Mam. To nie jest "Pytanie czy wyzwanie"
- Będzie i masz wyzwanie: pójść do jadalni i zjeść śniadanie.
Odmówiłem. I próbowałem zostać w miejscu, ale Marcus, jak to uparty Marcus. Przerzucił mnie przez ramię i bez słowa wszedł do jadalni. Czułem na sobie spojrzenia innych. Marcus posadził mnie na krześle, każąc się nie ruszać. Zarumieniłem się, widząc jak wszyscy mają rozbawione miny. Natomiast Marcus o mało nie wybuchnął śmiechem. 
- Witaj, Chase. Miły poranek?
- Tak -szepnąłem.
Kątem oka zauważyłem, że wujek Konstanty przybliża do mnie rękę. Wkłada pod koszulkę i łaskoczę. A ja o mało nie wyskoczyłem z krzesła. Wszyscy zauważyli moją reakcję i wybuchli śmiechem, bez wyjątku. Kręciłem się próbując wydostać się spod ręki Kostki, ale on nieustannie mnie łaskotał. W końcu przestał, a Asear powiedział smacznego i zaczęliśmy jeść. Zauważyłem, że ja, wujek i Marcus mamy mleko z płatkami, a reszta, coś co wyglądało jak płynna galaretka z wodorostami.
- Widzę że interesuje cię co to jest. To jest takie coś jak wasze mleko z płatkami, tylko że dla syren. 

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 20

Terra i Northy bardzo się ucieszyli, bliźniaki też, ale niezauważalnie, Marcusowi zaś podniosły się kąciki ust.
***
Sam, widząc ich radość, nie mogłem się powstrzymać od uśmiechnięcia się. Było dopiero południe, a my nie mogliśmy wychodzić z wiadomych powodów, więc postanowiliśmy sobie zagrać w gry. Aby syrenim dzieciom było wygodniej wraz z Marcusem usiedliśmy na dywanie. Na początku graliśmy w gry planszowe, a potem gdy wszystkie gry nam się znudziły, zagraliśmy w "Pytanie czy wyzwanie" Musieliśmy się główkować jakie wyzwanie dawać syrenom. Jako, że Marcus jest najstarszy, on zakręcił pierwszy. Wypadło na Northy'ego.
- Dobra braciszku. Pytanie czy wyzwanie?
- Niech będzie... pytanie.
- Hmm... Czy to prawda, że podoba ci się Anastazja z PRH? -na ustach starszego pojawił sę chytry uśmieszek, natomiast Nor zrobił zdziwione oczy i się zarumienił
- T...tak -odpowiedział jąkając się.
- Ha! I co Skip? Wygrałem zakład!! -Marcus był naprawdę prze szczęśliwy- Patrz Chase, to jest ta Anastazja z Pierwszego Rzędu Harcerzy. Ładna, nie?
- No rzeczywiście ładna, nie dziwię się, że ci się podoba -na zdjęciu była dziewczyna, a dokładniej syrena, z blond-włosami i piwnymi oczami- Dobra Northy. Teraz ty kręcisz.
Chłopak zakręcił i wypadło na Storm, która chyba była naprawdę prze nieszczęśliwa.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Zaryzykuję i wyzwanie -była naprawdę zdołowana.
- Hehe. Mam super zadanie dla ciebie specjalnie. Masz... -chwila niepewności- pocałować Chase'a!
- CO!?!? NIE!!! - krzyknąłem jednocześnie z Storm.
- No niestety. Są zasady. Storm musi to zrobić, a Chase nie ma tu zdania -wtrącił się Marcus, który cudem powstrzymał dziewczynę od rozszarpania młodszego chłopaka.
Storm westchnęła cierpiętniczo i podpłynęła bliżej brzegu, a ja natomiast sztywno się do niej przysunąłem. Marcus kazał mi się położyć, podpierając się na łokciach, posłuchałem go, wiedząc że nic nie mogę zrobić. Nadstawiłem głowę i zamknąłem oczy, niestety nie chciałem tego widzieć. Po chwili poczułem na swoich ustach smak wiśni, który pozostał nawet po zniknięciu ust. W tym czasie usłyszałem jeszcze flesz aparatu. Zaskoczony otworzyłem oczy i zauważyłem Marcusa trzymającego aparat, który wydał jeszcze jedno kliknięcie. Terra, Northy, Skip i o dziwo Storm oglądali zdjęcie zrobione przed chwilą, a ja bez ruchu leżałem na brzuchu, patrząc się na głębię wody przede mną. Usłyszałem jak Marcus usiadł obok mnie.
- Twój pierwszy pocałunek? -niespodziewanie zadał niespodziewane pytanie.
- Nie wiem. Nie pamiętam, ale chyba tak -odpowiedziałem nawet nie myśląc co właśnie powiedziałem.
Nagle poczułem rękę gładzącą mi głowę. Popatrzyłem przed siebie i zauważyłem Terrę. Uśmiechała się do mnie, odwzajemniłem nieśmiało gest.
- Nie martw się. Znajdziesz jeszcze dziewczynę, która cię pocałuje. Ja już się całowałam z wieloma chłopakami.
- Ty?! Masz dopiero 8 lat? -byłem naprawdę wielce zaskoczony.
- To u nas normalne. Zazwyczaj pierwszy pocałunek jest w tym samym roku, w którym się zaczęło edukację szkolną.
Nagle Terra zniknęła pod taflą wody, a Marcus dalej siedzący obok mnie rzucił się na mnie z łaskotkami. Łaskotał mnie pod pachami i na brzuchu, a ja mam naprawdę duże wrażliwe miejsca. Śmiałem się, nie mogąc złapać oddechu. Nagle Marcus przestał łaskotać, ale nie zdążyłem złapać oddechu, bo zaraz cała pozostała czwórka rzuciła się na mnie. Śmiali się wszyscy, ja także. Zaczął mnie brzuch boleć od śmiechu i duszenia się śmiechem.
- Hej, hej! A co ty się dzieje? - usłyszeliśmy nagle męski głos, wszyscy się odwróciliśmy w stronę wody, z której wynurzał się "Neptun", a za nim Merienda.
- Odkryliśmy łaskotki u Chase -powiedział w miarę spokojnie Skip.
- Tak? -wszyscy przytaknęli oprócz mnie, miałem chyba wrażenie, że wiedziałem co się za chwilę wydarzy- No to dalej! Wszyscy, bez wyjątku, na Chase'a!!!
Wszyscy się na mnie rzucili, i łaskotali wszędzie, gdzie to możliwe. Nagle turlając się, na brzegu straciłem równowagę, zdążyłem tylko krzyknąć i wpadłem do wody.

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 19 [Rozmyślania Chase'a]

"Kim jestem?" - to pytanie zadaje sobie miliardy ludzi na całym świecie.
Ale kim ja jestem?
Jestem Chase Davenport, adoptowany syn Donalda i Tashy Davenport, młodszym bratem Adama i Bree oraz starszym bratem Leo.
Ale to tylko cząstka tego kim naprawdę jestem.
Jestem jednym z nadludzi, mam wielką moc, tak jak moje rodzeństwo, mam niewyobrażalnie wielki umysł i potrafię kontrolować pole elektromagnetyczne.
Wiem, że dopiero się uczę, ale wiem że jestem potężny.
***
Nikt nie zna mojego prawdziwego pochodzenia, ale też nikt nie wie że mam koszmar z nim związany.
Nikt nic nie wie, ja także. Czuję się samotnie. Czuję się niepotrzebny.
Rodzeństwo w misjach równie dobrze mogłoby ratować świat beze mnie.
Radość mojej "rodziny", jest dla mnie dobitna. 
***
Ale w pewnym punkcie życia, odkryłem radość. Punkt, którego szukałem od wielu lat.
Czułem się spełniony, po tym jak zostawiłem rodzinę Davenport w tyle. Po tym jak poznałem osoby, które traktują mnie jak rodzinę. Poczułem się jakbym miał naprawdę rodzeństwo, rodziców, którzy może i mówią po macedońsku, to i tak traktują mnie z miłością.
Miałem rodzeństwo, najróżniejsze, ale i takie same. Miałem rodziców, nieludzi tak ja jak.
Mam rodzinę, którą szukałem, której nie znalazłem tam na dużym lądzie.
***
Cieszyłem się że nie muszę tam wracać. 
Ale poczułem ukłucie serca, które musiało to wszystko zepsuć.
Pomimo że byłem spełniony, w końcu mam wszystko, to i tak właśnie poczułem brak tego, co pozostawiłem tam u Davenportów. Ale co tam pozostawiłem?
Pozostawiłem tam sprawcę mojego uśmiechu, pozostawiłem posiadacza mojego serca. Zostawiłem wszystko co ludzie nazywają "miłością życia".
***

No i oczywiście zmaściłam, proszę skomentujcie, proszę oceńcie, proszę ochrzańcie mnie, w ostateczności proszę pochwalcie mnie.
A i mam takie pytanie: Wiecie co Chase zostawił w Houston?
[jakby ktoś nie wiedział - miasto gdzie mieszkają Davenport]
***
Naszło mnie na to po tym jak zaczęłam się uczyć na jutrzejszy sprawdzian z WOS-u.
A mianowicie to:
""Kim jestem?" - to jedno z najważniejszych pytań, jakie zadaje sobie człowiek. Szukając na nie odpowiedzi, odkrywa własną tożsamość. [..] Autorytety pozornie rzadko mają korzystny wpływ na decyzje podejmowane przez ludzi."

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 18

Marcus, Skip i Storm przedstawili mi swoje pozostałe rodzeństwo, czyli Terra i Northy.
***
Mogę śmiało powiedzieć że ten kurczak z warzywami, zrobiony według syreniego przepisu, był przepyszny.
- мајка, obiad był przepyszny.
- Dziękuję, син.
- Co to znaczy?
- Synu, synu -odpowiedział mi Asear.
O dziwo nie poczułem zaskoczenia. Zauważyłem już, że oni traktują mnie jak jednego z nich. Po zjedzeniu obiadu siedzieliśmy jeszcze przy stole i rozmawialiśmy. Dowiedziałem się że Skip i Storm są bliźniakami rok młodsi ode mnie, Terra ma 8 lat, a Northy 10. Marcus natomiast jest starszy o rok i jest on synem отец i kobiety z lądu, która niestety nie żyje. Zbudowali ten dom z myślą o Marcusie i jeszcze innych ludzkich dzieciach, bo jak się dowiedziałem ten dom mieści kilka mieszkań, a największy z nich zajęła rodzina królewska, tym samym największa rodzina, bo jako jedyna z 5 dzieci.
- Chodź, Chase. Idziemy do pokoju -Marcus wstał od stołu.
- Okej.
Marcus i ja poszliśmy do pomieszczenia obok, bliźniaki i młodsze rodzeństwo popłynęło za nami pod podłogą. Kątem oka zauważyłem, że para dorosłych wyłożyła się wspólnie na kanapie, przytulając się i gotując się do drzemki poobiedniej. Gdy zamknęły się za mną drzwi, w dziurze pojawiła się cztery głowy. Marcus usiadł na fotelu, a ja na łóżku.
- Chase, pytałeś się kiedy będziesz mógł wrócić do domu. Odpowiem Ci, że nie wiem. W ostatniej chwili weszliśmy do domu, bo tuż po tym rozpętał się ogromny sztorm z piorunami. Jest on na wszystkich wodach, także na oceanach, zatokach i morzach połączonych z Atlantykiem. Bramy zostały zamknięte, ale jeśli bardzo chcesz wrócić, tata może załatwić ci transport na najbliższy ląd. Znajdujemy się na Bermudach, więc mówię tu o okolicach Miami, a może nawet o Nizinie Atlantyckiej
- Mniej więcej ile potrwa taka pogoda?
- Patrząc na prognozy nieba, fal i gęstości chmur, to jutro powinno trochę osłabnąć, wtedy bez problemu będzie dopłynięcie na Florydę [Miami] lub Waszyngton -odpowiedział Skip, który bardzo interesował się meteorologią, czyli zjawiskami w atmosferze [pogoda]- Ale tam gdzie mieszkasz, to czyli Houston- Zatoka Meksykańska, możliwe dopłynięcie dopiero pojutrze albo najwyżej za 3-4 dni. Zależy jaka pogoda będzie w następnych dniach.
- No więc Chase. Czekasz czy wracasz? -spytał się mnie Terra, która widocznie mnie polubiła.
- Nic mi się nie stanie jak zostanę. Zresztą nie jestem jeszcze w humorze, żeby wrócić do domu -Terra i Northy bardzo się ucieszyli, bliźniaki też, ale niezauważalnie, Marcusowi zaś podniosły się kąciki ust.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 17

...pożarcia przez rekiny lub kraby.
***
Nie wiedziałem co robić. Przyjąłem już do wiadomości, że to się dzieje naprawdę. Chciałem wstać, więc się zapytałem Marcusa czy mogę. Nie był przekonany, czy zebrałem już dość sił, ale po namowie pomógł mi wstać i podprowadził do sąsiedniego pokoju, który był czymś na kształt kuchni i basenu naraz. Kuchnia w niektórych miejscach miała dziury, w których była woda. W jednej z nich była kobieta z ogonem w średnim wieku. A na przeciwko blatu, czyli po drugiej stronie pomieszczenia, na dziwnej wodnej kanapie siedział, albo dokładniej, rozłożył się, mężczyzna także z ogonem zamiast nóg, który wyglądał na kogoś ważnego, miał złote bransolety na nadgarstkach, naszyjnik z muszli i coś na kształt korony z koralowców na głowie. Podejrzewam że to jest sam Neptun, król mórz i oceanów.
- O! Witaj chłopcze. Widzę że lepiej wyglądasz. Jak moje dzieci cię tu przyniosły wyglądałeś jakbyś co najmniej zjadł wiadro rozłożonych małży, a uwierz mi one są ohydne! -odezwał się król.
- Tato! -Marcus chyba nie był zadowolony z ostatniego zdania.
- Dzień dobry... -nie wiedziałem co powiedzieć.
- O nie, nie, nie. U nas mówi się "добредојде во длабочините" [czyt. dobredoJde vo dlabočinite] <zapraszam na tłumacza, tam powinno być możliwość wysłuchania tego, a i to jest język macedoński>. Co dosłownie znaczy "Witam w głębinach".
добредојде во длабочините. Przepraszam, nie wiem jak mam na pana mówić.
- A więc to cię teraz dręczyło. Ze pewnie znasz mnie pod przezwiskiem Neptun -przytaknąłem- Ale tak naprawdę nazywam się Asear Keating, możesz mówić do mnie отец.
- отец, naprawdę mu pozwalasz tak mówić -Marcus był wyraźnie zaskoczony- Chase, aby do taty tak mówić musisz naprawdę mieć do niego szacunek.
- A co to znaczy jeśli mogę wiedzieć?
- "Ojciec", inaczej tatko.
- Niestety nie mogę się tak do ciebie odzywać, sir. 
- Tylko żadnego "sir", albo отец, albo Asear. Co wybierasz?
- No to niech będzie. отец.
-No mój synu, dobrze wybrałeś. A właśnie. To jest moja żonka -wskazał na kobietę w kuchni- Merienda Keating, a ponieważ na mnie mówisz отец, to na nią masz mówić, мајка, znaczy "matka" lub mama.
- мајка?
- Tak, synu? -odezwała się Merienda z kuchni, odwracając się w naszą stronę.
- мајка, Chase uczy się naszego macedońskiego języka -odpowiedział Marcus.
- To dobrze. Chase, zjadłbyś z nami kurczaka z warzywami?
- No nie wiem... -ujrzałem srogi wzrok отец- Tak, chętnie. A mam takie jedno pytanie.
- Tak?
- Kiedy będę mógł wrócić do no... ludzkiego świata?
- Marcus odpowie ci na wszelkie pytania po posiłku, dobrze? -niechętnie przytaknąłem- A teraz Marcus idź po swoje rodzeństwo.
Zostałem posadzony na zwykłym krześle, których było tylko dwa. Po chwili zebrała się cała rodzinka, przyszli Skip, Storm i jeszcze dwójka innych syrenich dzieci. Marcus usiadł obok mnie na zwykłym krześle, a reszta na wodnych, które miały pojemnik z wodą, żeby ogony były cały czas wilgotne. Marcus, Skip i Storm przedstawili mi swoje pozostałe rodzeństwo, czyli Terra i Northy.

środa, 22 października 2014

Rozdział 16

...a po chwili chyba straciłem świadomość.
***
Nie wiem ile czasu minęło odkąd byłem nieświadomy, ale jak się obudziłem, znajdowałem się w jakimś łóżku. Za oknem niebo było jeszcze granatowe, ale chyba powoli zbliżał się świt. Kiedy próbowałem wstać z łóżka, zakręciło mi się w głowie. Poczułem jakieś ręce na klatce piersiowej, stanowczo popychając mnie z powrotem na poduszki. Nie miałem siły na opór, więc położyłem się z powrotem na łóżku. Popatrzyłem na osobę, która najwyraźniej przy mnie stała. Był to wysoki chłopak z brązowymi włosami. Miał zielone oczy, które kogoś mi przypominały. Kiedy chłopak odezwał się do kogoś poza moim zasięgiem wzroku, przypomniałem sobie kogo. Te przenikliwe i nienaturalnie zielone oczy Storm i Skip. Syreny. Poczułem gulę w gardle. 
N(ieznajomy): Cześć Chase. Jak się czujesz?
Ch: Fatalnie. A ty kim jesteś?
N: Jestem Marcus. Brat Storm i Skip. Ich z pewnością znasz.
Ch: T-Tak. Co się stało?
Marcus: Straciłeś przytomność, po tym jak przeszedłeś granice naszej krainy. Nie byłeś wtedy przystosowany do zmiany wymiaru.
Ch: Jesteśmy w innym wymiarze?
M: Tak jakby. Pewna ilość powierzchni została przystosowana do zasiedlenia przez syreny. To istnieje, prawdopodobnie od początku istnienia świata, ale ponieważ mieliśmy wszystko pod dostatkiem i niczego nam nie brakowało, to tam, u was, na lądzie nic o nas nie było wiadomo. Jednak od pewnego czasu, nasze "ziemie" tracą plony, woda robi się zanieczyszczona, a nawet ostatnio pojawiła się bomba - którą rozbroiłeś - więc musieliśmy postawić jakieś kroki i nie pozwolić na wymarcie naszego gatunku -pół-ryb i pół-ludzi.
Ch: Więc to... wyjaśnia nagłe pojawienie się obcych istot w morzach i oceanach.
M: Tak.
Ch: A dlaczego nikt wcześniej nie...
M: Widział nas? Nasza kraina to wasz tak zwany Trójkąt Bermudzki. Ludzie, ruszający tam, giną z powodu złych warunków atmosferycznych lub pożarcia przez rekiny lub olbrzymie kraby.
***
Napisałam na szybko, bo przypomniałam se że miałam wam dzisiaj go opublikować. Przepraszam.
PS. Sorry za wygląd tekstu <dośrodkowanie> ale coś się podziało i za nic w świecie nie chce się przestawić na normalne <wyrównanie do lewej>.

środa, 15 października 2014

Rozdział 15

...i potem znikł w głębinach razem z chłopakiem.
***
Wybiegłam zszokowana tym co widziałam, starając się nie zabić na schodach, szybko pojawiłam się na tarasie. Naprawdę koc, buty i bluza leżały na ziemi i wokół była rozlana woda. Już chciałam wskoczyć do wody, ale za nadgarstek przytrzymały mnie jakieś ręce. Zostałam pociągnięta do tyłu, znalazłam się w ramionach Adasia, u którego zauważyłam łzy na policzkach. Chwilę potem do nas przytulił się Leoś. Nigdzie nie widziałam ani Tashy ani Davenporta. W trójkę skuliliśmy się na podłodze zaraz przy brzegu i przykryliśmy pozostawionym przez Chase'a kocem. Siedzieliśmy w milczeniu, dopóki nie przyszła do nas Tasha. Musieliśmy wracać do domu, dochodziła północ i trzeba było iść spać. Jednak zanim położyłam się do nowego łóżka w nowym pokoju, poprosiłam Edka o sprawdzenie okolic wodnych i kontrolowanie tarasu, żeby w razie gdyby Chase wrócił można by od razu udzielić mu pomocy lub czego innego.
Oczami Tashy:
Nagle wszyscy zauważyliśmy ruch na ekranie. Chase zrzucił zbędne rzeczy i wskoczył do wody. Sekundę później Bree doskoczyła do schodów na górę, Adam i Leo natychmiast za nią pobiegli. Po chwili w kadrze ekranu pojawiła się dziewczyna, która stała chwilę zdezorientowana, ale chciała skoczyć do wody. Jednak zanim to zrobiła, Adam zdążył złapać ją za rękę i pociągnął do siebie, przytulił ją. Po chwili Leo do nich dołączył.
T: Ona go kocha.
DD: Kogo? Adama i Leona?
T: Nie, Chase'a. Nie możesz ich rozdzielić. Nawet jeśli go nie kocha, to przecież i tak są rodzeństwem.
DD: To dla naszego...
T: Nie kończ, proszę. Jestem dziennikarką i psychologiem. Umiem obserwować ludzi...
DD: Ja...
T: Nie przerywaj mi. Potrafię obserwować i zaobserwowałam pewne uczucia Bree i Chase'a wobec siebie. Może tego tobie nie okazują, innym także, ale nie chcą się rozdzielać.
DD: Więc co proponujesz?
T: Pójdźmy na kompromis. Chase'a nie wysyłasz, ale dajesz mu indywidualne szkolenie, a Bree będzie mogła dalej przy nim być. Adam także i Leo, który się już do nich przywiązał.
Dzieci siedziały na brzegu przykryte kocem, a ja z mężem poszliśmy na kompromis. Postanowiłam pogonić nastolatków do spania, wiedziałam że martwią się o Chase'a, ale nie mogą wiecznie czekać. Bree zanim poszła spać poprosiła Edka o monitoring tarasu i okolic przez całą noc.
Oczami Chase'a:
Wszystko słyszałem. Nie że podsłuchiwałem, tylko to była wolna sieć i zostałem do niej zaproszony. Chyba Edek to zrobił. Bez namysłu wskoczyłem wtedy do wody, właśnie rozmawiałem z Skipem i Storm, którzy pomogli mi dopłynąć do jakiegoś celu. Tak jak się spodziewałam była sama ciemność. Po kilku minutach dziwnie się poczułem, a po chwili chyba straciłem świadomość.

wtorek, 30 września 2014

Już nigdy więcej nie spotkamy się...

Hejcio!

Moja koleżanka, a mianowicie Lyrcia (znana bloggerka) razem z przyjaciółmi nagrała filmik o Percy'm.





PS. Percy'ego nie za bardzo już lubię ale ten filmik mi się spodobał xd

sobota, 27 września 2014

Rozdział 14

..., zauważyłem cień uśmiechu na jej ustach.
***
Oczami Bree:
Zszokowało mnie to co powiedział Chase. Od razu wiedziałam że coś ukrył pod tymi słowami. Uśmiechnęłam się lekko, wiedziałam że patrzy na mnie. Tasha bez słowa nas opuściła, miała chyba zamiar zrobić pogadankę z DD. Mam nadzieję, że coś zdziała. Chase siedział w bezruchu wpatrując się w głębię oceanu ciągnącego się przed nimi. Miała ochotę coś zrobić, ale bała się, że zostanie to źle odebrane. Jednak przełamałam swoje bariery i wtuliłam się w chłopak, tłumacząc się tym że zmarzłam. Chase popatrzył na mnie zaskoczony, ale bez słowa opatulił kocem i objął ramieniem. Poczułam, że Chase ma dreszcze i jego ciało drży, moje prawdopodobnie także, w końcu ta noc nie należy do ciepłych. Posiedzieliśmy tak kilka minut w szumie wody, ale w pewnym momencie Adaś zawołał mnie do domu. Tasha i DD mieli mi coś do przekazania. Przeprosiłam Chase i zapytałam czy nie chciałby iść do domu. On zaprzeczył tylko i przestał zwracać uwagi na otoczenie skupiając się prawdopodobnie na szumie. Opuściłam skalny taras i weszłam do ciepłego domu. Natychmiast skierowałam się do kuchni, ale był tylko tam kubek z parującym napojem, z moim imieniem. Wzięłam kubek w swoje ręce i się rozgrzałam. Zeszłam na dół do laboratorium, pewne rzeczy się tu zmieniły,a mianowicie na miejscu 3 naszych komór stała ściana z drzwiami. Był też dziwny porządek, o który nie podejrzewałabym DD ani Edka w postaci robota, prawdopodobnie Tasha położyła na tym swoje ręce. Na środku pomieszczenia stali DD, Tasha, podekscytowany Leo i Adaś.
B: Jeżeli to jest spotkanie rodzinne to powinien tu być jeszcze Chase, nie uważasz szefuńciu?
DD: Ta rozmowa będzie dotyczyć Chase. Edek daj taras na ekran.
E: Się zrobi, szefie.
Na ekranie z boku pojawił się taras, na którym siedział Chase. Zaobserwowałam dziwne zjawisko, a mianowicie woda pod jego nogami bulgotała. Inni tego nie zauważyli, więc postanowiłam nic nie mówić.
DD: na początek to... Razem z Tashą postanowiliśmy, że będzie cie mieli swoje pokoje. Leo ma pokój obok mamy, wiesz gdzie to jest. Bree będzie miała swój pokój po drugiej stronie korytarza obok łazienki. A Adam będzie miał wspólny pokój z Chase'm, jest on naprzeciwko pokoju Bree. Żebyście mieli blisko siebie w razie jakiś problemów.
T: Myślę, że spodobają się wam pokoje.
DD: Pewnie ciekawią was te drzwi. To jest dodatkowy pokój. Jak ktoś z waszej trójki zrobi cokolwiek co mi się nie spodoba to trafi do tego pokoju. W pokoju jest łóżko, biurko, szafa z waszymi dodatkowymi ubraniami i zamontuję także jeszcze telewizor z ograniczonymi kanałami i z podziałem godzin oglądania. Jest tam również zamieszczona kamera, przez którą ja i Edek będziemy was obserwować.
A: Więc ten pokój to tak jakby POKÓJ KARY?
DD: Tak.
B: Dobra wiemy. Co chciałeś rozmawiać o Chase'e?
DD: Jak wiecie nie jesteście moimi dziećmi, tylko adoptowani?
B/A: Yhmm...
DD: Bree i Adam jesteście biologicznym rodzeństwem. Adoptowałem was jak mieliście ledwie roczek z Domu Dziecka w Aeroport. Chase'a natomiast przygarnąłem od pewnej kobiety, która miała zadłużony dom, samochód i wszystko inne. Mówiła mi że nie jest jego biologiczną matką, tylko prawnym opiekunem. Wspominała też, że znalazła go na ulicy jako porzuconego 2-miesięcznego niemowlęcia, oddała pod nadzór Opieki Dziecka, a po załatwieniu wszelkich dokumentów przygarnęła go zanim trafił do sierocińca lub Domu Dziecka.
Nagle zauważyłam ruch na ekranie. Wszyscy go zauważyli. Chase wstał, w świetle księżyca widziałam jego płynące łzy i zrzucił z siebie koc, bluzę i buty. Nie minęła sekunda a wskoczył do wody. Miałam wrażenie, że widziałam  rybi ogon, który opływał chłopaka i potem znikł w głębinach razem z chłopakiem.
***
Przepraszam że nie pisałam , ale nie było VENYWITA. Jestem w Lubli i nagle zimno, a co tam napiszę, i teraz wszyscy gonią mnie do łózka.
TO BYE BYE
Ps. pisałam głupotuy pod gwiazdami wiec nie zwracac na to uwagi

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 13

Uwaga!!! 13-sty, może się powieść lub nie. od was to zależy xd
***
wyglądali tak jak matka i syn, zupełnie jak ja i ona.
***
Oczami Chase'a:
Tasha do mnie przyszła. Nie chciałem towarzystwa, ale ona się uparła. Przykryła mnie kocem i przytuliła od tyłu. Bez słowa oparłem się o nią tak jak chciała. Siedzieliśmy jakiś czas w milczeniu. Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, pod napływem wiatru. Odwróciłem głowę i zauważyłem Bree zmierzającą w naszym kierunku. Była wściekła to widać, od razu.
-Jak on tak może. Przecież nie może odesłać swojego dziecka... -mamrotała do siebie.
Usiadła obok mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, przy niej zawsze czuję się dziwnie.
- Chase, nie martw się. Nie zrobi tego.
- O to się nie martwię i tak mnie odeśle. Martwię się raczej o... -trochę się zagalapowałem, myśl, szybko- ...o naszą rodzinę, naszą przyjaźń.
No brawo Chase, palnąłeś głupstwo przed dziewczyną z marzeń. Popatrzyłem niepewnie na dziewczynę, patrzyła w stronę morza więc nie widziałem mimiki twarzy. Odwróciła się w moją stronę, zauważyłem cień uśmiechu na jej ustach.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 12

Od razu wiedziałam że chce go zganić za prawie nie wykonanie misji.
***
Usiedliśmy przy stole, a ja wpadłam na pewien pomysł. Chciałam wiedzieć wszystko co się dzieje w tym domu, dlatego poprosiłam Edka by włączył obraz z laboratorium. Po sekundzie na ekranie pojawił się Chase i DD. Mężczyzna siedział na krześle, a chłopak stał przed nim jak oskarżony przed sądem.
DD: ..., że nie mogę tego pochwalać.
Ch: Wiem szefie.
DD: Testy wychodzą ci coraz gorzej, misje prawie zawalasz i jeszcze wiele innych. Nie zmuszasz mnie chyba żebym wszystkie je wymienił.
Chase nie odezwał się, tylko pokręcił przecząco głową.
DD: Albo wciągu tygodnia się poprawisz, albo będę musiał użyć drastycznych kroków.
Ch: Nie myślisz chyba o...?
DD: Wiesz co ci grozi. Więc tak myślę o tym.
Chase wbił wzrok w czubki swoich butów. DD wcisnął jakiś guzik na swojej konsoli sterowania. Nad chłopakiem pojawił się pierścień. Nagle błysnęło i Chase się pojawił w zwykłym stroju.
DD: Pamiętaj, co ci mówiłem.
Edek szybko wyłączył ekran. Ja z Tashą patrzyłyśmy osłupiałe na wygasły już ekran. Adaś pewnie nie słuchał, tylko zajadał tosty, a Leo był zaskoczony. Próbował się ode mnie dowiedzieć jakie miejsce mieli na myśli. Gdy w drzwiach na schody pojawił się DD, od razu zmieniłam wyraz twarzy i uciszyłam Leo. "Tata" usiadł przy szczycie stołu. Tasha nałożyła mu porcję tostów i nalała syrop klonowy.
B: Gdzie Chase?
DD: Nie wiem.
B: Edek! Poszukaj Chase'a.
E: Się robi!
Przez tą rozmowę straciłam apetyt na smacznie wyglądające tosty. Nagle na ekranie telewizora pojawił się widok na skarpę przy naszym domu. Na brzegu, z podkulonymi nogami siedział Chase. Nie było widać jego twarzy, ale podejrzewałam że płakał. Chciałam wstać od stołu i pójść do niego, ale Tasha mnie powstrzymała. Kazała Leo pójść do pokoju, a sama wzięła koc i ruszyła na skarpę. Chciał żebyśmy porozmawiali z DD o tym co się wydarzyło na dole. Poczekałam, aż znikną za progiem drzwi.
B: Nie możesz go tam wysłać.
DD: Skąd ty o tym wiesz?
Z punktu widzenia Leo:
Po tym co usłyszałem w ekranie, wiedziałem od razu że coś się święci. Próbowałem wydusić z Bree coś na temat tego miejsca, ale one się nie odezwała. Od razu mnie uciszyła, jak tylko tata pojawił się w progu. Zapanowała cisza nad stołem. Skończyłem jeść swoją porcję, Bree chyba nie mogła. 
B: Gdzie Chase?
DD: Nie wiem.
B: Edek! Poszukaj Chase'a.
E: Się robi!
Po kilkunastu sekundach na telewizorze pojawił się widok na skarpę. Mama kazała mi pójść do pokoju, a sama poszła z kocem do Chase'a. Wszedłem do swojego pokoju, trzasnąłem drzwiami i klapnąłem na łóżko. Teraz sobie dopiero przypomniałem, że pojutrze idę do nowej szkoły. Westchnąłem. Zajrzałem za okno i dopiero teraz zauważyłem, że mam z niego widok na skarpę. Dokładnie widziałem mamę i Chase'a opatulonego kocem. Mama kucnęła za bratem i otoczyła go ramionami, także on się o nią opierał i przytulał jednocześnie, wyglądali tak jak matka i syn, zupełnie jak ja i ona.
***
Hej! Może być???
PS. Sorry za pomyłkę!!!!! Już poprawione xd

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 11

tylko umykali przed uderzeniem nogą lub spaleniem się laserem.
***
Mecz w końcu, po wielu zmaganiach, wygrali drużyna Montag. DD wściekł się, bo jak się okazało był on sponsorem całej sportowej szkoły Montag. Chase od momentu rozpoczęcia meczu się rozchmurzył i chętnie uczestniczył w rozmowach i zabawach, jakie się rozgrywały. Tasha postanowiła zacząć robić kolację, a Leoś ciągle siedział przy telewizorze. Tym razem oglądał jakieś Kreskówki, chyba Srebro do odnalezienia najgłupsza kreskówka tej stacji. My, nadludzie, natomiast zeszliśmy do piwnicy i zaczęliśmy ćwiczyć. Jak to zawsze. Gdy już byliśmy ubrani w stroje Lab Rats, DD powiadomił nas że będziemy ćwiczyć w wirtualnej rzeczywistości. Ja od zawsze uwielbiałam ten rodzaj ćwiczeń, bo mogę się wybiegać bez ograniczeń. Założyliśmy nasze specjalne rękawice i okulary, które wyglądają jak przeciwsłoneczne, tylko plus mała antenka na boku. Stanęliśmy w trójkę na podeście i przygotowywaliśmy się umysłowo na naglą zmianę otoczenia. Nigdy nie było wiadome w jakim terenie będziemy ćwiczyć, dopóki się tego nie zobaczy. Tym razem to była stacja kosmiczna, nie wybiegam się.
DD: Dzisiaj poćwiczycie sobie działania w kosmosie. Bree na całej stacji sprawdza czy inne komory są prawidłowo podłączone, Adaś uwalnia wszystko od gruzów, które się zapadły, a Chase podłączy się do głównego komputera, złamie system, zatrzyma stację i jednocześnie broni generator 3000TLV swoim polem magnetycznym, przed dostaniem się tam gazu J.O.K.A.
Ch: Dlaczego mam dwie rzeczy robić?
DD: Są 4 zadania, a włamać się do komputera potrafisz tylko ty, a Adaś i Bree nie mają jak zrobić pola magnetycznego. Zresztą musisz tylko przed generatorem stanąć, użyć pola i ekranu holograficznego. Tyle.
Komputer: Do rozpoczęcia misji pozostało 10 sekund...9...8...7
DD: Każdy zna już swoje zdanie?
K: 5...4...3...
A/B/Ch: Tak!
K: 2...1...Misja została rozpoczęta. Komunikacja została odcięta. Do skończenia misji pozostało 00:29:05 czasu. Piiiip...
No i zaczęliśmy wykonywać swoje czynności. Swoją super-prędkością w kilka sekund pokonałam drogę do najbliższej komory, wszystko sprawdziłam i pobiegłam do kolejnej. W ciągu 10 minut obiegłam wszystkie komory. Dobiegłam do swoich braci. Adam wykonał już połowę swojej roboty, postanowiłam mu troszeczkę pomóc, bo po pewnym namyśle nie mam jak pomóc Chase'owi, chyba że go dopingować, ale nie może się skupić jak jest jakiś hałas. Kiedy Adaś i ja skończyliśmy na ekranie było 00:01:30. Podeszliśmy do chłopaka i zauważyłam że jest zmęczony. Przed nim widniał holograficzny ekran, na którym ciągle coś się ruszało, a ręce było wyprostowane i napięte. Wiedziałam od razu że z trudem utrzymuje pole magnetyczne. Nagle w jego oczach pojawił się błysk, na ekranie pojawił się jeszcze napis ACCEPT i zniknął, opuścił ręce, pole magnetyczne zniknęło i on sam ledwo utrzymał się na nogach. Zerknęliśmy na ekran i tam migało 00:00:01. Wokół nas zniknął teren stacji kosmicznej i pojawiło się laboratorium. Naprzeciwko nas stał DD z ukrzyżowanymi rękoma z zawiedzionym i wściekłym wzrokiem. Patrzył prosto na Chase'a, a on gdy zauważył że DD się na niego patrzy spuścił wzrok. Obok szefa stała Tasha z tacą tostów z syropem klonowym, a obok niej Leo, który patrzył zachwyconym wzrokiem na teleporter wirtualny. DD pozwolił mi i Adasiowi pójść na górę i zjeść kolację, a Chase'owi kazał zostac, tłumacząc się że musi z nim omówić pewne sprawy. Od razu wiedziałam że chce go zganić, za prawie nie wykonanie "misji".
***
Jest w końcu się za to zabrałam. Cieszę się nawet z tego rozdziału. Tylko nie wiem czy nie za dużo akcji, czy za mało. Napiszcie to....

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 10

Po chwili Chase pojawił się w progu, wzrok miał wbity w podłogę, jakby był nad czymś zamyślony. Gdy nas zobaczył, uśmiechnął się.
***
Zastanawiałam się o co chodzi. DD zszedł na dół, by sprawdzić czy wszystko działa jak należy. Tasha zrobiła nam podwieczorek, czyli galaretka z bitą śmietaną, a Chase'owi dała kisiel z czekoladą, bo on nie może jeść galaretki. Delektowaliśmy się prawię godzinę naszym posiłkiem, oglądaliśmy mecz Tyrani kontra Montag, cała nasza piątka kibicowała Montagom, tylko DD Tyranom. Były tak wielkie emocje, że Adaś strzelał laserami (dobrze że mieliśmy tarczę wchłaniającą laser), Chase oglądał mecz z sufitu, a ja gdy wrzeszczałam miałam za każdym razem inny głos. DD, Leo i Tasha nie zwracali na nasze dziwactwa uwagi, tylko umykali przed uderzeniem nogą lub spaleniem się laserem.
***
Jest źle, źle....
Nie mam pomysłu!!!!!
TOTALNIE!!!!!
Pomóżcie mi...

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 9

L:Co to jest ten PWRN?
DD: Pokój W Razie Niebezpieczeństwa.
***
L: Aha... Ciekawe...
DD: No już, już. Szybko, rozdzielić się!!! Ale już!!
A: Chodźcie za mną.
Kiedy Adaś ruszył się z swojego miejsca, nagle zgasły światła. Niestety DD nie zadbał o mój wzrok, żeby się przyzwyczaił w ciemności, ale mam czujniki, które piszczą mi, gdy stoi mi coś na drodze. Nie uderzając się o nic spokojne doszedłem do szafki, w której trzymamy wszystko na zapas, na czarną godzinę. Wyciągnąłem 3 czołówki i 3 zwykłe latarki. Jedną czołówkę sobie założyłem, 2 dałem Adamowi i Bree, a latarki dałem reszcie, na zapas, gdyby się nasze wyczerpały. Rozdzieliliśmy się, ja poszedłem schodami w górę, a reszta gdzieś tam. Doszedłem do drzwi, zamkniętych kodem. Rozbroiłem system i wszedłem do starego laboratorium doktorka. Idąc za strumieniem światła mojej latarki, poszukałem bezpieczników. Pomieszczenie było duże, więc trochę mi zajęło. Gdy w końcu znalazłem, natychmiast otworzyłem i zauważyłem, że ktoś majstrował przy bezpiecznikach, wszystkie były wyłączone, a zapasowe odcięte. Wszystko włączyłem, zapasowe generatory dopiąłem i na wszelki wypadek, unieruchomiłem. Gdy wszystko było już dobrze, światła się zaświeciły w całym domu. Podnosząc się z klęczek, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było olbrzymie, ale moją uwagę przyciągnęło coś wielkiego na środku sali. Podszedłem i rozpoznałem "Wszczepiacz chipów". Wszystko było podłączone, żaden kabel nie odłączony, chociaż zasilanie powinno być, na ekranie wyświetlało się jakieś polecenie wstukane przez kogoś. "Maszyna gotowa do użytku, rozszczepienie 12387GietChase45, czas do włączenia automatycznego działania 12:34:09." Nie od razu zrozumiałem polecenia, ale po przeczytaniu drugi raz, rozbrajacz systemu zaczął działać. Przypomniałem sobie, że mój kod brzmi tak samo jak na poleceniu, 12387GietChase45. DD chciał mojego chipu się pozbyć??? Byłem przerażony. Ogarnąłem się szybko. Postanowiłem jeszcze tu wrócić, chyba że dowiem się o co biega. Zamknąłem szafkę z bezpiecznikami. Zgasiłem światło i zamknąłem drzwi. Zszedłem po schodach na dół. Przy ladzie czekali już wszyscy. Uśmiechnąłem się do nich.
Oczami Bree:
Wbiegłam na dół, sprawdziłam grzejniki. Były zimne, to znaczy, że nie ma prądu w całym domu. Wpisałam kod do uruchomienia zapasowych generatorów, ale pojawił się napis "ERROR". Ktoś chyba majstrował przy bezpiecznikach. Nagle zaświeciło się światło. Chase'owi udało się włączyć prąd, zapasowe generatory też zostały podłączone. Gdy wszystko już było dobrze, spotkałam się ze wszystkimi przy ladzie w kuchni. Brakowało jeszcze Chase'a. Usłyszeliśmy trzask drzwi i kroki na schodach. Po chwili Chase pojawił się w progu, wzrok miał wbity w podłogę, jakby był nad czymś zamyślony. Gdy nas zobaczył, uśmiechnął się.