wtorek, 22 grudnia 2015

Rozsypka!

Hej!
Totalnie potrzebuję waszej pomocy, nie wiem co napisać!
Miałam pomysł, miałam wszystko zarysowane itd. ale tego juz nie ma. Ja się zmieniłam, mój styl się zmienił, i nie potrafię tego kontynuować!!!!!
Chciałam poprosić was o pomoc. PROSZĘ!

Mój adres mailowy:
zuza.jedrusik@gmail.com

Chciałabym, żebyście wszelkie pomysły, zarysowania czy cokolwiek macie, przesłali na ten mail.
Wtedy będziecie mieli pewność że wasz pomysł, wasza idea pojawi się w tym opowiadaniu.
Może być nawet jakiś obrazek, rysunek, gif, cokolwiek.

Wiem, wiem, obiecałam wziąć się za pisanie (ale dzisiaj mam tyle czasu)
Włączam posta, i palce nad klawiaturę, a po chwili nagle zastygłam w bezruchu, bo nic mi nie chodzi po głowie.

Z góry dzięki za oferowaną pomoc.
(możecie mieć pewność, że wam się to jakoś zwróci)
(albo jak wy będziecie potrzebować w czymś pomocy, śmiało możecie się do mnie zwrócić xD)

W okresie świątecznym, jestem bardzo pomocna, tak więc to wszystko wyjaśnia (a przynajmniej ostatni nawias nad tym :P )

sobota, 28 listopada 2015

Stan bloga - RESTART

*
*
*
*
*
*
*
*
Żartuję! 
Chociaż robię 'restart' rozdziału 42 *jeszcze nawet nie zaczęłam go pisać, sorka*
Pisałam, że na Chocoladzix (mój drugi blog) wracam licząc, że jednak uda mi się coś w tygodniu napisać xD
Tu wracam za kulisy, bo jak mówiłam, chcę pisać..., potem publikować. Miejmy nadzieję, że mi się to uda.
Chciałam zrobić wam prezent na mikołajki, ale nie jestem pewna czy mi się to uda. *będziecie trzymać kciuki?* 

I tak na razie jestem zabiegana *w tym momencie może nie, bo nie ma gdzie, ale normalnie*, własnie z powodu mikołajek, bo jeszcze nie kupiłam prezentu dla wylosowanej osoby, a prezenty mamy przynosić już w środę * to tylko niecałe 4 dni*. Na szczęście już mam pomysł, tylko muszę pofatygować się do Bonarki, które jest strasznie dalej niż do Krakowskiej *tylko 5 minut, a do Bonarki chyba z 0.5h*.
*
*
*
*
*
*
*
*
Trzymamy kciuki za mnie xD
I dobranoc dla małych, którzy już dawno powinni spać i miłej zabawy na andrzejkach tym większym lub największym

niedziela, 15 listopada 2015

Bez tytułu - zapraszam do czytania

Wie., wiem.
Ostatni post był 25 września i to nawet nie był rozdział tylko zapowiedź. Nie będę się tłumaczyć, bo każdy wie co jest powodem mojej nieobecności.
Chciałabym móc powiedzieć: WIELKI POWRÓT NA LAB RATS!, ale to byłoby przesadzenie.
Mogę powiedzieć: Powracam i postaram się zostać.
*
*
*
Usunęłam, prawie cały rozdział 42, niestety wypadło mi z głowy to co chciałam i będę musiała zacząć od nowa.
*
*
*
Więc wracam, ale będę pisać dopiero potem publikować.
Bye Bye.
PS. Postaram się zwlec z tym do końca tygodnia lub 2 tygodniu

piątek, 25 września 2015

Notka (CZYTAĆ!!)

Zauważyłam, iż moje opowiadanie może idzie dalej, ale patrząc na daty stoi w miejscu, dlatego, postaram się pisać daty, na początek, byście wiedzieli, że np: nastąpiło przesunięcie, bo tak działa akcja, albo jeszcze co innego. Dlatego proszę was podajcie mi datę, którą "zaczniemy" nasze opowiadanie. Rozdział krótki bo tak.

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 41

ma je w posiadaniu odkąd miał wszczepione chipy.
***
Adam i Bree wsiedli do helikoptera, zapięli pasu i pokazali kciuki, że są gotowi. Chase zajął się sterowaniem, a mapę elektrowni przesłał na ekran Marcusa i Ewli, by pomogli znaleźć najkrótszą drogę. Wszyscy byli zdenerwowani. Nowy sprzęt, nowi członkowie, problemy z prądem, brak pomocy Edka, który zawsze był bardzo pomocny.
Oczami Bree:
- Wszyscy gotowi do startu? -usłyszałam głos Chase'a w słuchawkach.
Pokazaliśmy mu kciuki. Chłopak oparł się o oparcie i chwycił konsolę w rękę. Powciskał jakieś guziki, poprzestawiał wałki i poczułam jak helikopter powoli się nagrzewa, a kiedy pociągnął konsolę w swoją stronę, śmigłowiec lekko się kiwnął i podniósł ociężale do góry.
- Robinson R44 wzniósł się nad lądowisko. Marcus otwórz lukę do wylotu. Adam sprawdź czy ekwipunek jest dobrze zabezpieczony, Bree przetrzyj obiektyw kamerki, nie widzę dobrze.
- Tak jest -Adam odwrócił się na tył, a ja starałam się polepszyć widoczność kamerki, przy okazji robiąc gest miłości, skierowany do Chase'a.
Zauważyłam, że na helikopter padły promienie światła, co oznacza otwieranie się luki.
***
Byliśmy właśnie podczas ostatniego lotu do elektrowni, po ostatnie cztery osoby. Powoli kończył się nam czas do wybuchu atomowego.
Chase ze swoim polem elektromagnetycznym załatwi barierę, by wybuch nie dotarł do miasta, jednakże, jest zbyt daleko, by objąć mniejszy obszar i uratować elektrownię. A tak to przynajmniej uratuje ludzi :D
Na ekranie u góry szyby widziałam Chase'a, który był niemożliwie zestresowany. Starałam się go uspokoić, jednak, niewiele to dawało. Nie przyjmował pomocy DD czy Marcusa, chciał to dokończyć sam.
- B-Bree, bądźcie gotowi, za dwie sekundy będzie lądowanie. Z kamery wnioskujemy, że jeden pracownik zasłabł, prawdopodobnie z powodu niedotleniania. Weźcie maski, dla nich i dla siebie, nie wiemy jaka jest zawartość tlenu w tym pom...mieszczeniu -usłyszałam w uchu drżący głos chłopaka.
- Przyjęłam. Adam słyszałeś -zgodnie z informacją Chase'a wylądowaliśmy- No to do roboty!
Wyskoczyliśmy z helikoptera, w ekspresowym tempie zakładając maski tlenowe. Dobiegliśmy do każdego po kolei i pomogliśmy założyć maski. Pomogłam Adamowi, chwycić nieprzytomnego pracownika, żeby mógł zanieść go do helikoptera. Dwóch już siedziało na swoim miejscu i mocowało się z pasami. Rozglądnęłam się wokół, odnalazłam ostatniego pracownika, którym okazała się być kobieta. Nie wyglądała dobrze, więc zarzuciłam jej ramię na swoje, chwyciłam za bok i pomogłam jej dojść. Podsadziłam ją na podłogę helikoptera i zapięłam ją. Zauważyłam, że patrzy za moje plecy z przerażeniem. Zerknęłam i aż zastygłam w bezruchu.
- Chase! Startuj!!! Już!!
Ściana za mną powoli była pochłaniania, była widoczna już dziura, wielkości mojej głowy.
- Bree!! Trzymaj się mocno! Otoczę was barierą, jednak nie gwarantuje maksymalnej ochrony! Nie spodziewałem się tego...
Nie tracąc czasu do namysłu, zatrzasnęłam drzwi i mocno się chwyciłam, Przez szybkę widziałem przerażone twarze nieznajomej kobiety i Adama, którzy nie mogli ruszyć się z miejsca, przez pasy, które Chase zablokował, żeby nie odpięły się podczas gwałtownego podmuchu.
Dla mnie czas jakby zwolnił. Dziura powiększała się wraz z mikrosekundami. Nagle przed moimi oczami pojawiła się niebieska powłoka, coś jak błękitna przezroczysta zasłonak przewleczona błyskotkami. Dotknęłam ją czubkami palców, nie przeszły na wylot, poczułam iskry i nagle uświadomiłam sobie, że czuję Chase'a. Tak jakby go dotykała, pulsowanie pod moimi palcami było w rytm jego serca. Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, byłam spełniona.
Początkowo poczułam mocniejszy powiew powietrza, a po chwili, coś pociągnęło mnie w górę. Otworzyłam oczy. Elektrownia była pode mną, coraz mniejsza. Nagle rozległ się wybuch, dosięgnął mnie powiew wybuchu. Nagle poczułam, że pulsowanie przyspieszyło i migotało, jakby nie miało już siły. Rozległ się grzmot i przed oczami pojawiła się ciemność.
Oczami Chase'a:
Poczułem palce Bree na polu, jak na swoim ciele. Delikatnie mnie pieściły, wiedziałem, że czuje bicie mojego serca. DD zastąpił mnie przy konsoli, nie byłem w stanie kontrolować dwóch barier jednocześnie i przy tym sterować helikopterem. Na mniejszej barierce, poczułem lekki podmuch wznoszenia się w górę. Nagle w uchu usłyszałem hałas wybuchu i prawie straciłem kontrolę nad barierami. Straciłem równowagę i wylądowałem na kolanach, podpierając się rękoma, starałem się skupić, by pole było silniejsze. Marcus do mnie podbiegł i powoli posadził mnie między swoimi nogami, by móc mnie podtrzymać i wesprzeć. Straciłem poczucie dotykania mnie przez Bree i zacząłem panikować. Otworzyłem oczy i spojrzałem na ekran w okularach, które ciągle miałem na sobie. Początkowo nic nie widziałem, później pojawiło się niebieskie pole, którym było chyba niebo, a zaraz poi sekundzie pojawiła się przerażona twarz, z której, po chwili odpłynęła krew. Wybuch się skończył, nie groziło już nikomu niebezpieczeństwo. Wyłączyłem bariery, a adrenalina, która trzymała mnie w przytomności zniknęła, przez co po chwili pojawiły się czarne mroczki w moim polu widzenia. Zanim spadłem w ciemność, w kojącą ciemność szepnąłem:
- Ona mnie dotknęła...
Gdzieś tam w oddali słyszałem krzyki i poczułem klepnięcia na twarzy.
- Chase? Chase...
***
Wybaczcie, za totalną nieobecność, przez długi czas. Jeśli są jakieś błędy poniżej drugiego 3-gwiazdkowca, to wybaczcie, pisałam na szybko.
Jednakże powodem mojej nieobecności, jest (jakżeby inaczej) szkoła, jak wiecie jestem w 3 klasie gimnazjum, czeka mnie egzamin i te wszystkie inne drobiazgi. Zresztą teraz powinnam uczyć się do spr z boilcy i kartkówek z majcy i fizy, ale jak zobaczyłam maila z tegoz o to bloga o komentarzu "kiedy next?", powiedziałam chrzanić szkołe (najwyżej zarwę nockę) i biore sie za pisanie.

A ja taka głupia, że nie napisalam kilku rozdzialow w przod, kiedy mialam wolne (chociazby jakby pomyslec od koncz wakacji nie mialam wolnego o.O )

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 40

kiedy Adam usiadł obok niej i pocałował w policzek.
***
Bree usiadła na swoim miejscu zarezerwowanym przez Chase'a, od razu darując mu buziaka w policzek. Reakcją była czerwona twarz Chase'a, na co wszyscy się zaśmiali. Zaczęli jeść pierwsze rodzinne śniadanie od wielu dni czy tygodni.
Oczami Bree:
Byłam taka szczęśliwa, że Chase jest z nami i, że mamy powiększoną rodzinę, o trzy osoby. Śniadanie przebiegło w względnym spokoju, jak tylko może być, podczas gdy czwórka, powiedzmy, braci bawiła się między sobą. Nie zważając na to, że jedzenie przelatuje przed samym nosem naszej perfekcjonistki, czyli Tashy. Miałam ochotę na opalanie i pływanie na naszym tarasie, jednak patrząc na minę Davenporta, wiedziałam, że to nikłe plany. Miał krzywą minę i siedział zamyślony, jak to zawsze, kiedy próbuje coś rozkminić.
- Adam i Bree wyruszacie na misję, Chase będzie z wami w kontakcie -odezwał się jak wszystko zostało uprzątnięte ze stołu.
- Na czym polega ta misja? -zapytał Chase, który nie był zadowolony, z tego, że musi się ze mną rozdzielać, tak samo Ewli.
- Poprosiłbym Edka, żeby krótko i zwięźle Ci to wytłumaczył, ale prąd szwankuje i Edek zniknął.
- Edek zniknął?!? Dlaczego nic nie mówiłeś? -prawie krzyknął Chase.
Nie dziwię się mu, w końcu sam uczestniczył w jego tworzeniu i są sobie bliscy, mogą między sobą rozmawiać technicznym językiem.
- Dopiero dzisiaj się dowiedziałem, Chase. Proszę, uspokój się. Potrzebujemy Cię przytomnego i rozważnego. To od ciebie zależy powodzenie tej misji.
- Dobrze... Nie zawiodę Cię. Mam motywacje -powiedział, patrząc na mnie.
Byłam pewna, że tego nie zawali, choćby ze względu na mnie. Uśmiechnęłam się otwarcie, co odwzajemnił. Po chwili do piwnicy schodziliśmy w szóstkę, ponieważ Marcus chciał mieć oko na Chase'a, a Ewli nie mogła się rozstać z Adamem. Tasha obiecała, że zapewni atrakcję dla Kiri i Kostki. Będąc na dole, od razu zauważyliśmy zmiany, które zaszły w tym pomieszczeniu. Światło było mdłe, co oznaczało, że prąd jest z zapasowych generatorów, i niebieskie, czyli przystosowane do misji. Z lewej strony zamiast panelu sterowania, stało koło, w które został wbudowany fotel z wszelkim sterowaniem, specjalnie dla Chase'a, który nie mógł brać udziału fizycznie w misji. Obok niego stał duży ekran, na którym była lista, a przy tym ekranie stał na jednej nóżce wielki tablet (ekran dotykowy). Szefcio stanął przed tymi ekranami, tak że nad jego głowa wyświetlała się lista.
- Moi drodzy, misja jest następująca. Elektrownia ma problem. Pękły rury z niebezpiecznymi gazami, pracownicy, którzy nie zdążyli się ewakuować są uwięzieni w środku, w bezpiecznym pomieszczeniu zabezpieczonym przed takimi wypadkami, ale jeżeli gaz dostanie się do głównego generatora i połączy się uranem, nastąpi...
- Nieskończona sekwencja połączeń niebezpiecznych pierwiastków, mogących spowodować wybuch atomowy -Chase przerwał DD- Szefie, potrzebuję pełną listę tych gazów, mógłbym, przed wyruszeniem Adama i Bree, stworzyć anty-gazy, które mogłyby zatrzymać reakcję wybuchową, albo ostatecznie ją spowolnić.
- Tak jak Chase mówi, nastąpi wybuch, który nie dość, że będzie szkodliwy, to sprawi, że elektrownia, od której zależy istnienie wszystkich miast w naszym stanie, zawali się. W komputerze powinieneś wszystko znaleźć -chłopak usiadł w fotelu i zaczął klikać w klawiaturę, jednak dalej słuchał- Na tym ekranie jest lista osób uwięzionych. Jak już tu jesteście, Marcus i Ewli, możecie pomóc. Musicie uporządkować tą listę, przeglądnąć dane. Chcemy, żeby wszyscy przeżyli, a niektórzy mogą być chorzy i ich organizm może szybciej reagować. Rozumiecie?
- Tak -Ewli powiedziała, a Marcus przytaknął.
- Adam i Bree, przebierzcie się i dobierzcie potrzebne wam gadżety. Zostawcie miejsce na próbówki od Chase'a. Chase! Jak postępy?
- Już prawie kończę. Zaraz po nie pójdę. Tylko ostrożnie z nimi, dam je do specjalnego pojemnika, ale jak będziecie je wyjmować i otwierać, starajcie się tego nie wdychać.
Oczami Narratora:
Adam i Bree zaczęli się przygotowywać do misji, miała to być ich pierwsza misja bez Chase'a i z nowymi gadżetami. Były podobne, wręcz takie sama jak stare, ale jednak lepsze i nowsze. Ewli i Marcus przeglądali akta z danymi i porządkowali listę według pierwszeństwa uwolnienia. AB mogli maksymalnie wziąć naraz pięć osób. Osób było 39, więc musieli kursować osiem razy, a helikopter, który miał wziąć ich w bezpieczne miejsce mogło pomieścić maksymalnie 40 osób w tym pilot, więc Adam i Bree mieli własny helikopter, sterowany przez Chase'a komputerowo. Od Chase'a zależało powodzenie misji, miał sterować helikopterem, dawać nawigację pilotowi drugiego helikoptera, tworzyć anty-gazy, kierować ekipę, doglądać sytuacji z gazami i turbinami i zająć się zabezpieczeniami, by nikomu nie stało się krzywdy. Był bardzo zdenerwowany, jeżeli on zrobi błąd, Adam i Bree mogą nie wrócić, Ewli będzie na niego zła, DD będzie zawiedziony, a on straci rodzinę.
Kiedy próbówki były gotowe, wszyscy inni też byli gotowi, Chase poszedł po nie do laboratorium. Schował do torby zabezpieczone i przekazał Adamowi, przykazując mu być ostrożny. Wiedział, że jeżeli anty-gazy zawiodą, nic się nie stanie, prócz tego, że będą mieli mniej czasu niż przewidywali. Bree dała mu buziaka na pożegnanie i ścisnęła jego rękę. Adam to samo zrobił z Ewli, przy okazji wskazując na słuchawkę w uchu. Była to wiadomość, żeby byli w kontakcie. Marcus i Ewli dostali słuchawki, by mogli przekazywać wiadomości. Chase miał słuchawki, wyglądające jak zwykłe białe słuchawki nauszne z mikrofonem plus okulary z wbudowanym ekranem, dzięki któremu widział to samo co widzi Bree. Były to słuchawki zbudowane specjalnie dla niego przez DD, ma je w posiadaniu odkąd miał wszczepione chipy.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 39

Podczas obrotu wokół własnej osi zauważyła Chase'a podpierającego ścianę i z przekrzywioną głową przyglądającego się zakochanej parze. Ledwo co powstrzymała się od kolejnego pisku, który ułożyłby się w słowo "CHAASEE". Doskoczyła do niego i przytuliła, na co Chase podskoczył ze strachu. Rozległ się huk, który zwrócił uwagę zakochanych na ścianę, a dokładniej pod ścianę, gdzie Bree leżała na chłopaku, który pomimo bólu w prawej ręce, śmiał się wraz z dziewczyną. Jednak Bree jakimś sposobem zobaczyła grymas bólu pod tym śmiechem, po czym natychmiast zeszła z niego i zaczęła go przepraszać. Chase podniósł się do siadu i, aby uciszyć jego obiekt westchnień pocałował nieśmiało w policzek, co natychmiastowo odbiło się zaskoczeniem na twarzy nie tylko Bree, ale też Adama i Ewli. Chase zarumienił się, zaraz po tym jak zauważył, że wszyscy wpatrują się w niego.
- Chy-chyba... powinniśmy... iść... -wyjąkał.
- Tak idźmy już.
Wszyscy wstali, Adam pomógł wstać bratu, a kiedy dziewczyny wyszły, potarmosił go za włosy, na co Chase się oburzył. W końcu nie po to walczył z tymi włosami, żeby ktoś psuł jego pracę. Kiedy próbował jakimś sposobem przygładzić swoje koguty, ktoś chwycił jego nadgarstki i odsunął od włosów. Weszli do kuchni, pierwsi szli Adam z Ewli za rękę, a za nimi Chase, którego obejmowała Bree, przy okazji trzymając jego ręce z dala od włosów, na co chłopak się fochnął. Nie zauważyli, a za nimi wszedł DD, który nie wiedział jak zareagować na nowości miłosne.
Oczami Chase'a:
Weszliśmy do jadalni, a ja zrezygnowałem z walki z Bree, dlatego chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem do stołu. Nie minęła chwila a Tasha, widząc nieobecność swojej najmłodszej latorośli, krzyknęła z pewnością budząc go ze snu i przywołując go do jadalni. Miałem nadzieję, że to nie obudziło reszty rodzinki, a tym bardziej Kirię, która musiała dużo odpoczywać.
- Dzień dobry - w progu kuchni pojawiła się postać, którą poznałem jako mojego starszego brata.
DD bez słowa chwycił krzesło przy ladzie i postawił obok mnie przy stole, zapraszając Marcusa na śniadanie.
-Dziękuję -poczekałem, aż klapnie sobie wygodnie na krześle, a kiedy już usiadł, zrobiłem to samo.
Jednak po chwili szybko wstałem i rzuciłem się do drzwi, zostawiając resztę rodziny w zdumieniu. Miałem wrażliwy słuch, więc słyszałem niepewne kroki na korytarzu. Rozpoznałem Kirię i Kostkę, który jej pomagał. Szybko do nich podszedłem, chwyciłem Kirię po ramię i wziąłem z rąk Kostki, który mnie zrozumiał i poszedł do jadalni. Po chwili usłyszałem szmer rozmów i dźwięk jakby szurania. Kiedy minęliśmy próg zauważyłem, że stół jest większy i dołożono dwa krzesła. DD i Adam pomogli Kiri usiąść na swoim miejscu, Tasha wraz z Bree były w kuchni, przygotowywały dwa nowe zestawy nakrycia i dorabiały tosty. Reszta zaś grzecznie siedziała przy stole. Dosiadłem się na miejsce obok Marcusa i zająłem miejsce Bree po mojej prawej.
Oczami Narratora:
Kiedy Bree weszła do kuchni z nową porcją tostów w jednej ręce, a w drugiej nakryciem dla nowo-przybyłych, zauważyła jak Chase dzielnie broni jej miejsca przed wścibskimi braćmi, używając do tego łyżeczki do herbaty, co było bardzo rozśmieszające. W końcu jednak Adam i Leo zrezygnowali z walki o miejsce i usiedli na swoje krzesła, zwłaszcza, że Tasha pojawiła się za swoją córką. Ewelina była w siódmym niebie, kiedy Adam usiadł obok niej i pocałował w policzek. 

piątek, 3 lipca 2015

One-Shot "Życie potrafi być okrutne"

A o to one-shocik na prośbę mojej parabatai, która jest moją kochaną yaoistką - Apollina Lyra Archspan.
One-shot o parringu Marase, czyli Marcusa i Chase. Nie obiecuję, że będzie idealnie.
I ten part nie jest w żaden sposób związany z opowiadaniem, będą tylko tacy sami bohaterowie, tylko tak jakby na innych "posadach", w innych rolach.
***
Spotkałem go pierwszy raz na głównym rynku, ale nie był sam. Towarzyszyli mu przyjaciele i siostra, kręcił się tylko wśród dziewczyn. Jak go zobaczyłem raz, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Jego niebieskie oczy były takie głębokie, patrząc w nie chciałem podejść bliżej, żeby się w nich utopić. Były takie roześmiane, takie niewinne, takie nieświadome niebezpieczeństwa. Gdy tylko to sobie uświadomiłem, zapragnąłem go chronić.
***
Wróciwszy do domu, zauważyłem współlokatorkę i partnerkę w jednym, siedzącą przed laptopem i zawzięcie coś czytającej. Lyra była moją przyjaciółką, tak samo jak jej siostra bliźniaczka Oliviera.
- I co wiesz? - spytałem.
- Nazwisko: Davenport. Syn DD. Nie jest adoptowany jak myśleliśmy. Bardzo nieśmiały, przyciąga dziewczyny jak magnes, ale przyjaźni się z nimi tylko. Singiel. I do cholery chudszy niż ty... - zaśmiałem się na to ostatnie zdanie - Słodziak, głęboko niebieskie oczy, włosy podchodzące pod blond. Jak tylko znowu się z nim spotkam, muszę dopilnować, żeby się objadł i przytył.
- Dowiedziałaś się coś o rodzinie? Sytuacji?
- Ma tylko ojca. Brat za granicą, ma rodzinę, nic nie wie. Siostra, studentka, przygotowuje się do wyjazdu, za granice do ciotki wykładowcy, na studia. Ojciec prawie nie zwraca na niego uwagi, daje mu pieniądze i pozwala robić co tylko chce, żadnej dyscypliny w rodzinie - za moimi plecami rozległ się głos, który poznałem jako Oli - Patrząc tylko na jego akta, powiedziałabym, że rozwydrzony dzieciak, ale kasę rozdaje potrzebującym, przyjaciółkom lub na grupowe pragnienia, nigdy nie bierze dla siebie samego.
- Co z jego matką?
- Nie wiadomo, Bree nie wie, ale na pewno zniknęła po narodzinach Chase'a. Bree pamięta, że po pewnym wypadku już się nie pojawiła.
- Jaki wypadek?
- Całej rodziny, matka też. Chase ma bliznę na klatce piersiowej, miał wtedy może z 10 miesięcy?
***
Obserwowałem go z ukrycia. Był tylko z Lyrą i Olivierą, siostra musiała załatwić ostatnie sprawy z wyjazdem, a przyjaciółki były zajęte. Patrolowałem otoczenie, by upewnić się, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Zauważyłem mężczyznę w płaszczu i kapeluszu w cieniu zaułku po drugiej stronie drogi. Zaniepokoiło mnie to, ponieważ było gorące lato, ok. 35 stopni Celsjusza.
- Dziewczyny. Na waszej czwartej, podejrzany facet. Nie zbliżajcie się do niego -powiedziałem do mikrofonu przy uchu.
Bliźniaczki ostrożnie się rozglądnęły i weszli całą trójką do kawiarni. Mężczyzna ruszył się z miejsca i cieniem przemieszczał się bliżej miejsca pobytu chłopaka.k
- Marcus. Chase rzeczywiście posiada tą wiedzę, niechcący się zagalopował i nam powiedział. Musimy mu o tym powiedzieć, on coś podejrzewa. - usłyszałem jedną z bliźniaczek.
- Pilnujcie go. Wezwę samochód. Odwrócę uwagę gościa. Powiecie mu w naszej bazie. Bez odbioru.
Wyciągnąłem telefon, wysłałem kod i wyskoczyłem z zaułka. Pobiegłem koło gościa, gwizdnąwszy mu portfel z kieszeni. Reakcja była natychmiastowa, po chwili zdezorientowania podejrzany pobiegł za mną. Kiedy byłem już pewny, że Chase zniknął, specjalnie upuściłem "zgubę" gościa i zniknąłem za rogiem. Nie zatrzymując się pobiegłem do domu. Samochód stał pod kamienicą. Wszedłem do środka i zauważyłem chłopaka na kanapie. Udawał beztroskiego, ale tak naprawdę nie wiedział co ma myśleć. Widziałem to po jego oczach. Zauważył mnie, więc natychmiast wstał.
- Hej. Jestem Marcus Keating, agent specjalny. Lyrę i Olivierę już znasz, to też są agentki specjalne. Ochraniamy Cię.
- Ochraniacie mnie? Przed czym? Kim?
- Posiadłeś wiedzę, którą chce mieć każdy. Jeśli ta wiedza trafi do kogoś nieodpowiedzialnego lub niewłaściwego, może coś złego się stać.
- Nie jestem żadnym z nich. Dotychczas nikomu nie powiem, więc na pewno nikomu nie powiem.
- Ufamy Ci, ale jest jeden problem. Profesor Barnes zajmuje się tym, on i jego pracownicy posiadają tą wiedzę, są chronieni. Prof. Barnes ma wrogów, którzy nie mogą tknąć żadnego z nich, jednak gdy dowiedzą się, że ktoś spoza tego kręgu posiada plany, prawdopodobnie go porwą.
***
Umówiłem się z Chase'em na lunch. Oboje byliśmy głodni po całym dniu w szkole/pracy i chcieliśmy się bliżej poznać. Okazało się, że mamy wiele wspólnego, lubimy gry RPG, filmy i sporty. Lyra, jak zawsze, źle zinterpretowała moją wypowiedź odnośnie tego wszystkiego i teraz próbuje nas zeswatać. Od kiedy ona, kurde, jest swatką? Nie powiem, że nie chcę tego, ale trudno mi się przyznać, więc milczę. Odkąd Lyra zaciągnęła swoją siostrę do swatania, Chase przygląda mi się z uwagą, co też robię dokładnie to samo. Coraz częściej zaczęliśmy się spotykać, co było pomysłem dziewczyn. Stwierdziły, że nie mamy jak inaczej się poznać, one chodzą z nim do szkoły, a ja pracuję jako "gazeciarz" jako przykrywka. Jednak pewnego dnia mieliśmy oboje więcej czasu niż zwykle, a dziewczyn nie było w pobliżu, co było dla nas ulgą. Najpierw poszliśmy do kawiarni napełnić brzuchy, następnie na spacer po parku, co się skończyło spacerem po uliczkach miasta. Było już ciemno, kontury powoli się zamazywały, ale latarnie jak na złość nie chciały się zapalić. Byłem czujny, nie zapomniałem zabrać siga. Miałem go w kaburze ukrytej pod kurtką. W pewnym momencie mieliśmy wrażenie, że zrobiło się ciemniej. Chase bał się ciemności, więc przybliżył się do mnie i chwycił za ramię. Objąłem go i złapałem za rękę, by dodać mu pewności. Usłyszałem szelest, a potem stukot butów o bruk. Ktoś się zbliżał. Sięgnąłem ręką do broni i powoli wyciągnąłem z kabury.
- Witajcie Marcusie i chłopcze, który jesteś nam potrzebny.
- Zapomnijcie, że go dostaniecie.
- Złe wspomnienia, co? Nie martw się jego lżej potraktujemy, jest w końcu jeszcze dzieckiem.
Rozległ się dźwięk rozładowywania broni.
- Nie bądź nierozważny, nie chcesz chyba, żeby coś się stało twojemu przyjacielowi?
Cofaliśmy się powoli w tył. Bałem się o Chase'a, miałem nadzieję, że nie zastygnie w bezruchu, bo zauważą, że mam w planach ucieczkę. Zauważyłem błysk odbicie światła i usłyszałem pociągnięcie za spust. Broń wroga była skierowana w młodszego chłopaka, nieświadomego zagrożenia. Rzuciłem się przed niego i także strzeliłem. Poczułem siłę odrzutową i poleciałem w tył. Chase złapał mnie, widział co się stało. Jednak nie jest taki nieświadomy, widziałem to w jego oczach. Strasznie zaczął mnie boleć bark, ale zanim straciłem przytomność, zdołałem wymamrotać:
- Kod: 4753 - i straciłem przytomność.
Miałem nadzieję, że trafiłem w cel i, że teraz Chase'owi nic nie grozi. Bo jakby mi się nie udało, mogłoby być już za późno dla chłopaka.
***
Wokół była ciemność, nicość. Wyciągnąłem rękę, nic nie wyczułem. Żadnych zapachów, oparcia, taka nicość. Ale czułem lekkość. Jakby nie miał ciała. Co się stało? Nagle uderzyły mnie wspomnienia, wszystkie po kolei, od czasu przekazania mi zadania. Chase. Chase! Co z nim? Muszę wiedzieć co z nim. Poczułem lekkie obciążenie, powoli obejmowało całe ciało. Poczułem siłę, by poruszyć obciążonym ciałem. Lekkie muśnięcie ręki, a potem już mocny chwyt. Ktoś trzymał mnie za rękę. Otworzyłem oczy, wszędzie jasność, bezgraniczna biel na suficie. Lekko się podniosłem, ściany zielone, podłoga wyłożona panelami. Leżałem na metalowym łóżku. Byłem podłączony do dziwnych urządzeń. Byłem w szpitalu. Coś mnie połaskotało w rękę, zauważyłem chłopaka śpiącego na krześle, z głową na łóżka, a dokładnie na ręce. Uśmiechnąłem się, Chase wyglądał jak aniołek, podczas gdy spał. Przyjrzałem się mu. Cienie pod oczami -długo nie spał, przegrał walkę z sennością, koszulka wisząca na nim niepokojąco -nie jadł. Spojrzałem na stolik, leżała na nim tacka z jedzeniem. Wszystko tak jakby wydziubane, ale nic nie zjedzone. Na tacce była też karteczka: "Pokój nr 107, jedzenie dla Chase'a Davenporta". Delikatnie obudziłem chłopaka, na co on tylko mruknął: "Nie teraz, morderco pączków*".Rozśmieszyło mnie to. Jednak nagle zesztywniał i podniósł podejrzliwie głowę. Otworzył szeroko oczy, które mu się zaszkliły i wręcz się rzucił na mnie. Objąłem go zdrową ręką i przycisnąłem do siebie. Chase się rozpłakał z emocji. Po chwili się odczepił. Zauważyłem coś niepokojącego na jego ręce i policzku. Wpatrywałem się w niego oczekując wyjaśnień. Od razu wiedział o co mi chodzi.
- Jak zemdlałeś, tamten gościu też dostał, ale nie stracił przytomności. Zdążyłem wysłać kod, zanim on się na mnie rzucił. Trochę mocno grzmotnąłem głową, ale to nic poważnego. Ale on miał nóż. Wyciągnął go i się zamachnął. Ktoś go chwycił i powstrzymał ruch, ale i tak dostałem. Rana nie była głęboka, ale szybko wdało się zakażenie, bo też straciłem przytomność, tylko po tym uderzeniu w głowę. A ten wenflon. Lekarz stwierdził, że nie umiem o siebie dbać. Pozwolił mi przebywać tutaj ile chcę, ale założył mi to. Zresztą, jak to powiedział, z użytkiem, bo ostatnio straciłem przytomność. Nie piłem nie jadłem, więc musiałem być pod kroplówką.
- Dobrze, że nic ci nie jest.
- Bałem się o ciebie. Ja... j-ja... zauważyłem to jak prawie cię straciłem... ja.. k-ko...
Nie pozwoliłem mu dokończyć, tylko przyciągnąłem go do siebie. Pocałowaliśmy się. Nie mogłem pozwolić na to, żeby się męczył.
-Aaaaaa! - rozległ się pisk. Od razu rozpoznałem, że to bliźniaczki.
- Chase, życie potrafi być okrutne, ale znajdziesz w nim szczęście.
- Marcus!! Chase!! ... Marase?

*morderca pączków - tak mówią na Lyrę, wspomnienie z dzieciństwa; zawsze -jak była mała- uważała, że pączki są złe (tak mówi się dzieciom, zamiast, że są tuczące) i za każdym razem, gdy ktoś w jej otoczeniu miał pączka, wyrywała go, deptała i wyrzucała do kosza.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 38

...i zauważyłam Chase'a stojącego nieruchomo przed lustrem.
***
Podeszłam do niego i przytuliłam. Zanim wygoniłam Chase'a spać usłyszeliśmy swoje odwzajemnione "Kocham Cię".
Oczami narratora:
Kiedy młodzież poszła już spać, Donald Davenport obudził się z koszmarem na powiekach. Śnił mu się już po raz kolejny sen, który nie jest w  stanie zrozumieć. Jednak nie położył się z powrotem spać, jak to zawsze robi. Miał przeczucie. Cicho, starając się nie wybudzić żony, i tak, z lekkiego snu, założył kapcie i czarny szlafrok. Wyszedł z pokoju lekko domykając drzwi. Kiedy już się upewnił, że Tasha go nie usłyszy, pobiegł do laboratorium. Jego przeczucie nie kłamało, pikał czerwony przycisk na panelu sterowania. Zastanawiał się dlaczego Edek go nie obudził, ale, patrząc na czarny ekran, zrozumiał, że nie ma zasilania. Panel sterowania i te inne rzeczy, których wyłączenie skończyłoby się katastrofą, działają na osobnych akumulatorach. Podszedł do panelu, nacisnął guzik i pojawił się holograficzny ekran przedstawiający dane, zależności pomiędzy katastrofą, a zagładą -znane mu jako błędy oraz zdjęcia i filmy. Zdjęcia były rozpixelowane, tak samo filmy, dlatego więc musiał się zadowolić danymi i błędami. Zaczął czytać, a trochę tego było, więc nie zauważył, a nastał świt.
*Sypialnia Davenport*
Tasha budziła się ze snu. Kiedy wyciągnęła rękę na drugą połowę łóżka, od razu wiedziała, że jej mąż wybył z sypialni jeszcze w nocy. Wstała, ubierając kapcie i ruszyła na dół do kuchni, gdzie spotkała Chase'a, robiącego masowe śniadanie. Zauważyła, że lepiej wygląda, niż wczoraj, przybrał rumieńców na twarzy, blizny nie są już tak widoczne, a sama jego ręka stanowczo lepiej wyglądała. Tasha dziwiła się, że daje sobie radę sam w kuchni bez jednej sprawnej ręki.
- Pomóc Ci? - spytała się, na co Chase podskoczył i upuścił nóż, który właśnie używał.
Tasha szybko się schyliła i podniosła przedmiot. Chase patrzył na nią trochę rozkojarzony, co ją rozbawiło.
- Nie wiedziałam, że umiesz robić śniadanie.
- Kiedy mieszkałem z wujkiem Kostką, zauważyłem, że oni lubią sobie pospać, a jak ktoś nie zrobi im śniadania to jęczą cały dzień. Zawsze podobno robiła to Kiria, ale jako, że zauważyła moje wczesne wstawanie, nauczyła mnie robić kilka potraw i potem nie pojawiała się wcześniej niż wujek i Marcus.
- Usamodzielniasz się bez mojej pomocy jak widzę. Robisz tosty? Pomogę Ci.
- Dziękuję... Tasho.
Tasha wyciągnęła patelnie i położyła na kuchence. Chase wrzucił pokrojone kromki świeżego do mieszanki jajka z mlekiem. Po kilku minutach połowa tostów była już gotowa, więc Tasha wygoniła młodego z kuchni, żeby mogł się stosownie ubrać a nie chodzić w za dużej koszulce, spodenkach i na bosaka, plus rozczochrane włosy. Kiedy wszystkie tosty były gotowe, wyciągnęła syrop klonowy, cukier i dwa dzbanki, do jednego z nich nalała sok z pomarańczy, a do drugiego herbatę, wiedząc, że Leo i Chase mają uczulenie na pomarańcze. Akurat gdy kładła ostatnie sztućce i talerze do jadalni weszli Adam z Eweliną za rękę, Bree i Chase obejmujący się, a za nimi Donald, patrzący z dziwieniem na pary przed nimi. Po krzyknięciu przez Tashę na cały regulator, pojawił się Leo, jeszcze w piżamie i zaspany, jakby dopiero co wstał, co zresztą było prawdą. Krzyk jego mamy zbudził go z pięknego snu.
*Łazienka 15 minut temu*
Chase stał przed lustrem, próbując rozczesać swoje kudły na głowie. Piżamę przebrał na biały podkoszulek, który wyglądał jakby wisiał na szkielecie, krótkie dżinsowe spodenki do kolan, ale został na bosaka, bo stwierdził, że tak mu wygodniej. Kiedy udało mu się już rozczesać włosy, zajął się myciem twarzy i rąk. Zimna woda przepędziła jego znużenie z rana, a kiedy miał zamiar już wyjść, zza progu wyskoczył Adam, który zwalił go na podłogę. Zajęczał pod ciężarem, ważącym chyba z tonę. Nie minęły 3 sekundy, a Adaś podniósł Chase'a i postawił  nogi. Zakręciło mu się w głowię, przez co musiał przytrzymać się ramienia brata. Jednak po chwili podniósł wzrok, a na jego twarzy była zbulwersowana mina, wskazująca na niezadowolenie sytuacją sprzed minuty. Adam zauważając że z jego braciszkiem już dobrze, uśmiechnął się szeroko.
- Nie uwierzysz! Braciszku! Chase! Nie uwierzysz!! -prawie to wykrzyczał mu to w twarz.
- W co nie uwierzę, Adam?
- Ja. Ewli. Para. Razem.
- Nie gadaj, naprawdę?!?
- Tak! Wczoraj ją o to spytałem. Zgodziła się bez wahania. Nie oderwała oczu od mojego wzroku (czy może wzroku od moich oczu?? -dop. aut).
- No to gratulacje mój braciszku!
Nagle rozległ się przytłumiony, ale głośny pisk z pokoju obok. Chłopcy natychmiast poszli sprawdzić co to. Zauważyli Ewli siedzącą na łóżku, uśmiechającą się szeroko oraz Bree skaczącą po całym pokoju. Kiedy Ewelina zauważyła chłopców w progu, przyglądających się całej tej sytuacji. Na widok Adama jej uśmiech się poszerzył, a chłopak od razu do niej przyskoczył i pocałował w policzek i w czoło. A Bree, która zauważyła, że coś się dzieje, znowu zaczęła piszczeć na widok Ewli całowanej przez Adama. Podczas obrotu wokół własnej osi...

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 37

Coś do niej powiedział, ale nie zdołałam usłyszeć, co.
***
Oczami Chase'a:
Obudziłem się. Otworzyłem oczy, było ciemno. Popatrzyłem na zegarek, 00:45. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Nie poczułem żadnego bólu w klatce piersiowej. Włożyłem zdrową rękę, czyli prawą, pod koszulkę piżamy i nie poczułem bandaży, które jeszcze przed zaśnięciem mi towarzyszyły. Na lewej ręce miałem jeszcze bandaże, ale mniejsze niż poprzednio, i na temblaku. Spuściłem nogi na podłogę i wstałem. Powoli podszedłem do drzwi, żeby -jak zauważyłem- nie obudzić Adama śpiącego na górnej części łóżka piętrowego. Wyszedłem na korytarz. Na korytarzu świeciły się delikatne lampki nocne, żeby jak ktoś szedł do łazienki, czy gdziekolwiek, nie został oślepiony, ani nie zabił się na różnych przeszkodach. Idąc do łazienki, mijałem drzwi do pokoju Bree. Nie mogąc powstrzymać ciekawości, najciszej jak się da otworzyłem drzwi i zerknąłem do środka. Moje oczy przełączyły się na podczerwień. Bree spała, a razem z nią Ewli. Przytulały się do siebie, jak to koleżanki. Zamknąłem drzwi i skierowałem się do łazienki. W łazience załatwiłem swoje potrzeby i umyłem zęby. Po zrobieniu tych wszystkich czynności, popatrzyłem w lustro. W odbiciu widziałem niskiego chłopaka z potarganymi włosami, na policzkach miał nie do końca zagojone rany w przydużej koszulce i krótkich spodenkach, które były na niego za duże. Lewą rękę miał na temblaku, a na prawej były widoczne blizny. Kiedy podniósł koszulkę do góry, zauważył jedną bliznę, największą. Przecinała klatkę piersiową, brzuch i znikała pod spodenkami, gdzie kończyła się na biodrze. Byłem półprzytomny patrząc na swoje smutne odbicie w lustrze. Nie zauważyłem, a w łazience pojawiła się Bree. Miała na sobie tunikę i leginsy, a na to nałożony długi sweterek. Podeszła do mnie i zauważyła to wszystko, czemu się przyglądałem dokładnie przez poprzednie 15 minut. Chwyciła moją prawą rękę, opuściła ją i wyciągnęła z jej uścisku koszulkę, którą miętoliłem, nawet o tym nie wiedząc. Stanęła przede mną zasłaniając mi moje odbicie. Uśmiechała się, nie potrafiłem odwzajemnić jej gestu. Podniosła wolną rękę, przyłożyła do mojego policzka. Przymiliłem się do jej ręki, na co pogłaskała delikatnie wierchem dłoni. Delikatnie się uśmiechnąłem, ledwo kąciki ust mi się podniosły, ale dziewczyna i tak to zauważyła. Przyciągnęła mnie do siebie i objęła, przytuliła mnie. Też ją objąłem wolną ręką. Popatrzyłem w swoje odbicie i widziałem uśmiechającego się chłopaka, który pomimo przeciwności losu, cieszy się życiem. Bree się odsunęła.
- Chase -powiedziała z dużym uczuciem- jak dobrze jest widzieć Cię stojącego o własnych siłach. Kocham Cię, wiesz o tym.
- Wiem, też Cię kocham -z mojego gardła wydarł się zachrypnięty i trochę przytłumiony głos.
Przybliżyliśmy swoje twarze do siebie, pocałowaliśmy się. Po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie. Wpatrywałem się w jej twarz, doszukując się jakiegoś innego uczucia, oprócz miłości, zaufania i radości. Kiedy otworzyła oczy, moje wątpliwości się rozwiały. Uśmiechała się szeroko, a po chwili jej uśmiech zrzedł, co dziwnie wyglądało w porównaniu z jej oczami błyszczącymi z radości, więc parsknąłem śmiechem.
- E ty! Nie powinieneś się przemęczać... Boże, po prostu jak dzieciak. No dobra koniec tego dobrego. Teraz WIO do łóżka!
Chcąc nie chcąc musiałem "dobrowolnie" pójść do łóżka. Cichaczem przemknąłem do łóżka, starając się nie budzić brata.
Oczami Bree:
Spałyśmy już w łóżku. Rodzice Eweliny zostali wezwani gdzieś w ważnej sprawie i musieli przenocować w jakimś hostelu, więc poprosili DD i Tashę, żeby Ewli mogła zostać u nas na jeszcze jedną noc. Była 0:50, kiedy obudziły mnie ciche kroki, były lekko ociężałe i miejscami szurały o podłogę. Tylko dwie osoby w tym momencie mogły tak chodzić, ale o to raczej nie podejrzewałam Marcusa, ponieważ spał w innej części domu i jak coś najbliższą łazienkę nie ma tu. Więc zostaje Chase. Kroki ucichły, przez kilka sekund jakby osoba się zastanawiała. Nie ruszałam się i nie otwierałam oczu. Drzwi się delikatnie otworzyły, nawet nie skrzypnęły, na podłodze obok łóżka pojawiła się smuga światła, na której pojawił się cień. Widziałam to spod zmrużonych oczu. Po chwili drzwi się zamknęły, szuranie się wznowiło, otworzyły się drzwi do sąsiedniego pomieszczenia, jakim była łazienka. Odsunęłam się delikatnie od przyjaciółki i podeszłam do szafy. W szafie, na drzwiach po wewnętrznej stronie miałam lustro i małą lampkę nad nim. Zapaliłam ją i przejrzałam się w lustrze. Włosy trochę pogładziłam, żeby nie sterczały w każdą stronę. Schyliłam się do szafy i wygrzebałam czarny sweter kardigan [do połowy uda -dop. aut.], do tego ubrałam jeszcze papucie w kształcie królika. Wyszłam z pokoju szczelnie zamykając drzwi. Zauważyłam światło wydostające się spod drzwi. Weszłam do środka i zauważyłam Chase'a stojącego nieruchomo przed lustrem. 

piątek, 19 czerwca 2015

Ogłoszenia duszpasterskie

Witajcie moi drodzy!
Zaplanowany mam jeszcze jeden rozdział, w więcej niż połowie jest kolejny, a przez ten weekend postaram się napisać kilka kolejnych rozdziałów, ponieważ 5 lipca wyjeżdżam na 2-tygodniowy obóz. A na nim, jak już będę używać telefonu, to, żeby napisać coś na Wattpad, bo postanowiłam wznowić swoją działalność na tej apce.
I zastanawiam się czy nie skrócić waszego czasu oczekiwania na kolejny rozdział.
Np: zamiast 7 dni - 5 czy 4 dni?
Napiszcie mi w komentarzu co o tym myślicie...

Wasza Zu Zuzana

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 36

Obiecaj mi...
***
W odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam, odwzajemnił. Kiedy drzwi do salonu zamknęły się za nim, Kiria poprosiła mnie do siebie delikatnym gestem. Podeszłam do kanapy i usiadłam między Kirią a Kostką.
- Jesteś taka jak Chase mówił. Zawsze rozważna. Umiesz zapanować nad swoimi braćmi, gdy za bardzo łobuzują. Będziesz dobrą kobietą, Bree.
- Dziękuję Kiria. To miłe. Wszystko z tobą w porządku?
- Oczywiście, moje droga. Kilka dni, a będę mogła znowu biegać.
- A co z tobą, Kostka?
- Nic poważnego, tylko obtłuczenia. Będzie dobrze. A co u Chase'a?
- Nie wiem dokładnie, spał. Ale nabrał kolorów na twarzy i ogólnie lepiej wygląda.
- Johnny powiedział nam, że dostał leki na przyspieszenie gojenia.
- Nooo...
Pogadaliśmy sobie. Do naszej rozmowy doszli jeszcze Tasha i Donald. Jednak nasze rozważania na temat posiadania psa [na takie tematy już nieraz się schodziło] przerwał donośny dzwonek, na którego dźwięk Kiria podskoczyła, na co wszyscy uśmiechnęliśmy się. Szybko wyskoczyłam ze środka kółka, które powstało w wyniku naszej dyskusji. Kątem oka zauważyłam, że Adaś i Leo grają na xBox Live ze słuchawkami. Jeśli się nie mylę, to było Halo 5. Podeszłam do drzwi i "zamaszyście" je otworzyłam. Za nimi stała Ewli, z telefonem między barkiem a uchem i rękoma pełnych pudeł z logo cukierni. Sądząc po tym jak stała, stwierdziłam, że starała się nie upuścić torby wiszącej na jej ramieniu. Natomiast mimika twarzy mówiła, że jest zła i zirytowana. Szeroko się uśmiechając zabrałam wszystkie pudła i ze swoją super-szybkością, pobiegłam do kuchni, tam rozłożyłam kilka babeczek na talerzu oraz położyłam na stoliku do kawy przed dorosłymi, którzy kontynuowali rozważania. Ich temat powoli przechodził na edukację szkolną [nie wiem co ma pies do edukacji, ale co tam]. Ewelina, mając wolne ręce, zamknęła za sobą drzwi wchodząc do środka, chwyciła normalnie telefon i zrzuciła torbę w stosowne miejsce, specjalne przeznaczone na torby, torebki, plecaki, itd. Dałyśmy sobie buziaka w policzki na powitanie. Podniosła rękę w celu przywitania się z chłopakami i kiwnęła głową do dorosłych, zaraz po tym poszła na drugi koniec salonu, tam gdzie były drzwi "balkonowe" na taras, by móc w spokoju rozmawiać z osobą, przez którą prawdopodobnie była zła. Wróciłam się do kuchni, zapakowałam pudełka z babeczkami do szafek. Logo na nich przedstawiało napis "Cukiernia a la Cooper" i całkiem ładny szkic babeczki na pierwszym planie, a w tle coś na kształt lady cukierni. Wiedziałam, że mama Eweliny założyła własny biznes cukierniczy, robiąc babeczki według przepisu, który obowiązuje tajemnica rodzinna. Wkładałam ostatnie pudełko do szafki, kiedy do pomieszczenia weszła Ewli, była spokojna, ale widać, że jeszcze zła. Rzuciła telefon na blat, na szczęście ni zrobiła tego mocno, więc na ekranie nie pojawiła się ani jedna ryska.
- Kto to?
- Były chłopak...
- Czego chciał?
- Odkąd zerwaliśmy, to już jakieś 4 miechy temu, nie może się ode mnie odczepić.
- Powiedz to Adasiowi, a będziesz miała spokój.
- What!?
- Podobasz mu się i on tobie też.
Ewli patrzyła na mnie najpierw ze zdziwieniem, a zaraz po tym jak przetrawiła drugą część zdania, popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Nie minęło 5 sekund, a rzuciła się na mnie. Umknęłam w ostatniej chwili i goniłyśmy się po całej kuchni. Adam wszedł do kuchni i nie zauważył mnie, ale minęłam go w ostatniej chwili, a Ewli, która już prawie chwyciła moją bluzę, wpadła na chłopaka, który ją przytrzymał, żeby się nie jebnęła o podłogę. Adam obejmował ją w pasie, a dziewczyna miała ręce na jego klatce piersiowej. Braciszek miał pochyloną głowę, tak że patrzył prosto w jej oczy. Uśmiechnęłam się do siebie i na paluszkach szybciutko wyszłam z pomieszczenia. No, ale ja to ja, więc zatrzymałam się za progiem i podglądałam parkę. Adaś powoli i delikatnie podniósł jedną rękę i pogładził policzek Ewli, jakby bał się, że ją spłoszy. Oboje się zarumienili, na co zareagowałam cichym westchnieniem. Ze swoją super szybkością pobiegłam do pokoju i wróciła z pewną rzeczą. Ewelina podniosła się wyżej na palcach, a Adaś bardziej się pochylił. Ich usta powoli się przybliżały do siebie, a w momencie ich połączenia rozległ się pstryk i błysnęła lampa błyskowa. Zrobiłam zdjęcie ich pierwszego pocałunku. Sądziłam, że odskoczą od siebie i jeszcze bardziej się zarumienią, ale nic takiego się nie stało. Uśmiechali się, Adam schylił głowę, tak, że jego usta były na wysokości ucha Ewli. Coś do niej powiedział, ale nie zdołałam usłyszeć, co.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 35

a nie braćmi z jednym rokiem różnicy.
***
Oczami Chase'a:
Całą drogę spałem, oprócz momentu, kiedy chciało mi się pić. Gdy dojechaliśmy, w ogóle mnie nie obudzili, a skąd to wiem. A stąd, że nie leżę na noszach, tylko na jakimś łóżku. Obudziłem się i próbowałem wstać, ale jakaś ręką mnie przed tym powstrzymała. Mam jakieś deja vu. Jeszcze raz otworzyłem oczy, by zobaczyć coś wyraźnie. Pochylał się nade mną mężczyzna w czerwonych ubraniach. Poznałem ratownika, który mi pomagał. Poświecił mi latarką po oczach, usłuchał mi płuca i wstrzyknął jakiś lek do żył przez wenflon.
- Jak się czujesz Chase?
- Jakby mnie walc przejechał. Ale znacznie lepiej niż gdy się obudziłem w szpitalu.
- To dobrze. Musisz cały czas leżeć dopóki żebra ci się nie zagoją. Dostałeś lek, który przyspieszy ich gojenie [w końcu to świat nierealny, nie?].
- Jak Marcus?
- Ma złamaną rękę i kilka drobnych obrażeń, nie ucierpiał za bardzo.
- Pan tu zostaje?
- Tak, dopóki żebra ci się nie zagoją. Ale też żeby zająć się twoją ciocią, która dosyć mocno "grzmotnęła" głową i też, żeby dopilnować dość energicznego Marcusa. Pójdę sprawdzić co z twoją rodziną i zaraz przyjdę, przyniosę Ci coś do jedzenia, okey?
- Mhh...
- Spróbuj się jeszcze zdrzemnąć, musisz dużo spać.
Ratownik wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ja poprawiłem się na łóżku, uważając na żebra i zasnąłem.
Oczami Bree:
Kiedy dojechaliśmy, nie budząc Chase'a przenieśliśmy go do jego pokoju. Zostawiłam go samego z ratownikiem, który go pilnował. Dołączyłam do całej rodziny, która siedziała w salonie, zajmując wszelkie wolne miejsca. DD, Tasha i Leo ustąpili miejsca na kanapie poszkodowanym, a sami usiedli na krzesłach, wziętych z jadalni. Marcus stał przy oknie, świerzbiło go by pójść na pole, ale ratownik mu zakazał. Rozmawialiśmy o wszystkim: jak się poznali, co dalej się wydarzyło i te inne tego typu rzeczy. Samego tematu wypadku, w którym Chase ucierpiał najbardziej, nie poruszaliśmy, ze względu na starszego chłopaka. Po kilkunastu minutach przyszedł ratownik, pozwolił mi pójść do Chase'a, pod warunkiem, że nie będę go budzić, jeżeli będzie spał. Ostrożnie weszłam do pokoju chłopaków, starając się nie robić hałasu. Zauważyłam, że Chase śpi rozwalony na łóżku, więc przykryłam go kołdrą i usiadłam na krześle obok. Z uśmiechem przyglądałam się młodszemu chłopakowi. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon, który dostałam od taty. Dostałam sms od Ewli:
Jak tam Chase? Mogę do was przyjść?
W domu czuję się tak samotna... xD
Ewli, jak tylko przyjechaliśmy do Houston, wróciła do domu, żeby nie robić na kłopotu. Oczywiście mówiłam jej, że nie robi kłopotu, ale ona się uparła. Odpisałam do niej:
Chase wygląda już lepiej, ciągle śpi.
Oczywiście, że możesz przyjść, mogłaś
w ogóle nas nie opuszczać.
Ewli:
Ale jednak to zrobiłam. Zrobiłam
babeczki, przyniosę je. Tak z okazji...
eeee... powrotu Chase'a do domu!
No! Właśnie. :* Za pół godziny będę.
Ewelina uwielbia gotować i piec, więc wiadomość mnie nie zdziwiła. Wyszłam z pokoju, wróciłam do salonu, gdzie ratownik kończył badać Kirię. Zawijał z powrotem bandaż na jej głowie, a opatrunek na nodze, był widocznie nowszy.
- Marcus. Proszę chodź tu. Muszę cię przebadać -Johnny, bo tak miał na imię nasz ratownik, próbował uprosić Marcusa- Nie daj się prosić. Muszę sprawdzić czy dobrze ustawioną masz rękę.
- Nie. Nie potrzebuję pomocy.
- Marcus -podeszłam do niego, nakazując innym się nie odzywać- pozwól się przebadać. Potem Johnny da ci spokój, a ty będziesz mógł pójść do Chase'a. Nie chcesz chyba, żeby zobaczył cię w takim stanie??
- Dobrze.
Johnny wstał i skierował się do pokoju, który DD pozwolił mu zagospodarować na jego tymczasowe miejsce odpoczynku i badań. Marcus ruszył za nim, patrząc na mnie. Poruszał ustami. Starałam się zrozumieć co do mnie mówi. Obiecaj mi...

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 34

a Chase nie poleciał do przodu kilka metrów.
***
Po policzkach Marcusa poleciało kilka łez. Przyciągnęłam go do siebie i objęłam go rękoma. Zauważyłam, że wszyscy patrzą na nas ze wzruszeniem, musieli słyszeć całą historię.
- Będzie dobrze. Będzie szczęśliwy jak zobaczy, że tobie nic nie jest.
- Dzięki, pocieszyłaś mnie сон девојка мојот брат [czyt. son devoJka moJot brat] -na te słowa Konstantyn parsknał śmiechem.
- Nie powiesz mi co to znaczy, prawda?
- Nie...
Z sali wyszły pielęgniarki i doktor. Powiedział, że pacjent może wracać do domu i właśnie idzie załatwic transport. Można było wejść. Ustaliliśmy, że Marcus i ja wejdziemy pierwsi.
- Cześć Chase... Jak się czujesz?
- Marcus, nic ci nie jest... Bree, przyjechałaś.
- Tak. Wszyscy tu jesteśmy. Już wszystko wiemy.
- Przepraszam was. To co zrobiłem było niestosowne.
- No może trochę. Ale gdyby nie to, nie poznałbyś swojej rodziny.
- To prawda. Co to?
- To? To naszyjnik, dostałam od DD w ramach przeprosin.
- Piękny, prawda Marcus?
- Prawda, jest piękny.
- Czekaj, coś tu jest.
- Widzisz to?? -byłam zdziwiona, ja to widziałam tylko pod dobrym kątem światła.
- Jakieś zdjęcie. Nie poznaję go.
- To zdjęcie zrobiliśmy w twoje urodziny. Zapomnieliśmy o całym bożym świecie i nie zwracaliśmy na nic uwagi.
- Widzę to zdjęcie -Marcus też zauważył to zdjęcie- jesteście tak szczęśliwi.
- Noo... Wracam dzisiaj do domu?
- Tak.
Pocałowałam Chase'a w policzek na pożegnanie i ścisnęłam rękę. Marcus pocałował go w czubek głowy, jak to często robią starsi bracia młodszym, i lekko przytulił, uważając na obrażenia. Chase pożegnał nas pojawiającym się burakiem na policzkach. Uśmiechnęłam się na ten widok, był taki słodki. Po nas weszli DD, Tasha i Leo. Po nich byli Kostka i Kiria. Jak już wyszli, weszłam jeszcze na chwilę do sali wprowadzając Ewli i Adama.
- Chase. Chcę żebyś kogoś poznał. To jest Ewelina, nasza nowa sąsiadka, przyjaciółka dzierżąca naszą tajemnicę. Więc nawet, jeśli nie przypadnie ci do gustu, musisz ją zaakceptować.
- Cześć.
- Hej, Chase. Miło cię w końcu poznać. Martwiłam się o ciebie tak samo jak twoje rodzeństwo.
- Dzięki. Mi też miło. Cześć Adam. Jak tam brachu?
- Chase! -Adaś rzucił się na Chase'a, zapominając, że jest poturbowany, więc młodszy chłopak jęknął, ale po chwili odwzajemnił uścisk, także tęsknił za bratem.
Przyszedł ratownik, który pomógł wstać Chase'owi i zaprowadził go na zewnątrz, do stojącej karetki, gotowej do odjazdu. Wszyscy poszliśmy za nimi.
- Dwie osoby mogą z nami pojechać -oznajmił nam ratownik, który pomagał chłopakowi.
- Wydaje mi się, że Marcus bardzo chce jechać -powiedział Kostka.
- Od nas może Bree? Adam? -DD nas się pytał.
Popatrzyłam na Adama, on na mnie. Wiedziałam czego on chce, dlatego się zgłosiłam.
- Adam, masz szansę. Pogadaj z nią -zanim wsiadłam do karetki, szepnęłam na ucho bratu.
Wsiadłam i usiadłam na wolnym miejscu. Chase leżał na noszach, obok noszy były dwa fotele, naprzeciwko siebie, więc ja i Marcus patrzyliśmy na siebie.
- Zapnijcie pasy. Są po prawej stronie na dole -powiedział ratownik, który zamknął zasuwane drzwi karetki. Po chwili usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi z przodu i dźwięk uruchamianego silnika. Staliśmy chwilę w miejscu, chyba po to, żeby DD mógł jechać pierwszy, a my za nim. Chase był zmęczony, więc zasnął, tak samo Marcus. A ja im się przyglądałam, stwierdziłam, że są do siebie w miarę podobni. Są jakieś minimalne podobieństwa. Przez całą drogę przypatrywałam się rozluźnionym braciom, którzy cały czas spali, oprócz momentu, kiedy obudzili się, żeby się czegoś napić. Śmiać mi się chciało, obudzili się w tym samym czasie i mówili to samo w tym samym momencie. To wyglądało jakby byli co najmniej braćmi bliźniakami, a nie braćmi z jednym rokiem różnicy.

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 33

Nie wiem czy zauważyliście, ale rozdziały pojawiają się zawsze w poniedziałki o 23.59, inaczej w wtorek.Automatycznie się posty publikują, więc zawsze północ poniedziałek.
***
chociaż każdemu cisnęły się pytania na język.
***
Rzeczywiście w niecałą godzinę dojechaliśmy pod olbrzymi budynek szpitalu w Hepto. Pod nim znajdowało się wiele wozów policyjnych i jeden ze stacji telewizyjnej. Zaparkowaliśmy najbliżej jak się dało. Policjanci, którzy pilnowali wejścia, żeby natrętni dziennikarze nie wchodzili, od razu rozpoznali Davenporta, więc bez problemu nas wpuścili. Pielęgniarka, która była w recepcji, powiedziała nam gdzie znajdziemy Chase'a. Gdy podeszliśmy pod salę, zauważyłam wysokiego chłopaka stojącego przy oknie na salę i młoda parę siedzącą na krzesłach na korytarzu. Usłyszeli nasze kroki, jeszcze zanim podeszliśmy dostatecznie blisko. Chłopak tylko na nas zerknął i wrócił wzrokiem na salę, gdzie leży Chase. Widziałam wiele blizn na jego twarzy i przenikliwe zielone oczy. Miał rękę na temblaku i zarzuconą czystą bluzę na plecy. Natomiast z pary pod ścianą wstał mężczyzna, którego widzieliśmy w wiadomościach, także wysoki, miał opatrunek na barku i nodze, ale raczej żadnych złamań. Przedstawił siebie jako Konstanty Barnes i swoją żonę Kirię, która nie wstawała, bowiem miała duży opatrunek na nodze, coś poważniejszego, bo miała kule do dyspozycji oraz opatrunek na głowie. W końcu to ona była nieprzytomna od samego początku, więc musiała walnąć się w głowę bardzo mocno.
- Donald Davenport. Moja żona i pasierb, Tasha i Leon. Bree i Adam Davenport, adoptowane dzieci oraz Ewelina Cooper, przyjaciółka.
- Przy sali stoi Marcus. Bardzo martwi się o Chase'a, zbliżyli się bardzo do siebie przez ten okres.
- To prawda, że jesteście rodziną?
- Tak. Może porozmawiamy o tym...
- Jak pojedziemy do nas. Przenocujemy was u siebie. Nie macie jak wrócić do Miami. Wiadomo co z Chase'em?
- Mówią, że był w poważnym stanie, ale wyjdzie z tego -powiedziała Kiria- Złamane żebra i ręka, wstrząs mózgu, całe ciało w siniakach i obtłuczeniach. Powiedzieli, że jak się dzisiaj ocknie z narkozy i przejdzie badania kontrolne pozytywnie, jeszcze przed wieczorem puszczą go do domu pod opieką ratowników.
- Dobrze, a więc robimy tak: jak Chase będzie mógł wyjść, wszyscy jedziemy do nas, przenocujemy waszą trójkę dopóki, albo wy nie wyzdrowiejecie, albo autostrada FG7 nie zostanie odbudowana lub wytyczą jakiś objazd.
- Zgadzamy się na taka możliwość. Bardzo dziękujemy za waszą gościnność.
Z sali wyszedł lekarz. Przywitał się z naszą grupką.
- Dzień dobry. Jestem doktor Flynn Tetusky, jestem lekarzem prowadzącym Chase'a Davenport. Wszyscy są z jego rodziny?
- Tak.
- Chase wyjdzie z tego, nie ma żadnych niepokojących rzeczy, wszystko się wyleczy i zagoi. Zostaną tylko blizny, niestety na twarzy też, więc troszkę się oszpeci, ale to taka drobnostka. Jeżeli jeszcze dzisiaj się obudzi z narkozy pooperacyjnej, w której musieliśmy usunąć wszelkie ciała obce, czyli odłamki skał, z jego ciała, i przejdzie pozytywnie badania kontrolne, to ratownicy zawiozą go karetką tam gdzie powiecie, gdzie ma się znajdować.
- Dziękujemy.
- Doktorze!! On ruszył się!!! -Marcus pierwszy raz się odezwał, miał głos lekko zachrypnięty, pewnie długo nie mówił albo długo krzyczał.
Doktor otworzył szeroko oczy i natychmiast zawrócił do sali. Wezwał pielęgniarki, które w trybie natychmiastowym pojawiły się w sali. Zanim zamknęły się drzwi usłyszeliśmy "Szybko, Ibuprofen -3 miligramy"
Pełni nadziei wszyscy usiedli na krzesłach, oprócz mnie i Marcusa. Podeszłam do niego, położyłam rękę na jego zdrowym ramieniu.
- Jestem Bree.
- Wiem, Chase dużo o tobie mówił. Bardzo cię...
- Bardzo mnie...co?
- Lubi, tak bardzo bardzo. Ale o tym nie wiesz, dobra? Braciszek mnie zabije.
- Jasne... Braciszek? Bardzo blisko ze sobą jesteście.
- Noo... Jak tylko przyszły wyniki krwi, które potwierdziły nasze więzy, obiecałem sobie, że dopilnuję, że będzie bezpieczny i szczęśliwy. Nie dotrzymałem słowa.
- Co się stało?
- Byłem bardziej poturbowany od niego, był bardzo dzielny. Nie stracił zimnej krwi. Wyciągnął nieprzytomnych wujka i ciocię. Ja nie miałem siły by mu pomóc, on to rozumiał, ale ja byłem zły. Zły na siebie. Potem gdy wujek się ocknął, przenieśli ciocię pod skały, a ja szedłem za nimi. Potem wytworzył pole elektromagnetyczne, zbyt małe żeby i jego objęło, więc ucierpiał na tym. Kazałem mu do nas dołączyć, zostawić to pole i dołączyć do nas. Nie posłuchał, a ja złamałem słowo. On cierpiał bardziej niż ja. Wujek nie wiedział co dokładnie się działo, zajmował się ciocią, dopóki ostatni meteor nie wylądował, a Chase nie poleciał do przodu kilka metrów.

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 32

Moje pole widzenia zalała ciemność, a ja odpłynąłem.
***
Oczami Bree:
Tasha zawołała nas rozpaczliwie do salonu. Był włączony telewizor, prawie na cały regulator. Wiadomości. Przybiegł DD.
- Co się stało?
- Słuchajcie -powiedziała rozpłakana Tasha.
"Najświeższe wiadomości. W części północno-wschodniej Florydy, pojawił się emocjonujący deszcz meteorów. Jednak ich miejscem lądowania, była autostrada FG7, pomiędzy Kirika a Hepto."
Przyłożyłam rękę do ust i załkałam, przecież tam przestał odbierać chip Chase'a.
"Spadło w sumie pięć meteorów, na początku i na końcu dwa największe. Służby specjalne zdążyły ewakuować najbardziej zagrożonych mieszkańców, a kierowcy, niestety nie wszyscy, zjechali zjazdami z autostrady. Pięć minut po wylądowaniu pierwszego meteoru, służby dostały sygnał SOS, który miał źródło ledwo 10 metrów o meteoru. Helikopter został natychmiast wysłany, jednak nie mógł przyjść na ratunek, przed wylądowaniem ostatniego meteoru. Gdy było po deszczu, pilot zauważył dwójkę mężczyzn. Jednego machającego do helikoptera, a drugiego biegnącego do niewyraźnego kształtu, którym prawdopodobnie był człowiek. Gdy wylądowali, dwóch ratowników pobiegło do machającego mężczyzny, który okazał się nastolatkiem, tam również znajdowała się nieprzytomna kobieta. Reszta ratowników pobiegła do drugiego mężczyzny, który klękał przed drugim nastolatkiem. Chłopiec był nieprzytomny i miał pełno obrażeń. Musieli przeprowadzić RKO, czyli Resuscytację krążeniowo-oddechową, natychmiastowo użyli ALS -zaawansowane zabiegi resuscytacyjne. Udało się przywrócić chłopca do życia. Natychmiastowo całą rodzinę zabrał helikopter, z miejsca zagrożenia. Agenci służb specjalnych sprowadzili samochód ze strefy zagrożenia, był nieźle poturbowany, specjaliści wyliczyli że musieli jechać z dużą prędkością i w chwili wylądowania pierwszego meteoru, samochód od wstrząsu przewrócił się na dach i dachował ok. 50 metrów. Wszyscy się dziwią, że nie wszyscy stracili przytomność i zdołali wyjść ukryć się pod skałami. Policjanci przeszukali samochód, w poszukiwaniu wszelkich dokumentów. Dowiedzieliśmy się, że ofiarami deszczu meteorytów byli: Kiria Barnes, Konstanty Barnes, Marcus Keating i Chase Davenport."
Jak tylko usłyszeliśmy znajome imię rozpłakałam się, Ewli i Tasha także. Adam, Donald i Leo powstrzymywali się, by nas wesprzeć.
"- Za chwilę zadam pytanie jednej z ofiar deszczu, panu Konstanty. Witam jestem z telewizji Hepto. Jak to się stało, że znaleźliście się w strefie zagrożenia?
- Mieliśmy wyłączone radio. A niepokojące niebo zauważyliśmy dopiero wtedy gdy znalazło się na wysokości gór oddzielających zatokę.
- Jesteście jakoś powiązani? Więzami rodzinnymi? Czy może po prostu autostop?
- Jesteśmy rodziną. Kiria jest moją żoną, a Marcus i Chase są moimi siostrzeńcami. Mają różnych ojców. Moja siostra nie żyje od 15 lat. Marcus mieszka ze mną lub ze swoim ojcem, nie wiedzieliśmy, że moja siostra miała jeszcze jednego syna z kimś innym. Chase został adoptowany przez Donalda Davenporta, do którego właśnie jechaliśmy.
- A więc jesteście rodziną? Bardzo ciekawe. Bardzo dziękujemy. Zdrowiejcie szybko. Karetki właśnie zabierają poszkodowanych do najbliższego szpitala. Dopiero tam dowiemy się w jakim stanie jest Chase, który z tego wypadku wyszedł najbardziej poturbowany."
Tata wyłączył telewizor.
- Boże, a ja o tym wiedziałam.
- O czym wiedziałaś, mamo?
- Że Chase tu jedzie. To miała być niespodzianka. Jestem zszokowana.
- Nie wiedziałaś co się stanie.
- Przynajmniej Chase odnalazł swoja rodzinę.
- Tak. To mnie najbardziej dziwi.
- Mnie to już nic bardziej nie zdziwi.
- Wiem, do którego szpitala zabrali całą rodzinę. Niecałą godzinę stąd. Jedziemy?
- Tak. Jedźmy.
- Mogę z wami pojechać?
- Tak, Ewli.
Przebraliśmy się i po kilku minutach staliśmy gotowi przy bramie garażu. Czekaliśmy na Donalda, który miał wyjechać samochodem. Brama się otworzyła i z garażu wyjechał busik. Zapakowaliśmy się do środka bez słowa, chociaż każdemu cisnęły się pytania na język. 

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 31

tłumaczy się to jako Błękitna pustka lub Błękit pustki.
***
Do Houston mieliśmy jeszcze kilka godzin drogi, więc zatrzymaliśmy się na najbliższej stacji benzynowej. Wujek Kostka zatankował samochód, a Kiria ze mną i Marcusem, poszliśmy do McDonalda. Zająłem miejsce przy wysokim stole, a reszta poszła złożyć zmówienie. Po chwili naprzeciwko mnie usiadł Kostka, a obok mnie Marcus. Minęło kilka minut, a przyszła Kiria z naszym zamówieniem. Dostałem duży McZestaw z BigMac'iem, jak każdy, tylko ciocia wzięła sobie sałatkę z kurczakiem i dietetyczną colę. Ledwo dałem radę zjeść całą kanapkę, a Marcus wciskał we mnie jeszcze frytki. Brat i wujek to chyba mają jakieś bezdenne żołądki, bo każdy z nich zjadł kanapkę BigMac, wspólnie prawie całe trzy paczki dużych frytek, trochę sałatki cioci i jeszcze domówili sobie po cheeseburgerze. Mówię prawie całe trzy paczki frytek, bo wzięli sobie jeszcze za cel dokarmić mnie, bo stwierdzili, że za mało jem, a ja powtarzam wam, że ledwo wcisnąłem całą kanapkę BigMac. Kiedy skończyliśmy, zamówili jeszcze coś na wynos. Nie widziałem co, bo ukryli przede mną. Kiedy wsiadałem do samochodu, myślałem że zaraz pęknę. Marcus próbował nie śmiać się ze mnie, ale trochę mu się to nie udawało. I znowu byłem obrażony na niego. Czułem się trochę dziwnie z tym, że cały czas kłócę się z moim bratem lub jestem na niego obrażony, ale Kiria powiedziała mi, że to normalne między rodzeństwem.
- Niepokoi mnie niebo -powiedział nagle Kostka.
Zerknąłem na niebo przed przednią szybą i mnie również zaniepokoiło to zjawisko. Próbowałem sobie skojarzyć to z czymś co już widziałem. I nagle sobie przypomniałem!!
- To deszcz meteorytów!! Włącz radio!
"Uwaga! Do wszystkich kierowców autostrady FG7. Proszę natychmiast opuścić autostradę. Wszystkie zjazdy zostały otwarte. Mieszkańcy ewakuowani. Nadchodzi deszcz meteorytów."
Mieliśmy takiego pecha, że dwa kilometry w tył był zjazd, a teraz do najbliższego zjazdu mieliśmy ok. 20-30 km. Kostka przyspieszył do maksymalnej szybkości, ale obliczyłem, że możemy nie zdążyć. Wszyscy byliśmy przerażeni. A mi na myśl przyszła Bree, przydałaby się tu, być może już jej nie zobaczę. Największy meteor był coraz bliżej nas, był nad nami. Kiedy "wylądował" za nami jakieś 10 metrów, zaczęły się wstrząsy. Przewróciło nasz samochód i dachowaliśmy przez jakieś 50 metrów. Kiria i Kostka stracili przytomność. Marcus nie za dobrze wyglądał ale się trzymał. Byliśmy ogłuszeni, ale patrząc na mnie wiedział co chcę zrobić. Odpięliśmy się, pomogłem wyjść Marcusowi z samochodu. Kolejny meteor zbliżał się. Wyliczyłem że spadnie w miejscu ok. 30 metrów przed nami i za jakieś 4-6 minut, w sumie meteorów było pięć. Czas leciał nieubłaganie. Połączyłem się z satelitą i wysłałem sygnał SOS do służb specjalnych. W tym samym czasie, jakimś sposobem próbowałem otworzyć przednie drzwi, ale się nie dało, były zakleszczone. Podszedłem do przedniej szyby była ukruszona, więc ją rozbiłem. Najpierw ostrożnie odpiąłem Kirię i wyciągnąłem z samochodu. Pociągnąłem ją na środek autostrady, gdzie były barierki oddzielające prawy pas od lewego pasa. Tam stał Marcus, który kurczowo trzymał się barierki i ledwo utrzymywał się na nogach. Szybko wróciłem do wozu i to samo zrobiłem z Kostką, zostało jakieś 3 minuty. Próbowałem obudzić dorosłych. Wujek się ocknął, a ciocia nie całkiem. Pomogłem wstać wujkowi, wzięliśmy razem ciocię i przeszliśmy przez barierki, Marcus tak samo. Jak najszybciej przeszliśmy na drugą stronę, gdzie byliśmy w miarę bezpieczni, bo meteory raczej lądowały na tamtych pasach. Skupiłem się bardzo mocno, próbując włączyć pole elektromagnetyczne. Udało mi się! Małe, ale wystarczające, żeby ochronić rodzinę.
- Chase! Chroń siebie.
- Nie mam siły na więcej.
- Więc zostaw to i chodź do nas.
- Muszę chronić swoją rodzi...
Drugi największy meteor, który jako ostatni spadł, wylądował nie daleko nas. To było jakieś 5 metrów ode mnie. Siła lądowania, była bardzo duża, więc straciłem równowagę. Udało mi się utrzymać pole, więc rodzinie nic się nie stało. Odłamki od skał zaczęły lecieć nam na głowy, jednak tylko jeden odłam mnie trafił. Poleciałem kilka metrów w przód. To bolało. Nie mogłem wstać, głowa mnie strasznie bolała. Już nie leciały żadne meteory, ani odłamy. Nim straciłem przytomność, usłyszałem krzyki Marcusa i Kostki, jeden z nich biegł do mnie, a drugi krzyczał w stronę w nieba, jednak nie poznałem który to który. Moje pole widzenia zalała ciemność, a ja odpłynąłem.

poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 30

Wytarłam twarz i zanim DD się ocknął, chwyciłam Adama za rękę i pociągnęłam go na górę.
***
- Adaś. Musimy powiedzieć Ewli.
- Ufamy jej?
- To co powiemy, będzie znaczyło, że jej zaufaliśmy. Ona nam zaufała, powiedziała nam wszystko o sobie, a nie minęła nawet doba odkąd się poznaliśmy.
- Ja bym jej powiedział.
- Ja też. Ale jak myślisz co Chase by na to powiedział.
- Wydaje mi się, że się zgodzi z nami. Zawsze dostosowuje się do nas.
- Czyli zadecydowaliśmy, tak?
- Tak, siostrzyczko.
Odetchnęłam. Zaufamy Ewli i o wszystkim jej powiemy. Skoro wierzy w istnienie ukrytych superbohaterów, którzy ratują świat przed zniszczeniami, to i uwierzy w to, że to my jesteśmy tymi superbohaterami. Wyszliśmy na taras. Ewelina i Leo ciągle tam siedzieli, widać było że czekali na nas.
- Hej.
- Coś się stało? Płakałaś.
-Tak. Ale najpierw musimy ci o czymś powiedzieć. Proszę nie przerywaj nam dobrze?
- Oczywiście. Możecie mi zaufać.
- Ja, Adam i Chase jesteśmy nadludźmi. Mamy moce, ja mam super szybkość, Adam ma dużą siłę i strzela laserami, a Chase -ma superkomputer w głowie, potrafi uruchomić pole elektromagnetyczne i lata wbrew prawom grawitacji. DD, czyli Donald Davenport, jest twórcą chipów, które mamy wszczepione od małego, dzięki którym mamy moce. To my jesteśmy tymi ludźmi, którzy ratują przed katastrofami itp.
- Is this  a truth?
- Tak. Kiedy Chase "uciekł" straciliśmy kontakt przez tą dziwną burzę z jego chipem. Potem, gdy znalazł się na lądzie i ta burza zniknęła, odzyskaliśmy kontakt. Teraz był w drodze dokądś i zniknął. Po prostu tak jakby znowu straciliśmy z nim kontakt. DD właśnie wysłał drony w te współrzędne co ostatnie były zapisane. Tak bardzo się o niego martwię, dlatego płakałam
- To jest bardzo dziwna historia.
- Jeśli nie wierzysz, możesz o tym zapomnieć, tylko proszę nikomu o tym nie mów.
- Czy ja mówię, że w to nie wierzę? Wiecie, że wierzę w przeznaczenie?
- No, tak. Mówiłaś.
- No i czytałam swoje przeznaczenie, które zapisała moja ciocia wróżka. I w tym przeznaczeniu było wspomniane, że w nowym miejscu zamieszkania, znajdę nowych przyjaciół i oni będą mieli tajemnicę, którą przede mną odkryją. Że znajdę przy okazji chłopaka. I będziemy mieć wiele przygód i przeszkód, by w końcu stać się najbliższymi sobie. Naprawdę wam dziękuję, że mi zaufaliście.
Wstaliśmy wszyscy i przytuliliśmy się w grupowym uścisku. A to wyglądało raczej, że ja i Ewli, jesteśmy duszone przez chłopaków.
- Najlepsi przyjaciele?
- Najlepsi, ale pamiętaj musisz jeszcze poznać Chase'a.
- Wiem.
Oczami Chase'a:
Jechaliśmy. Postanowiłem zadzwonić do Tashy. Wiedziałem, że ona to zrozumie. Obiecała mi, że nic nie powie, ale przygotuje ich na to spotkanie. Był wieczór, więc rozłożyłem fotel i próbowałem zasnąć. Było mi niewygodnie, więc złożyłem fotel i poszukałem innej pozycji do spania. Marcus patrzył na mnie znacząco. Uniosłem brwi i dopiero teraz zauważyłem, że położył mojego ulubionego jaśka na swoich kolanach. Byliśmy braćmi, więc nie poczułem żadnego obrzydzenia, ale zawstydziłem się [czyt. byłem na twarzy jak burak], kiedy Kiria się obróciła, uśmiechnęła na nasz widok, powiedziała do wujka "Patrz, jacy oni są słodcy" i na koniec zrobiła nam zdjęcie. Ja próbowałem zakryć swoją twarz rękoma, ale Marcus mi to uniemożliwiał i uśmiechał się szeroko. Kiedy było po wszystkim, czyli kiedy Kirii udało się zrobić "kawai" zdjęcie, a Kostka i Marcus śmiali się z mojego zachowania, zasnąłem [na kolanach brata, bo on niestety nie pozwalał mi wstać] obrażony na całą ich trójkę. Wstałem, o dziwo, wyspany. Marcus już wstał i patrzył za okno na widoki. Kiedy podniosłem się, zauważyłem po prawej stronie, czyli od strony gdzie siedział Marcus, niebieski i nic więcej. Błękit nieba i turkus zatoki zlewał się w jedno na horyzoncie. Nie było żadnych chmur, ptaków ani łódek, statków. Po prostu było pusto, w pewnym sensie piękne zjawisko.
- To jest jedyne miejsce w obu Amerykach, w którym jest tak pusto. Jest oddzielone od innych skałami, które za chwile miniemy, a za nimi będzie zatoka pełna statków, jak każda inna.
- Ma jakąś nazwę?
- Nie ma takiej oficjalnej, tak jak Zatoka Meksykańska na przykład. W naszej rodzinie od pokoleń mówi się na to miejsce Biru kekosongan. Ja i wasza matka, więc i wy, jesteśmy potomkami mieszkańców dawnej Indonezji. Nasi potomkowie byli Azjatami, którzy osiedlili się na stałe w Ameryce. I tu pozostali.
- A co to znaczy to Biru kekosongan?
- W dosłownym tłumaczeniu Niebieski pustkostan, ale w naszej rodzinie tłumaczy się to jako Błękitna pustka lub Błękit pustki.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 29

Cholera, rozdział miał się pojawić wczoraj, ale niestety wczorajszą moją uwagę zajmowała historia i edycja Bohaterów, których pojawiły się dwie części. Zapraszam do pisania moich wypocinów.
***
Dalej udając modelki na wybiegu.
***
Będąc w kuchni, przygotowywałyśmy sobie śniadanie, a mianowicie tosty z patelni. Mniaam... Kiedy już wszystko było prawie gotowe, w pomieszczeniu pojawiła się Tasha, z turbanem z ręcznika na głowie.
- O hej, dziewczyny! Wcześnie wstaliście... Edek powiedział mi, że do 3 siedzieliście.
- Taaa... To prawda.
- Dzień dobry, pani Tasho.
- Dobry ranek, Ewelino. Jedzcie śniadanie, mam dla was niespodziankę, ale to dopiero ok. południa. Dla was i chłopaków.
- A co to takiego? Proszę, powiedz...
- Jak powiem, to już nie będzie niespodzianka...
Tasha wyszła z kuchni z wielkim talerzem kanapek i poszła na taras.Chwyciłyśmy kubki z kakao i także wyszłyśmy na zewnątrz. Pogoda nam dopisywała, więc nie musiałyśmy się jakoś ciepło ubierać. Po pięciu minutach chłopcy do nas dołączyli i zwinęli kanapki, których Tasha jeszcze nie zdążyła zjeść. "Mama" była wyraźnie zła, bo była jeszcze głodna, zagroziła chłopakom szlabanem, jeżeli nie zrobią jej kolejnych kanapek. Kiedy poszli do kuchni, razem z Ewli [takie pseudo] i Tashą śmiałyśmy się do bólu brzucha. Kiedy chłopaki wrócili, dołączył do na DD. Zwinął jedną kanapkę swojej żonie, ale, zanim zdążyła rzucić choćby gromem z oczu, podarował jej bukiet kwiatów, który trzymał za plecami.
- To w ramach przeprosin. Niestosownie się zachowałem. A to dla mojej jedynej córeczki, też w ramach przeprosin -podarował mi niewielkie pudełko z napisem PANDORA.
Otworzyłam i zobaczyłam przepiękny wisiorek na łańcuszku, był naprawdę piękny. "Tata"[z nutką nieufności] zobowiązał się zapiąć mi prezent na szyi. Kiedy przyglądałam się wisiorkowi, zauważyłam że w blasku słońca pojawia się nikłe zdjęcie w tęczy. Zdjęcie przedstawiało naszą rodzinkę, Ja przytulałam się do Chase'a, za nami stał Adam z rozcapierzonymi rękoma, a obok nas stali Tasha i Donald, obejmujący Leosia. Wszyscy mieli szerokie uśmiechy. To zdjęcie było zrobione przy okazji urodzin Chase'a.
- Dziękuję! To jest naprawdę piękne -rzuciłam się na szyję DD i z całej siły go przytuliłam.
Skończyliśmy śniadanie w dobrych humorach. Ewli postanowiła zostać u nas do wieczora, bo nikogo nie było u niej w domu. Kiedy DD musiał pójść do laboratorium dokończyć jakiś projekt, a Tasha wyszła w poszukiwaniu miejsca pracy, cała nasza grupka siadła pod parasolem na klifie. Obserwowaliśmy fale, przylatujące ptaki i podpływające pod skały delfiny. Zastanawialiśmy się jaką niespodziankę ma dla nas Tasha. Kiedy pytaliśmy DD, czy coś o tym wie, powiedział, że nic mu o tym nie wiadomo. Ale powiedział nam, że wczoraj ktoś do niej zadzwonił pod wieczór, a potem chodziła szczęśliwa i radosna jak ptaszek.
Po jakiś dwóch godzinach rozmów, nudów i zabaw, tata zawołał mnie i Adasia do laboratorium. Nie wiedzieliśmy o co chodzi.
- Witajcie moi drodzy -DD był wyraźnie podenerwowany.
- Co się stało szefie?
-Do teraz miałem chipa Chase'a na oku. Ech... Zniknął z mapy.
Wstałam nagle, przewracając krzesło. Podeszłam szybkim krokiem do ekranu, na którym jeszcze rano była migająca czerwona kropka. Teraz ta kropka była blada, czyli pokazywała ostatnie współrzędne, które nie były aktualne.
- Tutaj zniknął. Jechał autostradą FG7 i nagle pojawił się błąd, a potem jak zrestartowałem system namierzający, kropka była blada. Właśnie wysłałem drony na te współrzędne.
- Boże!
- Bree oddychaj. Spokojnie odnajdzie się.
- Muszę o wszystkim powiedzieć Ewli...
- Bree. To jest wasza wspólna decyzja. Dobrze się zastanówcie. Nie będę wam wchodził w drogę, okej? Ale o to jedno was proszę.
Rozpłakałam się i przytuliłam do taty.
- Dziękuję... T-tato...
Kiedy się odsunęłam od niego, uśmiechnęłam się przez łzy. Twarz DD zastygła w niedowierzaniu.
- Nie przesłyszałeś się, TATO.
Wytarłam twarz i zanim DD się ocknął, chwyciłam Adama za rękę i pociągnęłam go na górę.
***
Jeszcze taka informacja dotycząca bohaterów. W cz. 2 mogłam ciupkę zaspoilerować, bo ja to już nie wiem co wy wiecie, a co ja wiem. Ale mam nadzieję że z tym przeżyjecie...

piątek, 24 kwietnia 2015

Equally Important Information about Lab Rats

Siema czytelnicy.
Około tydzień temu pojawiła się ankieta, trwała ona trzy dni, czyli weekend.
Bardzo dziękuję tym ośmiu osobom, które oddały głos. O to wyniki tej ankiety: Co chcielibyście, żebym zrobiła?
Napisała 1 rozdział
  0 (0%)
Napisała kilka rozdziałów
  6 (75%)
 
Napisała dodatek do opowiadania
  2 (25%)
 
Coś innego, wasz pomysł...
  0 (0%)

Więc wygrała opcja 2: Napisanie kilku rozdziałów i publikowanie je regularnie.
Więc od poniedziałku piszę rozdziały, miałam dużo wolnego, więc odbyło się bez problemów.
Byłam w trakcie pisania ROZDZIAŁU 36, ale przerwałam, żeby was o wszystkim powiadomić. 
Kolejny rozdział, czyli 29 [jeżeli się nie mylę] pojawi się [prawdopodobnie] najpóźniej w poniedziałek. 
Po prostu mam zamiar za aktualizować zakładkę BOHATEROWIE, a nie mogę tego zrobić ani na moim laptopie, ani na komputerze główny. Muszę zdobyć roboczego laptopa mojego taty, bo jak na razie to on działa szybko i zwinnie, nie zacinając się [nie to co mój komputer, do którego tracę już cierpliwość pisząc tego posta]. Jeśli mi się uda, to nawet dzisiaj zrobię zakładkę, a wtedy rozdział pojawi się w poniedziałek, na 100%. Chcę jeszcze napisać, tyle rozdziałów ile mi się uda.
Oh shit! Ledwo się powstrzymuję od zaspoilerowania co się wydarzy.
Muszę kończyć, bo ledwo, ledwo.
*
*
Chase będzie miał..mph... [zaklejam usta blogerowej mnie]
*
*
PAPATKI :* :*

czwartek, 16 kwietnia 2015

Ankieta - BARDZO WAŻNE

Pojawiła się ankieta, po prawej stronie. Wasze głosy zadecydują co dalej.

Pytanie: Co chcecie żebym zrobiła?
1. Napisała 'teraz' rozdział.
2. Napisała kilka rozdziałów w przód i publikowała regularnie (wtedy musicie trochę dłużej poczekać)
3. Napisała dodatek do opowiadania, np. Wspomnienia z dzieciństwa Superludzi, Moment wszczepiania chipów, itd. Coś się wymyśli.
4. Coś innego, waszego pomysłu. Tylko musicie napisać, co chcecie.

Bardzo proszę o głosy. To bardzo dla mnie ważne.
Z góry dziękuję.

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 28

Tylko teraz całe dnie zaprząta mnie jedna myśl, kto jest moim ojcem. 
***
Po kilku dniach, prawie, że po tygodniu, postanowiłem wracać do domu, do Houston. Podzieliłem się moim postanowieniem, z całą rodzinką. Zdecydowali się odwieść mnie do domu i powiedzieć o wszystkim DD i Tashy.
- Nie musicie mnie odwozić. Na pewno znajdę jakiś transport. Chociażby autobusy czy pociągi.
- Nie, Chase. Jadąc z nami zaoszczędzisz na kasie, będziesz miał towarzystwo, a my poznamy twoją rodzinkę. No weź zgódź się inaczej zrobimy to siłą.
- Nie. Zero siły. Już mam dość tego że cały czas nosicie mnie na ramieniu, czy nawet na rękach.
- No sam widzisz. Chłopaki, pakować się, jedziemy na wakacje do Houston!!!
- Juhu!! Jedziemy na wakacje! Jedziemy na wakacje! -Kostka i Marcus widocznie zwariowali.
No ale nie dziwię im się, przez ten czas, póki ja tu byłem, wykonywali jakieś obowiązki domowe, a to odkurzali, a to zmywali naczynia, a to nawet wypleniali ogród. Naprawdę różne obowiązki Kiria im dawała. A mnie zawsze sadzała przed telewizorem z chipsami lub płatkami, albo przy ladzie w kuchni i pozwalała obserwować jak krząta się, robiąc obiad.
Po pół godzinie wszyscy zeszli z góry i zapakowali się do auta.Mnie też wepchnęli, no bo ja ciągle nie chciałem zawracać im głowy.
- Nie zabronisz nam chyba pojechać na wakacje? Tylko cię podrzucimy i tyle.
- Nie i nie. Wiem co sobie kombinujecie. No ale jak już mnie "wepchęliście" to może jedźmy?
Oczami Bree:
Było cudownie. Noc z Eweliną, zawsze jest pełna wrażeń. Pomimo że poszliśmy spać ok. 3, to i tak obudziliśmy się dość wcześnie bo o prawie 9. A DD gadał nam że nie wstaniemy do południa, jak będziemy tak ględzić. Trzeci zapis do Dziennika Ważnych Rzeczy -w skrócie DWR- "Nigdy nie słuchać szefcia, jeżeli nie dotyczy to misji". Pierwszym był "Polskie kabarety są super, a tym bardziej duet Marcina W. i Roberta G.", a drugim "Ewelina zawsze da radę i nigdy nie jest sama *ma być sam, ale nie pasi*.
- Bree!! Wyłącz ten cholerny budzik, już wszyscy wstaliśmy!! -ta Leo obudził się równiutenko z budzikiem.
Wyłączyłam tą machinę czasu, a mój braciszek co zrobił, klapnął na poduszkę i chrapnął, a jakby inaczej. A Adam chyba niczego nie usłyszał, bo tylko przewrócił się na drugi bok i nic. Popatrzyłam znacząco na Ewelinę, a ona na mnie. Parsknęłyśmy śmiechem i rzuciłyśmy się w dół łóżka, czyli na materac, gdzie niespodziewający się zagrożenia, słodko spali nasi chłopcy.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaa!! -rozległ się pisk małej dziewczynki, a nie sorry to "męski krzyk" Leona, jak on to potem wyjaśnił. Adam wstał i krzyknął na widok nas. My znowu parsknęłyśmy śmiechem. Już wcześniej to zauważyłyśmy, a mianowicie nasze fryzy. Bardzo modne w tym sezonie, nie no naprawdę! Wstałam, wzięłam jakieś dwa ręczniki z szafki, skinęłam na dziewczynę i przeszłam do drzwi, zaraz obok. Koleżaneczka szła tuż za mną. Zanim zamknęły się drzwi od mojego pokoju, machnęłyśmy zalotnie do chłopaków, którzy ciągle gapili się na nas z otwartymi buźkami.
- No to żeśmy zrobiły im pobudkę. Na ich miejscu to trza było wstać! -powiedziała Ewelina, biorąc się za rozczesywanie włosów.
- Popieram twoje zdanie -odpowiedziałam, chowając się za murkiem, chcąc pójść się umyć.
- A tak to słodkich masz braciszków...
- No wiem... Ale nie poznałaś jeszcze Chase'a. Z niego to taki słodziak, taka mała ciamajda lub fajtłapa.
-A wy to jesteście rodzeństwo?
- Tak jakby. Ja i Adam jesteśmy biologicznym rodzeństwem, adoptowanym przez DD -naszego "ojca". Chase też jest adoptowany. A Leo to syn Tashy i pasierb DD, niedawno mieli ślub -wyszłam z pod prysznica, ukrywając się za murkiem.
Ubrałam świeże ciuchy i stanęłam przed lustrem. Ewelina poszła za murek, zrobić to samo co ja. Wzięłam się za rozczesywanie mokrych kudłów, całe szczęście miałam uproszczone zadanie, były MOKRE.
- Więc wy to taka rodzinka połączona z wielu innych.
- Tiaaa... Leo podobno nie miał ojca, a Tasha męża czy chłopaka. DD miał tam swojego brata czy siostrę. Rodziców moich i Adama znano, ale nie żyją obaj. Tylko u Chase nic nie wiadomo, co mniejwięcj było powodem jego ucieczki.
- Nie wiedzieliście że jesteście adoptowani.
- Wiedzieliśmy, ale myśleliśmy, że jesteśmy całą trójką rodzeństwem, a tu takie zaskoczenie.
Byłyśmy już prawie gotowe, tylko jeszcze uwieńczyć nasze dzieła.
- Dziewczyny! Wynocha już z łazienki!! -panowie zaczęli się dobijać do drzwi.
Chyba nie wiedzieli, ż jest jeszcze jedna łazienka, chyba, że jest zajęta przez Tashę. Otworzyłyśmy drzwi i udając modelki na wybiegu, wyszłyśmy.
- Trzeba było pomyśleć i wstać wcześniej, kiedy trzeba było, a nie iść spać -przybiłyśmy sobie piątkę i poszłyśmy do kuchni.
Dalej udając modelki na wybiegu.

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 27

Wspólnie wszyscy zaczęliśmy grać w skojarzenia, tak dla wypełnienia nudy.
***
Po chwili dojechaliśmy do Miami, było to wielkie miasto. Wjechaliśmy teren zabudowany. Nie przejechaliśmy 2 km, a już zajechaliśmy pod jakiś dom. Był duży, prawie takiej samej wielkości jak prowincja Davenporta, ale była widoczna różnica między tym a tamtym. Tamten był jak najbardziej nowoczesny, prawie wszystkie ściany ze szkła i brak dekoracji, a ten jak każdy pospolity dom, z cegły, z dekoracjami, z dachem z cegłówek i z prawdziwym ogrodem, w którym rosną kwiaty, krzewy i drzewa. Wypakowaliśmy się z samochodu. Kiria otworzyła drzwi i wpuściła mnie pierwszego, żebym mógł zobaczyć dom od wewnątrz.
Oczami Bree:
Porozmawiałyśmy se z Eweliną, fajna dziewczyna. Okazało się, że mamy wiele wspólnego. Tak szybko upłynął nam wspólnie czas, że nawet nie zauważyłyśmy a nadszedł wieczór. Niestety Ewelina musiała już iść. Jak wyszła, DD zza ściany i powiedział mi, że nie mogę zaprzyjaźniać się z dzieciakami z "zewnątrz".
- Nie mogę? A to niby dlaczego?
- Jesteś nadczłowiekiem, nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- No, ale... przecież ja nie mówię, każdej napotkanej osobie, że jestem nadczłowiekiem!! Nie możesz mi tego zakazać!!! Tak samo jak i Adamowi i Chase'owi -byłam mocno wściekła, żeby nie powiedzieć wkurzona i wyszłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami, żeby DD wiedział co uczynił.
Zanim poszłam spać, usłyszałam jeszcze kłótnię Tashy z DD. "Mama" broniła mnie i moich braci, a DD został sam na lodzie, i nie był w stanie przebić swojej żony, która miała niezbite argumenty. Wydawało mi się, że nawet usłyszałam propozycję wysłania nas do szkoły od nowego roku szkolnego. Ale nie jestem tego pewna, bo równie dobrze to mógł być mój wymysł senny.
Kilka dni później (Chase jest w drodze do Miami):
W ciągu tych kilku dni, naprawdę zaprzyjaźniłam się z Eweliną, stałyśmy się bliskimi przyjaciółkami. Byłyśmy raz nawet w kinie, na polskim hicie "Disco Polo", po którym śmiałyśmy się bez przerwy. Stwierdziłyśmy, że Polska to fajny, kraj, skoro wymyśla takie fajne filmy i te teksty, po których nie można przestać się śmiać. Zauważyłam też, że coś Ewelina i Adam mają się ku sobie. Słyszałam od Eweliny, że Adam się jej podoba, a u Adama widziałam, jak zerka na dziewczynę z zauroczeniem. W końcu burza minęła, a DD zauważył, że pojawia się przerywany sygnał gdzieś z okolic Florydy. Szef po zestawieniu tych wszystkich współrzędnych, wywnioskował, że Chase porusza się w stronę Miami. Byłam w siódmym niebie, po tym odkryciu. Przecież Chase jest na lądzie i chyba nic mu nie jest. Żeby ochłonąć zaszyłam się w swoim pokoju z słuchawkami w uszach, podłączonych do MP3 Leosia, którą mu gwizdnęłam i słuchałam muzyki, dopóki nie zmorzył mnie sen. Po jakimś czasie, ktoś szturchnął mnie w ramię, żeby mnie obudzić. Wstałam. Zerknęłam na zegarek, było gdzieś przed południem. Zauważyłam Ewelinę, a za nią Leo i Adama.
- O hej! Sorry, zaspałam.
- Słyszałam wasze nowinki! Rozumiem cię, też "ochładzam się" przy muzyce.
- Dzięki... Idziemy gdzieś?
- Tak. Jak wiesz mój tata jest właścicielem parku rozrywki. Organizuje teraz imprezę i zostało mu dokładnie 4 bilety, które podarował mnie. Chcę żebyście poszli ze mną! Proszę! Tylko musi ktoś nas zawieźć.
- Jasna pójdziemy, nie chłopaki? A transport? Sądzę, że mama nie będzie miała nic przeciwko temu.
Oczywiście Tasha od razu się zgodziła i chętnie nas zawiozła do parku. Była naprawdę wieeelka impreza, tylu ludzi nigdy nie widziałam w jednym miejscu. Świetnie się bawiliśmy, aż do 10 w nocy, wtedy to tata Eweliny postanowił nas odwieźć do domu. Po tym jak mu zaproponowaliśmy, żeby jego córka została u nas na noc, natychmiast przywiózł wszystkie potrzebne rzeczy dla Eweliny. Tej nocy cała nasza 4 spała u mnie w pokoju, ja i Ewelina na moim łóżku, które było na tyle duże, żeby nas obydwie pomieścić, a chłopaki na 2-osobowym materacu. Do ok. 3 nad ranem siedzieliśmy i gadaliśmy, słuchaliśmy muzy i oglądaliśmy polskie kabarety. Tak, POLSKIE kabarety, uwielbiamy polaków i ich teksty. A moimi ulubieńcami są Marcin Wójcik w duecie z Robertem Górskim, a z kabaretów, to prawie wszystkie. W końcu po dyskusji o kabaretach, poszliśmy spać.
Oczami Chase'a:
Minęło kilka dni odkąd "zamieszkałem" u wujka Kostki. Codziennie gdzieś wychodziliśmy, zwiedzaliśmy miasto, chodziliśmy na imprezy, mecze i inne takie. Kostka w pewnym momencie poprosił mnie o próbkę krwi, po wielu namowach zgodziłem się mu ją dać. Chciał wiedzieć, czy rzeczywiście mamy jakieś powiązania rodzinne. Minęło 2 dni, zanim dostaliśmy wyniki, mówiły, że jest 50% zgodności z krwią Marcusa, więc to znaczyło że jesteśmy braćmi i mieliśmy wspólną matkę, bo ojca raczej nie, bo Asear by o tym wiedział. Tylko teraz całe dnie zaprząta mnie jedna myśl, kto jest moim ojcem. 
***
Hejo, skończyłam. Pisałam to coś ok. 2-4h. Vena napływałam z muzyki Libera.
A co do kabaretu, uwielbiam tych dwojga Wójcik i Górski.
A Disco Polo nie oglądałam, ale moi rodzice i im się podobało, a ja chciałam na to iść, ale w końcu oglądałam tylko zwiastun.