poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 38

...i zauważyłam Chase'a stojącego nieruchomo przed lustrem.
***
Podeszłam do niego i przytuliłam. Zanim wygoniłam Chase'a spać usłyszeliśmy swoje odwzajemnione "Kocham Cię".
Oczami narratora:
Kiedy młodzież poszła już spać, Donald Davenport obudził się z koszmarem na powiekach. Śnił mu się już po raz kolejny sen, który nie jest w  stanie zrozumieć. Jednak nie położył się z powrotem spać, jak to zawsze robi. Miał przeczucie. Cicho, starając się nie wybudzić żony, i tak, z lekkiego snu, założył kapcie i czarny szlafrok. Wyszedł z pokoju lekko domykając drzwi. Kiedy już się upewnił, że Tasha go nie usłyszy, pobiegł do laboratorium. Jego przeczucie nie kłamało, pikał czerwony przycisk na panelu sterowania. Zastanawiał się dlaczego Edek go nie obudził, ale, patrząc na czarny ekran, zrozumiał, że nie ma zasilania. Panel sterowania i te inne rzeczy, których wyłączenie skończyłoby się katastrofą, działają na osobnych akumulatorach. Podszedł do panelu, nacisnął guzik i pojawił się holograficzny ekran przedstawiający dane, zależności pomiędzy katastrofą, a zagładą -znane mu jako błędy oraz zdjęcia i filmy. Zdjęcia były rozpixelowane, tak samo filmy, dlatego więc musiał się zadowolić danymi i błędami. Zaczął czytać, a trochę tego było, więc nie zauważył, a nastał świt.
*Sypialnia Davenport*
Tasha budziła się ze snu. Kiedy wyciągnęła rękę na drugą połowę łóżka, od razu wiedziała, że jej mąż wybył z sypialni jeszcze w nocy. Wstała, ubierając kapcie i ruszyła na dół do kuchni, gdzie spotkała Chase'a, robiącego masowe śniadanie. Zauważyła, że lepiej wygląda, niż wczoraj, przybrał rumieńców na twarzy, blizny nie są już tak widoczne, a sama jego ręka stanowczo lepiej wyglądała. Tasha dziwiła się, że daje sobie radę sam w kuchni bez jednej sprawnej ręki.
- Pomóc Ci? - spytała się, na co Chase podskoczył i upuścił nóż, który właśnie używał.
Tasha szybko się schyliła i podniosła przedmiot. Chase patrzył na nią trochę rozkojarzony, co ją rozbawiło.
- Nie wiedziałam, że umiesz robić śniadanie.
- Kiedy mieszkałem z wujkiem Kostką, zauważyłem, że oni lubią sobie pospać, a jak ktoś nie zrobi im śniadania to jęczą cały dzień. Zawsze podobno robiła to Kiria, ale jako, że zauważyła moje wczesne wstawanie, nauczyła mnie robić kilka potraw i potem nie pojawiała się wcześniej niż wujek i Marcus.
- Usamodzielniasz się bez mojej pomocy jak widzę. Robisz tosty? Pomogę Ci.
- Dziękuję... Tasho.
Tasha wyciągnęła patelnie i położyła na kuchence. Chase wrzucił pokrojone kromki świeżego do mieszanki jajka z mlekiem. Po kilku minutach połowa tostów była już gotowa, więc Tasha wygoniła młodego z kuchni, żeby mogł się stosownie ubrać a nie chodzić w za dużej koszulce, spodenkach i na bosaka, plus rozczochrane włosy. Kiedy wszystkie tosty były gotowe, wyciągnęła syrop klonowy, cukier i dwa dzbanki, do jednego z nich nalała sok z pomarańczy, a do drugiego herbatę, wiedząc, że Leo i Chase mają uczulenie na pomarańcze. Akurat gdy kładła ostatnie sztućce i talerze do jadalni weszli Adam z Eweliną za rękę, Bree i Chase obejmujący się, a za nimi Donald, patrzący z dziwieniem na pary przed nimi. Po krzyknięciu przez Tashę na cały regulator, pojawił się Leo, jeszcze w piżamie i zaspany, jakby dopiero co wstał, co zresztą było prawdą. Krzyk jego mamy zbudził go z pięknego snu.
*Łazienka 15 minut temu*
Chase stał przed lustrem, próbując rozczesać swoje kudły na głowie. Piżamę przebrał na biały podkoszulek, który wyglądał jakby wisiał na szkielecie, krótkie dżinsowe spodenki do kolan, ale został na bosaka, bo stwierdził, że tak mu wygodniej. Kiedy udało mu się już rozczesać włosy, zajął się myciem twarzy i rąk. Zimna woda przepędziła jego znużenie z rana, a kiedy miał zamiar już wyjść, zza progu wyskoczył Adam, który zwalił go na podłogę. Zajęczał pod ciężarem, ważącym chyba z tonę. Nie minęły 3 sekundy, a Adaś podniósł Chase'a i postawił  nogi. Zakręciło mu się w głowię, przez co musiał przytrzymać się ramienia brata. Jednak po chwili podniósł wzrok, a na jego twarzy była zbulwersowana mina, wskazująca na niezadowolenie sytuacją sprzed minuty. Adam zauważając że z jego braciszkiem już dobrze, uśmiechnął się szeroko.
- Nie uwierzysz! Braciszku! Chase! Nie uwierzysz!! -prawie to wykrzyczał mu to w twarz.
- W co nie uwierzę, Adam?
- Ja. Ewli. Para. Razem.
- Nie gadaj, naprawdę?!?
- Tak! Wczoraj ją o to spytałem. Zgodziła się bez wahania. Nie oderwała oczu od mojego wzroku (czy może wzroku od moich oczu?? -dop. aut).
- No to gratulacje mój braciszku!
Nagle rozległ się przytłumiony, ale głośny pisk z pokoju obok. Chłopcy natychmiast poszli sprawdzić co to. Zauważyli Ewli siedzącą na łóżku, uśmiechającą się szeroko oraz Bree skaczącą po całym pokoju. Kiedy Ewelina zauważyła chłopców w progu, przyglądających się całej tej sytuacji. Na widok Adama jej uśmiech się poszerzył, a chłopak od razu do niej przyskoczył i pocałował w policzek i w czoło. A Bree, która zauważyła, że coś się dzieje, znowu zaczęła piszczeć na widok Ewli całowanej przez Adama. Podczas obrotu wokół własnej osi...

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 37

Coś do niej powiedział, ale nie zdołałam usłyszeć, co.
***
Oczami Chase'a:
Obudziłem się. Otworzyłem oczy, było ciemno. Popatrzyłem na zegarek, 00:45. Podniosłem się do pozycji siedzącej. Nie poczułem żadnego bólu w klatce piersiowej. Włożyłem zdrową rękę, czyli prawą, pod koszulkę piżamy i nie poczułem bandaży, które jeszcze przed zaśnięciem mi towarzyszyły. Na lewej ręce miałem jeszcze bandaże, ale mniejsze niż poprzednio, i na temblaku. Spuściłem nogi na podłogę i wstałem. Powoli podszedłem do drzwi, żeby -jak zauważyłem- nie obudzić Adama śpiącego na górnej części łóżka piętrowego. Wyszedłem na korytarz. Na korytarzu świeciły się delikatne lampki nocne, żeby jak ktoś szedł do łazienki, czy gdziekolwiek, nie został oślepiony, ani nie zabił się na różnych przeszkodach. Idąc do łazienki, mijałem drzwi do pokoju Bree. Nie mogąc powstrzymać ciekawości, najciszej jak się da otworzyłem drzwi i zerknąłem do środka. Moje oczy przełączyły się na podczerwień. Bree spała, a razem z nią Ewli. Przytulały się do siebie, jak to koleżanki. Zamknąłem drzwi i skierowałem się do łazienki. W łazience załatwiłem swoje potrzeby i umyłem zęby. Po zrobieniu tych wszystkich czynności, popatrzyłem w lustro. W odbiciu widziałem niskiego chłopaka z potarganymi włosami, na policzkach miał nie do końca zagojone rany w przydużej koszulce i krótkich spodenkach, które były na niego za duże. Lewą rękę miał na temblaku, a na prawej były widoczne blizny. Kiedy podniósł koszulkę do góry, zauważył jedną bliznę, największą. Przecinała klatkę piersiową, brzuch i znikała pod spodenkami, gdzie kończyła się na biodrze. Byłem półprzytomny patrząc na swoje smutne odbicie w lustrze. Nie zauważyłem, a w łazience pojawiła się Bree. Miała na sobie tunikę i leginsy, a na to nałożony długi sweterek. Podeszła do mnie i zauważyła to wszystko, czemu się przyglądałem dokładnie przez poprzednie 15 minut. Chwyciła moją prawą rękę, opuściła ją i wyciągnęła z jej uścisku koszulkę, którą miętoliłem, nawet o tym nie wiedząc. Stanęła przede mną zasłaniając mi moje odbicie. Uśmiechała się, nie potrafiłem odwzajemnić jej gestu. Podniosła wolną rękę, przyłożyła do mojego policzka. Przymiliłem się do jej ręki, na co pogłaskała delikatnie wierchem dłoni. Delikatnie się uśmiechnąłem, ledwo kąciki ust mi się podniosły, ale dziewczyna i tak to zauważyła. Przyciągnęła mnie do siebie i objęła, przytuliła mnie. Też ją objąłem wolną ręką. Popatrzyłem w swoje odbicie i widziałem uśmiechającego się chłopaka, który pomimo przeciwności losu, cieszy się życiem. Bree się odsunęła.
- Chase -powiedziała z dużym uczuciem- jak dobrze jest widzieć Cię stojącego o własnych siłach. Kocham Cię, wiesz o tym.
- Wiem, też Cię kocham -z mojego gardła wydarł się zachrypnięty i trochę przytłumiony głos.
Przybliżyliśmy swoje twarze do siebie, pocałowaliśmy się. Po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie. Wpatrywałem się w jej twarz, doszukując się jakiegoś innego uczucia, oprócz miłości, zaufania i radości. Kiedy otworzyła oczy, moje wątpliwości się rozwiały. Uśmiechała się szeroko, a po chwili jej uśmiech zrzedł, co dziwnie wyglądało w porównaniu z jej oczami błyszczącymi z radości, więc parsknąłem śmiechem.
- E ty! Nie powinieneś się przemęczać... Boże, po prostu jak dzieciak. No dobra koniec tego dobrego. Teraz WIO do łóżka!
Chcąc nie chcąc musiałem "dobrowolnie" pójść do łóżka. Cichaczem przemknąłem do łóżka, starając się nie budzić brata.
Oczami Bree:
Spałyśmy już w łóżku. Rodzice Eweliny zostali wezwani gdzieś w ważnej sprawie i musieli przenocować w jakimś hostelu, więc poprosili DD i Tashę, żeby Ewli mogła zostać u nas na jeszcze jedną noc. Była 0:50, kiedy obudziły mnie ciche kroki, były lekko ociężałe i miejscami szurały o podłogę. Tylko dwie osoby w tym momencie mogły tak chodzić, ale o to raczej nie podejrzewałam Marcusa, ponieważ spał w innej części domu i jak coś najbliższą łazienkę nie ma tu. Więc zostaje Chase. Kroki ucichły, przez kilka sekund jakby osoba się zastanawiała. Nie ruszałam się i nie otwierałam oczu. Drzwi się delikatnie otworzyły, nawet nie skrzypnęły, na podłodze obok łóżka pojawiła się smuga światła, na której pojawił się cień. Widziałam to spod zmrużonych oczu. Po chwili drzwi się zamknęły, szuranie się wznowiło, otworzyły się drzwi do sąsiedniego pomieszczenia, jakim była łazienka. Odsunęłam się delikatnie od przyjaciółki i podeszłam do szafy. W szafie, na drzwiach po wewnętrznej stronie miałam lustro i małą lampkę nad nim. Zapaliłam ją i przejrzałam się w lustrze. Włosy trochę pogładziłam, żeby nie sterczały w każdą stronę. Schyliłam się do szafy i wygrzebałam czarny sweter kardigan [do połowy uda -dop. aut.], do tego ubrałam jeszcze papucie w kształcie królika. Wyszłam z pokoju szczelnie zamykając drzwi. Zauważyłam światło wydostające się spod drzwi. Weszłam do środka i zauważyłam Chase'a stojącego nieruchomo przed lustrem. 

piątek, 19 czerwca 2015

Ogłoszenia duszpasterskie

Witajcie moi drodzy!
Zaplanowany mam jeszcze jeden rozdział, w więcej niż połowie jest kolejny, a przez ten weekend postaram się napisać kilka kolejnych rozdziałów, ponieważ 5 lipca wyjeżdżam na 2-tygodniowy obóz. A na nim, jak już będę używać telefonu, to, żeby napisać coś na Wattpad, bo postanowiłam wznowić swoją działalność na tej apce.
I zastanawiam się czy nie skrócić waszego czasu oczekiwania na kolejny rozdział.
Np: zamiast 7 dni - 5 czy 4 dni?
Napiszcie mi w komentarzu co o tym myślicie...

Wasza Zu Zuzana

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 36

Obiecaj mi...
***
W odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam, odwzajemnił. Kiedy drzwi do salonu zamknęły się za nim, Kiria poprosiła mnie do siebie delikatnym gestem. Podeszłam do kanapy i usiadłam między Kirią a Kostką.
- Jesteś taka jak Chase mówił. Zawsze rozważna. Umiesz zapanować nad swoimi braćmi, gdy za bardzo łobuzują. Będziesz dobrą kobietą, Bree.
- Dziękuję Kiria. To miłe. Wszystko z tobą w porządku?
- Oczywiście, moje droga. Kilka dni, a będę mogła znowu biegać.
- A co z tobą, Kostka?
- Nic poważnego, tylko obtłuczenia. Będzie dobrze. A co u Chase'a?
- Nie wiem dokładnie, spał. Ale nabrał kolorów na twarzy i ogólnie lepiej wygląda.
- Johnny powiedział nam, że dostał leki na przyspieszenie gojenia.
- Nooo...
Pogadaliśmy sobie. Do naszej rozmowy doszli jeszcze Tasha i Donald. Jednak nasze rozważania na temat posiadania psa [na takie tematy już nieraz się schodziło] przerwał donośny dzwonek, na którego dźwięk Kiria podskoczyła, na co wszyscy uśmiechnęliśmy się. Szybko wyskoczyłam ze środka kółka, które powstało w wyniku naszej dyskusji. Kątem oka zauważyłam, że Adaś i Leo grają na xBox Live ze słuchawkami. Jeśli się nie mylę, to było Halo 5. Podeszłam do drzwi i "zamaszyście" je otworzyłam. Za nimi stała Ewli, z telefonem między barkiem a uchem i rękoma pełnych pudeł z logo cukierni. Sądząc po tym jak stała, stwierdziłam, że starała się nie upuścić torby wiszącej na jej ramieniu. Natomiast mimika twarzy mówiła, że jest zła i zirytowana. Szeroko się uśmiechając zabrałam wszystkie pudła i ze swoją super-szybkością, pobiegłam do kuchni, tam rozłożyłam kilka babeczek na talerzu oraz położyłam na stoliku do kawy przed dorosłymi, którzy kontynuowali rozważania. Ich temat powoli przechodził na edukację szkolną [nie wiem co ma pies do edukacji, ale co tam]. Ewelina, mając wolne ręce, zamknęła za sobą drzwi wchodząc do środka, chwyciła normalnie telefon i zrzuciła torbę w stosowne miejsce, specjalne przeznaczone na torby, torebki, plecaki, itd. Dałyśmy sobie buziaka w policzki na powitanie. Podniosła rękę w celu przywitania się z chłopakami i kiwnęła głową do dorosłych, zaraz po tym poszła na drugi koniec salonu, tam gdzie były drzwi "balkonowe" na taras, by móc w spokoju rozmawiać z osobą, przez którą prawdopodobnie była zła. Wróciłam się do kuchni, zapakowałam pudełka z babeczkami do szafek. Logo na nich przedstawiało napis "Cukiernia a la Cooper" i całkiem ładny szkic babeczki na pierwszym planie, a w tle coś na kształt lady cukierni. Wiedziałam, że mama Eweliny założyła własny biznes cukierniczy, robiąc babeczki według przepisu, który obowiązuje tajemnica rodzinna. Wkładałam ostatnie pudełko do szafki, kiedy do pomieszczenia weszła Ewli, była spokojna, ale widać, że jeszcze zła. Rzuciła telefon na blat, na szczęście ni zrobiła tego mocno, więc na ekranie nie pojawiła się ani jedna ryska.
- Kto to?
- Były chłopak...
- Czego chciał?
- Odkąd zerwaliśmy, to już jakieś 4 miechy temu, nie może się ode mnie odczepić.
- Powiedz to Adasiowi, a będziesz miała spokój.
- What!?
- Podobasz mu się i on tobie też.
Ewli patrzyła na mnie najpierw ze zdziwieniem, a zaraz po tym jak przetrawiła drugą część zdania, popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Nie minęło 5 sekund, a rzuciła się na mnie. Umknęłam w ostatniej chwili i goniłyśmy się po całej kuchni. Adam wszedł do kuchni i nie zauważył mnie, ale minęłam go w ostatniej chwili, a Ewli, która już prawie chwyciła moją bluzę, wpadła na chłopaka, który ją przytrzymał, żeby się nie jebnęła o podłogę. Adam obejmował ją w pasie, a dziewczyna miała ręce na jego klatce piersiowej. Braciszek miał pochyloną głowę, tak że patrzył prosto w jej oczy. Uśmiechnęłam się do siebie i na paluszkach szybciutko wyszłam z pomieszczenia. No, ale ja to ja, więc zatrzymałam się za progiem i podglądałam parkę. Adaś powoli i delikatnie podniósł jedną rękę i pogładził policzek Ewli, jakby bał się, że ją spłoszy. Oboje się zarumienili, na co zareagowałam cichym westchnieniem. Ze swoją super szybkością pobiegłam do pokoju i wróciła z pewną rzeczą. Ewelina podniosła się wyżej na palcach, a Adaś bardziej się pochylił. Ich usta powoli się przybliżały do siebie, a w momencie ich połączenia rozległ się pstryk i błysnęła lampa błyskowa. Zrobiłam zdjęcie ich pierwszego pocałunku. Sądziłam, że odskoczą od siebie i jeszcze bardziej się zarumienią, ale nic takiego się nie stało. Uśmiechali się, Adam schylił głowę, tak, że jego usta były na wysokości ucha Ewli. Coś do niej powiedział, ale nie zdołałam usłyszeć, co.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 35

a nie braćmi z jednym rokiem różnicy.
***
Oczami Chase'a:
Całą drogę spałem, oprócz momentu, kiedy chciało mi się pić. Gdy dojechaliśmy, w ogóle mnie nie obudzili, a skąd to wiem. A stąd, że nie leżę na noszach, tylko na jakimś łóżku. Obudziłem się i próbowałem wstać, ale jakaś ręką mnie przed tym powstrzymała. Mam jakieś deja vu. Jeszcze raz otworzyłem oczy, by zobaczyć coś wyraźnie. Pochylał się nade mną mężczyzna w czerwonych ubraniach. Poznałem ratownika, który mi pomagał. Poświecił mi latarką po oczach, usłuchał mi płuca i wstrzyknął jakiś lek do żył przez wenflon.
- Jak się czujesz Chase?
- Jakby mnie walc przejechał. Ale znacznie lepiej niż gdy się obudziłem w szpitalu.
- To dobrze. Musisz cały czas leżeć dopóki żebra ci się nie zagoją. Dostałeś lek, który przyspieszy ich gojenie [w końcu to świat nierealny, nie?].
- Jak Marcus?
- Ma złamaną rękę i kilka drobnych obrażeń, nie ucierpiał za bardzo.
- Pan tu zostaje?
- Tak, dopóki żebra ci się nie zagoją. Ale też żeby zająć się twoją ciocią, która dosyć mocno "grzmotnęła" głową i też, żeby dopilnować dość energicznego Marcusa. Pójdę sprawdzić co z twoją rodziną i zaraz przyjdę, przyniosę Ci coś do jedzenia, okey?
- Mhh...
- Spróbuj się jeszcze zdrzemnąć, musisz dużo spać.
Ratownik wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ja poprawiłem się na łóżku, uważając na żebra i zasnąłem.
Oczami Bree:
Kiedy dojechaliśmy, nie budząc Chase'a przenieśliśmy go do jego pokoju. Zostawiłam go samego z ratownikiem, który go pilnował. Dołączyłam do całej rodziny, która siedziała w salonie, zajmując wszelkie wolne miejsca. DD, Tasha i Leo ustąpili miejsca na kanapie poszkodowanym, a sami usiedli na krzesłach, wziętych z jadalni. Marcus stał przy oknie, świerzbiło go by pójść na pole, ale ratownik mu zakazał. Rozmawialiśmy o wszystkim: jak się poznali, co dalej się wydarzyło i te inne tego typu rzeczy. Samego tematu wypadku, w którym Chase ucierpiał najbardziej, nie poruszaliśmy, ze względu na starszego chłopaka. Po kilkunastu minutach przyszedł ratownik, pozwolił mi pójść do Chase'a, pod warunkiem, że nie będę go budzić, jeżeli będzie spał. Ostrożnie weszłam do pokoju chłopaków, starając się nie robić hałasu. Zauważyłam, że Chase śpi rozwalony na łóżku, więc przykryłam go kołdrą i usiadłam na krześle obok. Z uśmiechem przyglądałam się młodszemu chłopakowi. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon, który dostałam od taty. Dostałam sms od Ewli:
Jak tam Chase? Mogę do was przyjść?
W domu czuję się tak samotna... xD
Ewli, jak tylko przyjechaliśmy do Houston, wróciła do domu, żeby nie robić na kłopotu. Oczywiście mówiłam jej, że nie robi kłopotu, ale ona się uparła. Odpisałam do niej:
Chase wygląda już lepiej, ciągle śpi.
Oczywiście, że możesz przyjść, mogłaś
w ogóle nas nie opuszczać.
Ewli:
Ale jednak to zrobiłam. Zrobiłam
babeczki, przyniosę je. Tak z okazji...
eeee... powrotu Chase'a do domu!
No! Właśnie. :* Za pół godziny będę.
Ewelina uwielbia gotować i piec, więc wiadomość mnie nie zdziwiła. Wyszłam z pokoju, wróciłam do salonu, gdzie ratownik kończył badać Kirię. Zawijał z powrotem bandaż na jej głowie, a opatrunek na nodze, był widocznie nowszy.
- Marcus. Proszę chodź tu. Muszę cię przebadać -Johnny, bo tak miał na imię nasz ratownik, próbował uprosić Marcusa- Nie daj się prosić. Muszę sprawdzić czy dobrze ustawioną masz rękę.
- Nie. Nie potrzebuję pomocy.
- Marcus -podeszłam do niego, nakazując innym się nie odzywać- pozwól się przebadać. Potem Johnny da ci spokój, a ty będziesz mógł pójść do Chase'a. Nie chcesz chyba, żeby zobaczył cię w takim stanie??
- Dobrze.
Johnny wstał i skierował się do pokoju, który DD pozwolił mu zagospodarować na jego tymczasowe miejsce odpoczynku i badań. Marcus ruszył za nim, patrząc na mnie. Poruszał ustami. Starałam się zrozumieć co do mnie mówi. Obiecaj mi...