niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 22

Oczami Bree:
Chase'a nie ma już drugi dzień. Szef nie może wykryć gdzie on jest. Wyjaśnia nam, że coś zagłusza sygnał jego chipa, tak jakby był w jakimś innym świecie. Mówi też, że ostatni sygnał był gdzieś na Pacyfiku, podobnie gdzieś w okolicach Trójkąta Bermudzkiego. Gdyby tylko nie ten sztorm, wysłalibyśmy drony w poszukiwaniu Chase'a.
- Bree? Wstałaś już? -Tasha wiedziała co czuję do Chase'a- Chodź na śniadanie.
- Jak myślisz? Stało mu się coś? -rozpłakałam się.
- Bree! Bądź dobrej myśli. Na pewno wróci cały i zdrowy, a jak nie wróci to go znajdziesz. A teraz chodź na śniadanie. Burczy ci  w brzuchu
Zaśmiałam się przez łzy i bez słowa wstałam z łóżka.
- Cześć Bree! Dobrze się spało? -spytał się radosny Leo.
- Tak, dobrze, dziękuję.
Odzyskałam na nowo nadzieję na straconą miłość. Zjadłam z rodzinką, oczywiście bez Donalda, który wstydził się pokazać, tradycyjne śniadanie. Potem oglądaliśmy kabaret. Śmialiśmy się do bólu brzucha, nie wiedząc że gdzieś tam na Pacyfiku w tym samym czasie śmieje się inna rodzina. Po kilkunastu minutach postanowiłam pójść na taras. Musiałam ubrać płaszcz przeciwdeszczowy i wziąć parasol. Lało jak z cebra. Mam nadzieję że Chase jest bezpieczny, w końcu sztorm pojawił się niecałe 2 h po zniknięciu Chase'a. Usiadłam sobie na ławeczce, pod balkonem. Patrzyłam na horyzont. Przez chmury nieśmiało przebijało się słońce. Rozmyślałam nad tym co się ma wydarzyć, miałam intuicję, która mówiła mi że coś się dzieje. Miałam nadzieję że Chase'owi nic się nie stało i jakoś dotarł na ląd jeszcze przed sztormem. Zamknęłam oczy i wpłynęłam w świat marzeń. Nagle przed oczami stanął mi obraz smutnego Chase'a schodzącego z strychu, gdy prąd padł. Wiem! Wstałam na równe nogi, może tam będzie odpowiedź na moje pytania. Weszłam do domu, ściągnęłam zbędne rzeczy. Skierowałam się w stronę schodów na strych mijając kuchnię. W kuchni zastałam Tashę, której powiedziałam, że idę na strych i proszę żeby mi nie przeszkadzać. Macocha się zdziwiła, ale pozwoliła mi, twierdząc że to jest tzw. potrzeba ciszy i spokoju. Przytaknęłam jej, żeby nie mieć kłopotu i z pośpiechem wlazłam na górę, dokładnie mówiąc pobiegłam swoją nadludzką mocą. Stanęłam przed drzwiami na którym był kod. Zastanawiałam się jaki może być kod, gdy po chwili znalazłam w ciemnościach kartkę, na której była zakodowana wiadomość. Były jakieś literki i cyferki. A po chwili skapowałam, że to szyfr BAC'a, który ja ze swoimi braćmi wymyśliliśmy w dzieciństwie.
"MIYCQWQSC/CQ/YRD/FYZLQ/CQ/CBSMI/LQ/9*&09POT62[L]" To znaczyło: "WIADOMOŚĆ/DO/ABC/HASŁO/DO/DRZWI/TO/..." Wiadomość była pisana w pośpiechu, a naszym szyfrem w pośpiechu potrafi pisać tylko Chase, Adam i ja musimy pomyśleć, która litera, była za którą. Ale wracając. Odkryłam klawiaturę do wpisania kodu i stwierdziłam że to zwykła klawiatura telefonu. Jakież było moje zdziwienie. Drzwi otworzyły się z piskiem, ktoś chyba dawno tu nie oliwił. Natychmiast zaświeciłam światło, bo ta ciemność sprawiła mi dreszcze. Rozpoznałam stare laboratorium DD, w którym to staliśmy się nadludźmi, które potem szef zamknął, po pewnym wypadku. [Kiedy indziej się dowiecie] Ściany były kiedyś białe, ale jak ABC się nudzi to nie ma się zmiłuj. Wszędzie, na ścianach, podłodze i gdziekolwiek indziej, były malunki naszego dzieła. Cieszę się że DD nie zburzył tego miejsca, to ma tyle wspomnień. Wszystkie wynalazki, graty i cokolwiek tam było, zostało przed laty zakryte płachtą, na której był kurz. Ale na środku pomieszczenia była maszyna nie zakryta, a nawet zasilanie nie było odłączone. Podeszłam bliżej i rozpoznałam pamiętny "Wszczepiacz chipów", od którego zaczęła się przygoda ratowania świata. Ale zdziwiłam się że zasilanie jest włączone. Zerknęłam na ekran sterujący: "Maszyna gotowa do użytku, rozszczepienie 12387GietChase45, poszukiwanie chipa nr 3"Skądś kojarzyłam tą nazwę, ale za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć. Nagle coś zapiszczało i ze środka maszyny wysunęła się kamerka, która zeskanowała mnie, na wysokości szyi, w karku mieliśmy chipy. Światło było niebieskie, a gdy skończyło się skanowanie, zmieniło się na czerwone. Gdy kamerka się schowała i rozległ się komputerowy głos: "Błąd. Chip nr 1. Błąd". Nie wiedziałam co o tym myśleć. Postanowiłam, że przejdę po całym pomieszczeniu, sprawdzić czy nie ma żadnych wskazówek. Szłam przy ścianie, przy okazji patrząc na pamiętne rysunki z dzieciństwa. Namalowane były w większości wymarzone domy, pałace i też auta, autorstwa Adama i mojego. Chase natomiast malował mało, a jak już malował to były to jakieś kwadratowe ludziki [minecraft xd] albo labirynty. Gdy doszłam do rogu przy oknie, który zajmował prawie całą ścianę, zauważyłam rysunek, który był inny od wszystkich. Nie namalował go na pewno Adam, Chase ani ja, to ktoś poza naszą rodziną, bo DD jak już malował to zupełnie inaczej, a Tasha i Leo nigdy tu nie weszli. Przyjrzałam się temu rysunkowi, przedstawiał wodę i brzeg kamienisty. Na brzegu stały 6 osoby, 3 dziewczyny i 3 chłopaków, wszyscy się przytulali, a w wodzie pływało też 6 osób, kobieta, mężczyzna, 2 chłopców i 2 dziewczyny. Wszyscy byli uśmiechnięci...

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 21

zdążyłem tylko krzyknąć i wpadłem do wody.
***
Natychmiast po chwili poczułem chwytające mnie ręce i wyciągające z wody. Zostałem położony na podłodze, gdzie nade mną pochylił się Marcus.
- Hej, Chase!!! W porządku??? -nie odpowiedziałem, tylko wyplułem wodę która mi wleciała do ust. Marcus podniósł mnie do pionu, abym bez problemu pozbył się wody z ust. Kiedy nie jestem przygotowany mogę się zachłysnąć wodą. Po pięciu minutach mogłem normalnie mówić. Rozejrzałem się. W pokoju była tylko Merienda i Marcus, reszta nie wiem gdzie była. Z pomocą Marcusa wstałem i usiadłem na fotelu. мајка przez chwilę przyglądała mi się, po chwili coś powiedziała po macedońsku do Marcusa i wypłynęła z pokoju. Marcus podszedł do łóżka, wziął koc i mnie nim opatulił.
- Co мајка powiedziała?
- Że ty drżysz i mam cię przykryć kocem i że za chwilę przygotuje ciepłą zupę, która cię rozgrzeje.
I rzeczywiście po chwili było czuć przyjemny zapach. W dziurze pojawiła się Merienda, która trzymała w rękach naczynie, które przypominało termos. Podała je chłopakowi i odpłynęła. Marcus wziął je i otworzył. W środku była nietłukąca miska, z której parowało. Podał mi ostrożnie miskę i kazał jeść. Po 10 minutach zjadłem i poczułem senność. Natychmiast odpłynąłem, ostatnie co poczułem to, że ktoś wziął mi z rąk naczynie.
Następnego dnia gdy się obudziłem, wiedziałem, że coś jest nie tak. A mianowicie leżałem w łóżku w piżamie, którą konkretnie była za duża koszulka, należąca albo do Marcusa albo Asear'a i bokserki, na które stanowczo nie były moje. A nie pamiętam, żebym się przebierał, ani położył w łóżku. Usiadłem na skraju łóżka, rozglądając się. Na łóżku obok spał dalej starszy chłopak. Nagle otworzyły się drzwi i przez nie wszedł jakiś mężczyzna.
- O! Chase, obudziłeś się -zdziwiłem się- Jestem Konstanty. Wujek Marcusa. Jako jedyny, z członków jego ludzkiej rodziny, zna jego sekret w postaci ojca syrenę.
Nie zastanawiałem się, nad tym, że Marcus ma jeszcze jakąś rodzinę poza tą tutaj.
- Co pan tutaj robi?
- Tylko proszę nie per "pan". Mów na mnie Kostek lub wujek. A odpowiadając na twoje pytanie. Od czasu do czasu przypływam tutaj swoją motorówką, w odwiedziny do Marcusa, a on przyjeżdża do mnie.
- Ale jak się tutaj dostałeś? Przecież jest sztorm.
- Przybyłem tutaj jeszcze przed złą pogodą i utknąłem. Wybacz, jeśli zapytam, ale kto jest twoimi rodzicami?
- Jestem adoptowany przez Davenporta.
- A znam Davenporta. Ale nie znasz swoich prawdziwych rodziców, tak?
- Tak.
- Bardzo mi kogoś przypominasz, a mianowicie moją siostrę, mamę Marcusa, która jak wiesz nie żyje. To mogłoby być bardzo możliwe, ale wiedziałbym, że była drugi raz w ciąży. Chociaż... mógłbym nie wiedzieć.
- To czyli stwierdzasz że, jestem do kogoś bardzo podobny i mogłoby być prawdopodobnie możliwe?
- Yyy... Nie wiem. Marcus jest bardziej podobny do ojca, ale ma oczy i opiekuńczy charakter matki. Natomiast jak teraz na ciebie patrzę i z tobą rozmawiam mam wrażenie jakbym patrzył na męską i młodszą wersję siostry, nie licząc oczu, które masz niebieskie [kocham niebieskie oczy].
W tym momencie Marcus wstał. Zauważył Kostkę.
- Cześć wujku. Co tu robisz? Myślałem, ze nie można wychodzić ze swoich domów.
- Założyli kopułę, teraz można przemieszczać się między wyspami Bermudów.
- Kiria się nie martwi?
- Martwi się martwi, ale zdołałem ją uspokoić.
- Kto to jest tak Kiria? -spytałem się.
- Moja żona.
- Aha.
- Dobra chłopaki. Dość tych pogaduszek. Przebierać się i na śniadanie.
Konstanty wyszedł, a ja popatrzyłem na Marcusa, który mi się przyglądał. Nagle przypomniałem sobie coś i się zarumieniłem.
- Dlaczego się rumienisz?
- To ty przebrałeś mnie w piżamę?
- Tak. Spałeś już.
- Mogłeś mnie obudzić.
- Słodko wyglądałeś jak spałeś, nie miałem powodów by cię budzić -zarumieniłem się jeszcze bardziej- Słodko wyglądasz jak się rumienisz.
Spuściłem wzrok, za pewnie wyglądając jak burak.
- Musisz tak iść na śniadanie dopóki мајка nie znajdzie jakiś spodni, lub nie kupi jakiś nowych na twój rozmiar.
- To ja nigdzie nie idę. Poczekam.
- Chase! Idziesz i nie masz tu swojego zdania.
- Mam. To nie jest "Pytanie czy wyzwanie"
- Będzie i masz wyzwanie: pójść do jadalni i zjeść śniadanie.
Odmówiłem. I próbowałem zostać w miejscu, ale Marcus, jak to uparty Marcus. Przerzucił mnie przez ramię i bez słowa wszedł do jadalni. Czułem na sobie spojrzenia innych. Marcus posadził mnie na krześle, każąc się nie ruszać. Zarumieniłem się, widząc jak wszyscy mają rozbawione miny. Natomiast Marcus o mało nie wybuchnął śmiechem. 
- Witaj, Chase. Miły poranek?
- Tak -szepnąłem.
Kątem oka zauważyłem, że wujek Konstanty przybliża do mnie rękę. Wkłada pod koszulkę i łaskoczę. A ja o mało nie wyskoczyłem z krzesła. Wszyscy zauważyli moją reakcję i wybuchli śmiechem, bez wyjątku. Kręciłem się próbując wydostać się spod ręki Kostki, ale on nieustannie mnie łaskotał. W końcu przestał, a Asear powiedział smacznego i zaczęliśmy jeść. Zauważyłem, że ja, wujek i Marcus mamy mleko z płatkami, a reszta, coś co wyglądało jak płynna galaretka z wodorostami.
- Widzę że interesuje cię co to jest. To jest takie coś jak wasze mleko z płatkami, tylko że dla syren. 

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 20

Terra i Northy bardzo się ucieszyli, bliźniaki też, ale niezauważalnie, Marcusowi zaś podniosły się kąciki ust.
***
Sam, widząc ich radość, nie mogłem się powstrzymać od uśmiechnięcia się. Było dopiero południe, a my nie mogliśmy wychodzić z wiadomych powodów, więc postanowiliśmy sobie zagrać w gry. Aby syrenim dzieciom było wygodniej wraz z Marcusem usiedliśmy na dywanie. Na początku graliśmy w gry planszowe, a potem gdy wszystkie gry nam się znudziły, zagraliśmy w "Pytanie czy wyzwanie" Musieliśmy się główkować jakie wyzwanie dawać syrenom. Jako, że Marcus jest najstarszy, on zakręcił pierwszy. Wypadło na Northy'ego.
- Dobra braciszku. Pytanie czy wyzwanie?
- Niech będzie... pytanie.
- Hmm... Czy to prawda, że podoba ci się Anastazja z PRH? -na ustach starszego pojawił sę chytry uśmieszek, natomiast Nor zrobił zdziwione oczy i się zarumienił
- T...tak -odpowiedział jąkając się.
- Ha! I co Skip? Wygrałem zakład!! -Marcus był naprawdę prze szczęśliwy- Patrz Chase, to jest ta Anastazja z Pierwszego Rzędu Harcerzy. Ładna, nie?
- No rzeczywiście ładna, nie dziwię się, że ci się podoba -na zdjęciu była dziewczyna, a dokładniej syrena, z blond-włosami i piwnymi oczami- Dobra Northy. Teraz ty kręcisz.
Chłopak zakręcił i wypadło na Storm, która chyba była naprawdę prze nieszczęśliwa.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Zaryzykuję i wyzwanie -była naprawdę zdołowana.
- Hehe. Mam super zadanie dla ciebie specjalnie. Masz... -chwila niepewności- pocałować Chase'a!
- CO!?!? NIE!!! - krzyknąłem jednocześnie z Storm.
- No niestety. Są zasady. Storm musi to zrobić, a Chase nie ma tu zdania -wtrącił się Marcus, który cudem powstrzymał dziewczynę od rozszarpania młodszego chłopaka.
Storm westchnęła cierpiętniczo i podpłynęła bliżej brzegu, a ja natomiast sztywno się do niej przysunąłem. Marcus kazał mi się położyć, podpierając się na łokciach, posłuchałem go, wiedząc że nic nie mogę zrobić. Nadstawiłem głowę i zamknąłem oczy, niestety nie chciałem tego widzieć. Po chwili poczułem na swoich ustach smak wiśni, który pozostał nawet po zniknięciu ust. W tym czasie usłyszałem jeszcze flesz aparatu. Zaskoczony otworzyłem oczy i zauważyłem Marcusa trzymającego aparat, który wydał jeszcze jedno kliknięcie. Terra, Northy, Skip i o dziwo Storm oglądali zdjęcie zrobione przed chwilą, a ja bez ruchu leżałem na brzuchu, patrząc się na głębię wody przede mną. Usłyszałem jak Marcus usiadł obok mnie.
- Twój pierwszy pocałunek? -niespodziewanie zadał niespodziewane pytanie.
- Nie wiem. Nie pamiętam, ale chyba tak -odpowiedziałem nawet nie myśląc co właśnie powiedziałem.
Nagle poczułem rękę gładzącą mi głowę. Popatrzyłem przed siebie i zauważyłem Terrę. Uśmiechała się do mnie, odwzajemniłem nieśmiało gest.
- Nie martw się. Znajdziesz jeszcze dziewczynę, która cię pocałuje. Ja już się całowałam z wieloma chłopakami.
- Ty?! Masz dopiero 8 lat? -byłem naprawdę wielce zaskoczony.
- To u nas normalne. Zazwyczaj pierwszy pocałunek jest w tym samym roku, w którym się zaczęło edukację szkolną.
Nagle Terra zniknęła pod taflą wody, a Marcus dalej siedzący obok mnie rzucił się na mnie z łaskotkami. Łaskotał mnie pod pachami i na brzuchu, a ja mam naprawdę duże wrażliwe miejsca. Śmiałem się, nie mogąc złapać oddechu. Nagle Marcus przestał łaskotać, ale nie zdążyłem złapać oddechu, bo zaraz cała pozostała czwórka rzuciła się na mnie. Śmiali się wszyscy, ja także. Zaczął mnie brzuch boleć od śmiechu i duszenia się śmiechem.
- Hej, hej! A co ty się dzieje? - usłyszeliśmy nagle męski głos, wszyscy się odwróciliśmy w stronę wody, z której wynurzał się "Neptun", a za nim Merienda.
- Odkryliśmy łaskotki u Chase -powiedział w miarę spokojnie Skip.
- Tak? -wszyscy przytaknęli oprócz mnie, miałem chyba wrażenie, że wiedziałem co się za chwilę wydarzy- No to dalej! Wszyscy, bez wyjątku, na Chase'a!!!
Wszyscy się na mnie rzucili, i łaskotali wszędzie, gdzie to możliwe. Nagle turlając się, na brzegu straciłem równowagę, zdążyłem tylko krzyknąć i wpadłem do wody.

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 19 [Rozmyślania Chase'a]

"Kim jestem?" - to pytanie zadaje sobie miliardy ludzi na całym świecie.
Ale kim ja jestem?
Jestem Chase Davenport, adoptowany syn Donalda i Tashy Davenport, młodszym bratem Adama i Bree oraz starszym bratem Leo.
Ale to tylko cząstka tego kim naprawdę jestem.
Jestem jednym z nadludzi, mam wielką moc, tak jak moje rodzeństwo, mam niewyobrażalnie wielki umysł i potrafię kontrolować pole elektromagnetyczne.
Wiem, że dopiero się uczę, ale wiem że jestem potężny.
***
Nikt nie zna mojego prawdziwego pochodzenia, ale też nikt nie wie że mam koszmar z nim związany.
Nikt nic nie wie, ja także. Czuję się samotnie. Czuję się niepotrzebny.
Rodzeństwo w misjach równie dobrze mogłoby ratować świat beze mnie.
Radość mojej "rodziny", jest dla mnie dobitna. 
***
Ale w pewnym punkcie życia, odkryłem radość. Punkt, którego szukałem od wielu lat.
Czułem się spełniony, po tym jak zostawiłem rodzinę Davenport w tyle. Po tym jak poznałem osoby, które traktują mnie jak rodzinę. Poczułem się jakbym miał naprawdę rodzeństwo, rodziców, którzy może i mówią po macedońsku, to i tak traktują mnie z miłością.
Miałem rodzeństwo, najróżniejsze, ale i takie same. Miałem rodziców, nieludzi tak ja jak.
Mam rodzinę, którą szukałem, której nie znalazłem tam na dużym lądzie.
***
Cieszyłem się że nie muszę tam wracać. 
Ale poczułem ukłucie serca, które musiało to wszystko zepsuć.
Pomimo że byłem spełniony, w końcu mam wszystko, to i tak właśnie poczułem brak tego, co pozostawiłem tam u Davenportów. Ale co tam pozostawiłem?
Pozostawiłem tam sprawcę mojego uśmiechu, pozostawiłem posiadacza mojego serca. Zostawiłem wszystko co ludzie nazywają "miłością życia".
***

No i oczywiście zmaściłam, proszę skomentujcie, proszę oceńcie, proszę ochrzańcie mnie, w ostateczności proszę pochwalcie mnie.
A i mam takie pytanie: Wiecie co Chase zostawił w Houston?
[jakby ktoś nie wiedział - miasto gdzie mieszkają Davenport]
***
Naszło mnie na to po tym jak zaczęłam się uczyć na jutrzejszy sprawdzian z WOS-u.
A mianowicie to:
""Kim jestem?" - to jedno z najważniejszych pytań, jakie zadaje sobie człowiek. Szukając na nie odpowiedzi, odkrywa własną tożsamość. [..] Autorytety pozornie rzadko mają korzystny wpływ na decyzje podejmowane przez ludzi."

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 18

Marcus, Skip i Storm przedstawili mi swoje pozostałe rodzeństwo, czyli Terra i Northy.
***
Mogę śmiało powiedzieć że ten kurczak z warzywami, zrobiony według syreniego przepisu, był przepyszny.
- мајка, obiad był przepyszny.
- Dziękuję, син.
- Co to znaczy?
- Synu, synu -odpowiedział mi Asear.
O dziwo nie poczułem zaskoczenia. Zauważyłem już, że oni traktują mnie jak jednego z nich. Po zjedzeniu obiadu siedzieliśmy jeszcze przy stole i rozmawialiśmy. Dowiedziałem się że Skip i Storm są bliźniakami rok młodsi ode mnie, Terra ma 8 lat, a Northy 10. Marcus natomiast jest starszy o rok i jest on synem отец i kobiety z lądu, która niestety nie żyje. Zbudowali ten dom z myślą o Marcusie i jeszcze innych ludzkich dzieciach, bo jak się dowiedziałem ten dom mieści kilka mieszkań, a największy z nich zajęła rodzina królewska, tym samym największa rodzina, bo jako jedyna z 5 dzieci.
- Chodź, Chase. Idziemy do pokoju -Marcus wstał od stołu.
- Okej.
Marcus i ja poszliśmy do pomieszczenia obok, bliźniaki i młodsze rodzeństwo popłynęło za nami pod podłogą. Kątem oka zauważyłem, że para dorosłych wyłożyła się wspólnie na kanapie, przytulając się i gotując się do drzemki poobiedniej. Gdy zamknęły się za mną drzwi, w dziurze pojawiła się cztery głowy. Marcus usiadł na fotelu, a ja na łóżku.
- Chase, pytałeś się kiedy będziesz mógł wrócić do domu. Odpowiem Ci, że nie wiem. W ostatniej chwili weszliśmy do domu, bo tuż po tym rozpętał się ogromny sztorm z piorunami. Jest on na wszystkich wodach, także na oceanach, zatokach i morzach połączonych z Atlantykiem. Bramy zostały zamknięte, ale jeśli bardzo chcesz wrócić, tata może załatwić ci transport na najbliższy ląd. Znajdujemy się na Bermudach, więc mówię tu o okolicach Miami, a może nawet o Nizinie Atlantyckiej
- Mniej więcej ile potrwa taka pogoda?
- Patrząc na prognozy nieba, fal i gęstości chmur, to jutro powinno trochę osłabnąć, wtedy bez problemu będzie dopłynięcie na Florydę [Miami] lub Waszyngton -odpowiedział Skip, który bardzo interesował się meteorologią, czyli zjawiskami w atmosferze [pogoda]- Ale tam gdzie mieszkasz, to czyli Houston- Zatoka Meksykańska, możliwe dopłynięcie dopiero pojutrze albo najwyżej za 3-4 dni. Zależy jaka pogoda będzie w następnych dniach.
- No więc Chase. Czekasz czy wracasz? -spytał się mnie Terra, która widocznie mnie polubiła.
- Nic mi się nie stanie jak zostanę. Zresztą nie jestem jeszcze w humorze, żeby wrócić do domu -Terra i Northy bardzo się ucieszyli, bliźniaki też, ale niezauważalnie, Marcusowi zaś podniosły się kąciki ust.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 17

...pożarcia przez rekiny lub kraby.
***
Nie wiedziałem co robić. Przyjąłem już do wiadomości, że to się dzieje naprawdę. Chciałem wstać, więc się zapytałem Marcusa czy mogę. Nie był przekonany, czy zebrałem już dość sił, ale po namowie pomógł mi wstać i podprowadził do sąsiedniego pokoju, który był czymś na kształt kuchni i basenu naraz. Kuchnia w niektórych miejscach miała dziury, w których była woda. W jednej z nich była kobieta z ogonem w średnim wieku. A na przeciwko blatu, czyli po drugiej stronie pomieszczenia, na dziwnej wodnej kanapie siedział, albo dokładniej, rozłożył się, mężczyzna także z ogonem zamiast nóg, który wyglądał na kogoś ważnego, miał złote bransolety na nadgarstkach, naszyjnik z muszli i coś na kształt korony z koralowców na głowie. Podejrzewam że to jest sam Neptun, król mórz i oceanów.
- O! Witaj chłopcze. Widzę że lepiej wyglądasz. Jak moje dzieci cię tu przyniosły wyglądałeś jakbyś co najmniej zjadł wiadro rozłożonych małży, a uwierz mi one są ohydne! -odezwał się król.
- Tato! -Marcus chyba nie był zadowolony z ostatniego zdania.
- Dzień dobry... -nie wiedziałem co powiedzieć.
- O nie, nie, nie. U nas mówi się "добредојде во длабочините" [czyt. dobredoJde vo dlabočinite] <zapraszam na tłumacza, tam powinno być możliwość wysłuchania tego, a i to jest język macedoński>. Co dosłownie znaczy "Witam w głębinach".
добредојде во длабочините. Przepraszam, nie wiem jak mam na pana mówić.
- A więc to cię teraz dręczyło. Ze pewnie znasz mnie pod przezwiskiem Neptun -przytaknąłem- Ale tak naprawdę nazywam się Asear Keating, możesz mówić do mnie отец.
- отец, naprawdę mu pozwalasz tak mówić -Marcus był wyraźnie zaskoczony- Chase, aby do taty tak mówić musisz naprawdę mieć do niego szacunek.
- A co to znaczy jeśli mogę wiedzieć?
- "Ojciec", inaczej tatko.
- Niestety nie mogę się tak do ciebie odzywać, sir. 
- Tylko żadnego "sir", albo отец, albo Asear. Co wybierasz?
- No to niech będzie. отец.
-No mój synu, dobrze wybrałeś. A właśnie. To jest moja żonka -wskazał na kobietę w kuchni- Merienda Keating, a ponieważ na mnie mówisz отец, to na nią masz mówić, мајка, znaczy "matka" lub mama.
- мајка?
- Tak, synu? -odezwała się Merienda z kuchni, odwracając się w naszą stronę.
- мајка, Chase uczy się naszego macedońskiego języka -odpowiedział Marcus.
- To dobrze. Chase, zjadłbyś z nami kurczaka z warzywami?
- No nie wiem... -ujrzałem srogi wzrok отец- Tak, chętnie. A mam takie jedno pytanie.
- Tak?
- Kiedy będę mógł wrócić do no... ludzkiego świata?
- Marcus odpowie ci na wszelkie pytania po posiłku, dobrze? -niechętnie przytaknąłem- A teraz Marcus idź po swoje rodzeństwo.
Zostałem posadzony na zwykłym krześle, których było tylko dwa. Po chwili zebrała się cała rodzinka, przyszli Skip, Storm i jeszcze dwójka innych syrenich dzieci. Marcus usiadł obok mnie na zwykłym krześle, a reszta na wodnych, które miały pojemnik z wodą, żeby ogony były cały czas wilgotne. Marcus, Skip i Storm przedstawili mi swoje pozostałe rodzeństwo, czyli Terra i Northy.