wtorek, 5 lipca 2016

Chwilowa strata i bohaterstwo

Biegł. Przez ciemny las. Środek nocy. W samym podkoszulku i krótkich spodenkach. Chyba się zgubił. Krąży wkoło w jednym miejscu. Jest przerażony. Nie wie co się dzieje. Jest sam, a przecież nigdy nie jest sam. Przecież zawsze towarzyszy mu mały towarzysz. Nie wie co robić. Ma zaburzenie orientacji. Coś jest nie tak. Jest zbyt cicho. Za cicho. To nie jest "las"...
***
Chłopak o kasztanowych włosach gwałtownie przebudził się ze snu. Siedział zaplątany w pościel, próbując uspokoić swój oddech. Wiedział, że właśnie śnił o swoim młodszym bracie. Odkąd zniknął, martwił się razem z rodziną i rozpatrywał różne najczarniejsze scenariusze. Wszyscy sądzą, że przepadł bezpowrotnie, ale on jeszcze wierzy. Czuje tą iskierkę w sobie i ona daje znać, że żyje. Adam chce zrobić wszystko, żeby ta iskierka mówiła prawdę.
***
Wysoka dziewczyna, z długimi do pasa, brązowymi włosami, siedziała przy stole, rozmyślając. Czekała na resztę rodziny, by móc wspólnie zjeść śniadanie. To już któryś kolei posiłek, kiedy jedno miejsce będzie wolne i przypominać, że nie są w pełni skompletowani. Nie może uwierzyć, że to najmłodszy z ich rodzeństwa pierwszy "opuścił" ich dom. Bree chce ruszyć w podróż, żeby znaleźć właściciela, tego wolnego miejsca.
***
Czarnoskóry chłopak, z włosami na jeżyka, siedział przy wyłączonym komputerze. Wpatrywał się w czarny ekran, żałując. Stracił go zanim zdążył się z nim pobawić. Jest zawiedziony, tym, że za każdym razem, jak chciał się z nim pobawić, on go odrzucał, uważając film czy grę za ciekawszą, niż jego młodszy brat. Dopiero od niedawna są rodzeństwem, ale kiedy go stracił, uświadomił sobie, że go kocha. Leon przysiągł, że jeszcze się pobawi z tym małym szkrabem.
***
Młody mężczyzna siedział w piwnicy. To w tym miejscu robił wszystko co tajne i uczył swoje pociechy. Obwiniał się, że przez te tajne projekty, jego najmłodsza pociecha może mieć problemy. Obwiniał się też, że ignorował jego potrzeby, skupiając się na starszych dzieciach. Brakowało mu jednak tego brzdąca, który był zawsze w gotowości, by choćby podać mu śrubokręt czy jakiś papier. On, jednak jak głupi, nie docenił tej małej pomocy. Donald Davenport poruszy niebo i ziemię, żeby spełnić jego potrzeby.
***
Kobieta o ciemniejszej karnacji, z brązowymi włosami do brody, leżała w łóżku. Wpatrywała się bezmyślnie w drugą połówkę łóżku, która jeszcze była ciepła. Kiedy się obudziła, jej męża już nie było. Myślała o jej nowych dzieciach, a konkretnie tym jednym, którego pokochała od pierwszego wejrzenia. Wspominała, jak w dniu poznania on, jak najszybciej biegł, żeby pierwszy ją powitać. Nie dość, że nie był pierwszy, w połowie drogi przewrócił się. Dała się we znaki jego wrodzona niezdarność. Zbyt szybko go straciła. Tasha Doley-Davenport podziela nadzieję, żeby zobaczyć jego uśmiech, który pojawia się nawet po upadku.
***
"Dotarł do mnie jakiś list, niby zaadresowany do mnie, ale było też twoje nazwisko. Uznałam, że to może mieć związek z twoim chłopcem. Dołączyłam list."
***
"Nagłe Wiadomości na TVN o godz. 15, jutro (czwartek)."
***
Cała rodzina, zestresowana, wyczekiwała tej przeklętej godziny 15. Nie wiedzieli czego się spodziewać. Chwytają się ostatniej deski ratunku. Jego już nie ma trzeci tydzień. Boją się, jak diabli, że jednak spełni się, któryś z ich czarnych scenariuszy. W telewizji właśnie leciała jakaś telenowela, kiedy nagle, kilka minut po 15, przerwali by nadać wiadomość z ostatniej chwili. Na ekranie pojawiła się ikonka wiadomości, a po chwili reporterka z mikrofonem, w gotowości. Kiwnęła głową i zaczęła mówić. Mówiła szybko i emocjonalnie, jakby bardzo przeżywa to co właśnie się dzieje.
- Witam w Wiadomościach z ostatniej chwili. Jestem na hali, gdzie są wszelakie skrzynie z różnych zakątków świata. Dzisiaj policja dostała wiadomość od stróżującego, że dzieje się coś niepokojącego. Kiedy dotarliśmy na miejsce, dowiedzieliśmy się, że ta skrzynia, przed którą stoimy, dostała dostarczona dzisiaj po godzinie 13. Wydobywają się z niej różne dźwięki, ale ochrona wspomniała coś, że wcześniej było głośniej. Policja "zbadała" skrzynię i podejrzewa, że tam są jacyś ludzie. O! Właśnie dotarł sprzęt strażacki, żeby otworzyć skrzynię. Przygotowywujemy się, żeby przekonać się co jest w środku -w tle otwierali dużą metalową puszkę- Otworzyli!! O mój boże...
Kamera pokazała środek skrzyni, w środku było pełno skurczonych postaci.
***
Jak się przyjrzeć bliżej, to były dzieci. Większość czarnej karnacji, reszta trochę jaśniejszej, tak jak mulaci. Wszystkie dzieci były owinięte w koce. Po kilka pod jednym. Miały ba sobie jakieś za duże ubrania. Dzieci raczej nie przekraczały 10 lat. Ratownicy,  wezwani na wszelki wypadek, weszli do środka i zaczęli wyprowadzać tych zdatnych do ruszania się. Kiedy wyciągnęli prawie wszystkich, zauważyli leżącą postać. Ratownicy szybko do niej podbiegli i sprawdzili czy oddycha. Był to chłopiec o jaśniejszej karnacji niż inni. Był przemarznięty, ubrany znacznie lżej od innych. Ciężko oddychał, więc szybko go wzięli na nosze i zawieźli do karetki. Kiedy byli w połowie drogi, wszystkie dzieci ich otoczyły.
- Co z nim?
- On żyje?
- To jest nasz bohater!
- On zajął się nami.
- Dzieci spokojnie. Zawieziemy go do szpitala, wy też tam pojedziecie. Narazie policja z wami porozmawia, dobrze? Musimy wiedzieć co tu robicie.
- No dobrze...
Karetka odjechała. A policja zajęła się przesłuchiwaniem dzieci, które potem zawieźli do szpitala.
***
- Witam was w Wiadomościach Wieczornych. Zaczniemy od wyjaśnienia dzisiejszej nadzwyczajnej wiadomości. Okazało się, że te dzieci zostały porwane przez handlarzy,a potem zostawione na pastwę losu, gdzieśw Rosji. Zostały znalezione przez Rosjan, którzy wysłali je do kopalń i zmuszali je do pracy. Następnie zostały przewiezione do Afryki i tam pracowały. Jeden z nich, najstarszy, jakoś się, z ich pracodawcami, dogadał i załatwił powrót do domu, czyli tutaj. Warto zaznaczyć, że najstarsy miał 10 lat. Dostali paczkę ubrań i koców, dzięki nim nie zmarzli tak bardzo w czasie rejsu przez Pacyfik. Wszystkie dzieci zostały opatrzone i zapewnione o bezpieczeństwie, na szczęście, nic poważnego im nie jest. Jest jednak jeden poważniejszy stan, aktualnie jest na OIOMie, jak się okazało to ten najstarszy. Z historii dzieci dowiedzieliśmy się, że "Drak", jak został nazwany, poświęcił swoje ubrania najmłodszemu dziecku, przez co został w samym podkoszulku i krótkich spodenkach. On również dopilnował, żeby wszystkim było ciepło i miło, czyli grzał rozcierając ich marznące ciała i zagadując do rozmowy. Chłopiec stracił przytomność tuż przed wylądowaniem skrzyni na miejscu. Aktualnie policja próbuje zidentyfikować dzieci i znaleźć ich rodziny. Teraz zostaną pokazane ich zdjęcia i prosimy o pomoc w znalezieniu im rodziny.
***
- Donaldzie! Patrz. To przecież Chase! O mój boże, jaki zmizerniały. Donald, zdzwoń na ten numer.
- Już zdzwonię... Halo? Dobry wieczór. Dzwonię w sprawie znalezionych dzieci. Jeden z nich jest moim synem. Chase Davenport. Tak. Ten "Drak". Tak. Dziękuję. Przyjedziemy najszybciej jak możemy. Dziękuję bardzo. Do zobaczenia. Dzieci! Jedziemy po Chase'a!!!
***
- Dostaliśmy właśnie informację, że właśnie odnalazła się rodzina naszego bohatera. Jest to Chase Davenport. Syn Donalda Davenporta, znanego nam wynalazcy i łącznika z FBI. Właśnie rodzina jest w drodze do szpitala. Została również zidentyfikowana większość dzieci...
***
Adam już wierzy w iskierkę i nie puszcza już swojego brata.
Bree cieszy zajęte krzesło podczas ich wspólnych posiłków, dopilnuje, żeby tak zostało.
Leon wielokrotnie pobawił się się z bratem i nie ma dość.
Donald spełnia potrzeby syna i przyjmuje jego pomoc przy pracy.
Tasha na codzień obserwuje jego uśmiech i opatruje jego rany.
***
Mam nadzieję, że dotrwaliście. One-shot, jest taki dziwny, zaczęłam pisać jak byłam śpiąca i w podróży (wtedy była chyba 1 czy 2 w nocy). Podróż trwała całą noc i trochę wtorku, więc proszę zrozumcie. Shot jest w takiej tematyce trudnej do określenia i w innym stylu. Może się wam spodobał. Mi sama fabuła się podoba, ale to jak to napisałam, a zwłaszcza ten moment z wiadomościami i później, już nie bardzo.

Dobranoc i do następnego

Ps. Jestem na obozie dwa tygodnie. Jak się coś pojawi, to się to pojawi.

czwartek, 16 czerwca 2016

Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany...

Jak pewno zauważyliście, zmienił się tytuł, zmienił się opis i zmienia się sens istnienia tego bloga.

"Wylewnia Wyobraźni" to blog w którym wszystko może być. Głównie będą chyba opowiastki o Lab Rats, ale mogą pojawić się też fandomy TeenWolf, Supernatural czy Agenci NCIS, czy cokolwiek innego (chociaż powiem że nie umiem pisać).

Informuję też, że mogą pojawić się jakieś miłostki 'homo', ja czytam wszystko i mi nie przeszkadza ta orientacja. Ale jak będą jakieś takie to będę o tym informować jakimś znakiem w tytule, żeby nie było :D

No to zobaczmy co z tego wyjdzie...

A jeszcze jedno... Pojawią się "główni bohaterowie", w każdym może być różnie, ale żebyście wiedzieli co i kto :D Na razie tylko z Lab Rats, ale z czasem może pojawić się inny fandom :P

poniedziałek, 30 maja 2016

Edit bloga ****

KONIEC!!


Nie mam siły już na to opowiadanie, które ciągnie się już od dłuższego czasu.
W końcu to 44 rozdziałów.
Ja wiem, że niektórzy dociągają do setnych rozdziałów, ale ja tak nie mogę.
Kiedyś i tak bym wymiękła, więc lepiej teraz kiedy jeszcze jakoś się trzymam na nogach, a opowiadanie nie rozlewa się w rękach, co właśnie czekało by to opowiadanko.
Ja to wiem, jestem jego matką, więc wiem. 

USUWAM!!

Zaczęło się opowiadanie pod tymczasowym tytułem "Próbka".
I już się kończy, bo jak zawsze niczego dokładnie nie przemyślę. Może komuś wyjdzie ciąg dalszy.
Ze mną jest tak, że jeśli nie będę siedzieć nad tym cały czas, nie będę myśleć o tym, to wszystko pójdzie się sypać.

INFORMUJĘ, ŻE...
Opowiadanie Jeden, będzie miało spis treści i bohaterów w stronce.
Można kopiować, wycinać Opowiadanie Jeden oraz Próbkę, można z nim robić co się chce, zezwalam na wszystko (gdyby tak było, chciałabym zobaczyć co z tego będzie).

niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 44

Wtorek, 1 września 2015
Początek roku szkolnego
Oczami Chase'a:
Dzisiaj jest wtorek, ten dzień, na który tak czekaliśmy od miesiąca. Miesiąc temu Davenport przekazał nam ważną nowinę, a mianowicie, że posyła nas do szkoły. To był wielki szok, zarówno dla naszej trójki, jak i dla Leo i Tashy. Kobieta była zdumiona, bo jednak DD ją posłuchał, a Leoś skakał z radości przez cały tydzień.
Jest godzina 6 rano. Ze zdenerwowania nie mogę dalej spać. Rozpoczęcie roku, a tym samym rozpoczęcie życia wśród społeczności, jest dopiero o 9, więc rodzeństwo jeszcze smacznie śpi.
Jestem ciągle zagubiony, dzięki pomocy rodziny odnalazłem się, ale ciągle się dziwnie czuję.
Retrospekcja
Niedziela, 5 lipca 2015
Mentalnie czułem się trochę lepiej, niż przy pierwszym spotkaniu z Bree, po naszej misji. Spotkanie z dziewczyną, to było uwolnienie uczuć i pozbycie się wszelkiego ciężaru. W końcu mogłem zasnąć, nie groziły mi już koszmary, ani bezsenne noce. Kiedy zasnąłem na kolanach Bree w salonie, czułem się błogo. Długo spałem, tak czułem, a kiedy się obudziłem okazało się, że jest sobota, czyli spałem 3 dni. Rodzina była zmartwiona tym, ale podobno Edek potwierdził, że musiałem to wszystko odespać, więc DD podłączył mi kroplówkę, żebym się nie odwodnił. Obudziłem się przedpołudniem, więc trafiłem na drugie śniadanie. Zjadłem tyle, że można to porównać nie do konia z kopytami, tylko do słonia z kopytami :D Wszyscy się ze mnie śmiali, a ja nie zwracałem na nich uwagi, będąc pochłonięty jedzeniem.
Dzisiaj już mi się wszystko unormowało, no prawie, ale to już coś, wstałem o normalnej godzinie i zjadłem na śniadanie tyle ile zawsze mogę zjeść, czyli ledwo 3 tosty. Podobno dalej wyglądałem jak trup, pomimo, że czułem się fizycznie super, czego nie mogę powiedzieć o moim umyśle. Tyle nowych rzeczy, myśli, muszę to wszystko sobie uporządkować. Jestem większym ciamajdą niż byłem, potrafię potknąć się na progu, chociaż mam wyryte przed oczami (dosłownie! wisi tabliczka obok drzwi), że tu jest próg, nie mówiąc już o tym, ze tracę równowagę przy każdym gwałtownym ruchu.
Mam wsparcie rodziny. Zawsze jest przy mnie choćby jedna osoba, która złapała by mnie w razie utraty równowagi, co jest z lekka żenujące. Muszę na nowo się uczyć, wszystko co pamiętałem, uczyłem się, automatycznie zapisywało się na chipie i, tym samym, na komputerze.
Czasem mam też napady paniki. Pojawiają się tak nagle, nawet bez powodu, ale nie można powiedzieć, że znikają tak jak się pojawiają. Z kilkoma razami rodzina nauczyła się nie pytać mnie o powód paniki, z reguły nie umiałem odpowiedzieć na pytanie, nie było też zawsze powodu. Czasem nie ma sposobu by mnie uspokoić, ale rodzina zawsze jest i mnie wspiera. Wyuczyłem się jak zachować się w razie pojawienia się napadu, ale kiedy już jest, pojawia się przerażenie w wyniku niemożności złapania oddechu.
Nie tylko napady paniki się pojawiły. Początkowo, kiedy spałem, nic mi nie dolegało, dopiero później się zaczęło. Mówię tu o koszmarach. Śniły mi się same czarne scenariusze dawnych misji, ale najgorsza była ostatnia misja, to ona sprawiała najwięcej bólu w klatce piersiowej. Jednak nikomu o tym nie wspomniałem i tak wszyscy byli dość zmartwieni i zmęczeni, żebym mógł dodawać jeszcze dodatkowego ciężaru. Wystarczyło mi, że choćby TO mogłem dźwigać.
Teraźniejszość
Wtorek, 1 września 2015
Lipiec był miesiącem koszmarów, trudów i przeszkód. Dopiero kiedy sierpień nadszedł, wszystko powoli się uspokajało. Znikały senne mary, ciężary i bezsenne noce. Zaczynało się nowe życie.
Zaczynałem nowe życie bez chipów, bez misji...
Dnia 15 sierpnia, była to sobota. DD wziął mnie do piwnicy, byli tam Adam i Bree, nie wiedziałem co się dzieje. Nikt nic mi nie wyjaśnił, więc byłem spięty i nerwowy. Bree wtedy do mnie podeszła, uśmiechnęła i przytuliła. Odwzajemniłem uścisk, dotyk Bree zawsze sprawiał mi ukojenie. DD coś klikał na panelu holograficznym, Adam stał pod ścianą i mnie obserwował. Kiedy zauważył, ze na niego patrzę, uśmiechnął się.
- Chase, -odezwał się DD, który teraz się obrócił w moją stronę- pewnie się zastanawiasz co tu robisz, nie?
Przytaknąłem, nie odzywając się. Ostatnio mało mówię, co było niepokojące dla wszystkich, ale nie zauważyli nic niepokojącego w tym, więc zostawili tą sprawę w spokoju.
- Nadszedł czas, żeby ciebie sprawdzić. Czekałem z tym dopóki się "nie ustabilizujesz". Sądzę, że już jesteś gotowy... - podniosłem brwi i posłałem pytający wzrok, nie byłem pewien co to oznacza- Chcę sprawdzić, czy mógłbyś dostać nowego chipa, bo o to, że będziesz pomagał przy misjach, nie mam wątpliwości.
Byłem szczerze zdumiony, sądziłem, że nie mam co mieć nadzieję na nawet spróbowanie. W końcu wiele im pokazałem, że się już nie nadaję na te wszystkie sprawy. DD kazał mi wejść do komory, która kiedyś była moim "pokojem", moim łóżkiem i miejscem pożywienia. Kiedy szklana osłona się zamknęła przede mną, wszystko zniknęło. Szkło zrobiło się matowe i zapanowała ciemność w komorze. Nagle poczułem się rozluźniony i odpłynąłem. Obudziłem się, kiedy zapanowała nagle jasność przed moimi oczami, to komora się otworzyła. Wyleciałem z niej, ale zanim potknąłem się o własne nogi, Adam mnie złapał. Chwycił mnie pod pachami i podsadził na ladę. Po chwili siedziałem obok Bree, ze zwisającymi nogami, ze swoimi białymi słuchawkami na uszach, które miały jeszcze mikrofon i okulary. Mając je na sobie, czułem się jak wtedy, gdy była misja, a ja musiałem zostać w domu, wtedy nasze, a nie sorry, moje życie, było jeszcze w miarę "normalne". DD powiedział, że mam odpowiadać na pytania, które usłyszę w słuchawkach. Po chwili pojawił się holograficzny obraz w okularach, więc się na nim skupiłem.
DD wtedy powiedział mi, że mógłbym dostać nowego chipa i mógłbym funkcjonować, tak jak kiedyś, ale jedynie czego brakuje to nowego chipa. Szefuńcio ma brata, który ma plany i, którego trzeba znaleźć. Wszyscy wkoło mówią mi, że mam się nie mieszać w poszukiwanie "wuja", bo to jest niebezpieczne dla mnie. Nie wiem o co im chodzi, przecież to jest niebezpieczne także dla Adama i Bree, a również dla Leo, który, nie wiem jakim cudem, bierze udział w poszukiwaniach. Nie pozwalają mi siąść przed komputer, żeby w jakikolwiek sposób im pomóc. Czuję, przeczuwam, że oni przede mną coś ukrywają. Nie chcą, żebym się czegoś dowiedział.
Pomimo, że mógłbym wrócić do tamtego życia, powoli czuję się tak jakbym mógł żyć i bez tego. Byłbym wtedy jak inni nastolatkowie, nauczyłbym się sam, bez wsparcia itd. Oczywiście nie myślałem o tym, żeby całkowicie z tego zrezygnować, bo jednak trzy pary rąk dalej są potrzebne.
Patrzę na zegarek, jest godzina 7. Trochę mi zeszło na wspominaniu. Wstaję cicho z łóżka, żeby nie obudzić śpiącego na górnym łóżku Adama.

****************************************
Nie dam rady. Tak bardzo się zapętliłam w tym opowiadaniu, że nawet sama nie wiem co piszę, pisałam i co mam pisać. I tak dużo wytrzymałam bo to aż 44 rozdział.
Następny post bardziej rozwinę i wszystko wyłożę jak na piśmie, albo biało na czarnym

sobota, 12 marca 2016

Próbka Rozdział 1 [edit]

Oczami Bree:
Kolejny nudny dzień w szkole. Nawet już przestałam liczyć, który to dzień od rozpoczęcia roku. Byliśmy szczęśliwy, że do publicznej w końcu poszliśmy, wcześniej były prywatki. Powoli dopada nas rutyna. Na szczęście, dalej mamy wolność, nie to co nasi rówieśnicy, jakieś zasady, zakazy, nakazy i ograniczenia; co jest odnogą od szarej rzeczywistości. Ja i Adam chodzimy do klasy z Leosiem (co z tego, ze jesteśmy starsi, nasza wiedza, nie jest tak wysoka, jak podstawa programowa naszych roczników), a Chase chodzi w ogóle do innej szkoły. Papa stwierdził, że wiedza Chase'a, jest zbyt wysoko jak na nasz rocznik więc posłał go do specjalnej, żeby nie powiedzieć prywatnej (bo Chase najbardziej ma dość prywatek), szkoły.
Czasem, jak uda mu się skończyć wcześniej lekcje od nas to czeka na nas pod budynkiem i razem wracamy do domu, ale z reguły Chase kończy lekcje po 5 (jak można siedzieć w szkole od 7 rano do 5 wieczorem?, no jak?!). Trochę kawał drogi mamy z centrum do domu, ponieważ mieszkamy na obrzeżach miasta, Chase ma dalej bo po drugiej stronie miasta.
Na szczęście, Papa przewidział taką możliwość i każdy z naszej trójki ma swój własny motocykl. Ja mam czerwony, kask czerwony i kombinezon koloru czarnego z dodatkami czerwieni, Adam jaskrawo-zielony, kask zielony i kombinezon taki jak ja tylko z dodatkami zielonymi, a Chase czarny z dodatkami szarymi, kask czarny i kombinezon szary z niebieskimi dodatkami. Leo też ma, koloru ciemno-zielonego, ale jeszcze nie przeszedł egzaminu, więc jeszcze nim nie jeździ. Kask ma takiego samego koloru, a kombinezon czarny z żółtymi dodatkami.
Ale wracając do dnia dzisiejszego.
Dzisiaj zdarzyło się coś nowego, a mianowicie nowy uczeń. Pojawia się zamieszanie i zainteresowanie nowym uczniakiem, a potem jeżeli nie będzie fascynujący, nie zrobi czegoś hitowego, bajeranckiego, tracą nim zainteresowanie. Tym razem tak nie było.
Chłopak, bo to był chłopak, był dość przystojny, skoro przykuł mój wzrok. Niby był jak reszta przystojnych chłopaków w szkole, ale jednak nie był. Nie był mięśniakiem, był szczupły. Trochę przypominał mi Chase'a tylko w starszej i większej wersji.
Chłopak przykuł uwagę dziewcząt, które miały dość "bezmyślnych mięśniaków", oraz chłopaków, którzy poszukiwali nowego kumpla. Jednak co dziwne, nie interesowało go zainteresowanie innych, tylko patrzył się na naszą grupkę bez przerwy (mnie, Adasia i Leo), co było lekko niepokojące. Czułam się jakby mnie prześwietlał, po tym jak chłopaki się wiercili, sądziłam, że odczuwają to samo uczucie. Jak zobaczył, że mu się przypatruję, uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest.
Już jest po lekcjach, ja i Leo czekamy na Adama, którego nauczycielka od historii poprosiła jeszcze na słówko. Chyba wiem, w jakiej sprawie, go poprosiła. Ostatni sprawdzian, jaki pisaliśmy, nie poszedł mu za dobrze, a Adam z historii jest bardzo dobry. To chyba wina okresu historycznego, który właśnie przerabiamy na lekcjach.
Mija już pięć minut, kiedy nagle na schodach pojawiają się dwie sylwetki rozmawiających osób. Kiedy zeszły z schodów i pojawiły się w świetle korytarza, rozpoznałam Adama i tego nowego. Widać było, że są całkowicie pochłonięci w rozmowie. Adam miał plecak na jednym ramieniu i w ręku zeszyt od historii, natomiast "nowy" niósł torbę w poprzek piersi i trzymał rękę na ramieniu mojego brata. Nie minęła chwila, kiedy zatrzymali się kilka kroków przed nami.
- Bree, Leo, poznajcie Marcusa -powiedział Adaś- Marcus, to jest moje rodzeństwo, Bree i Leo.
- Cześć miło was w końcu poznać. Znam waszego brata Chase'a, trochę się zaprzyjaźniliśmy, opowiadał mi dużo o was -przywitał się nowo-przedstawiony.
- Skąd znasz naszego brata? -spytał podejrzliwie Leo, który był trochę przewrażliwiony na naszym punkcie.
- Okazało się, że Marcus chodził do tej samej szkoły, co chodzi Chase, ale wyszło, że tamten próg jest zbyt wysoki na niego, więc się przeniósł tutaj. Sam Chase zaproponował tą szkołę, ze względu na nas -zamiast zapytanego, odpowiedział Adam, który wyszczerzył się do nas.
Byłam zaskoczona. Chase polecił naszą szkołę, żeby Marcus mógł nas spotkać.
- Chciałbym was poznać. Jak słyszałem historie Adama i Szarego*, musiałem, po prostu musiałem z wami się zobaczyć.
- Jakie historie? -podejrzliwy Leo, jak zawsze.
- No o tym jakie macie życie, jak blisko jesteście ze sobą i o waszej mega willi, co nie jest dziwne, bo jesteście dziećmi samego Davenporta, który jest dość znany na tej półkuli :D
- To, że Adam ci o tym powiedział, to się nie dziwię, ale Chase? On z reguły jest nieufny, zresztą nie lubi opowiadać o naszym bogactwie -powiedziałam.
- Ach tak. Tak było na początku, ale jednak złapaliśmy wspólny język i jesteśmy przyjaciółmi. Ale co będziemy tak tu sterczeć, może wyjdźmy z tej szkoły?
- Spoko.
Wyszliśmy z tej budy i skierowaliśmy się na parking, gdzie stały nasze motocykle. Czerwony i jaskrawo-zielony. Leo jeździł na zmianę ze mną i Adamem. Najczęściej rano ze mną, a po szkole z Adamem.
- Co myślicie żeby pójść do jakiejś kawiarni? Pogadaliśmy, poznalibyśmy się bliżej. Co wy na to? -zaproponował Marcus.
- Chętnie, mamy taką swoją miejscówkę, możemy tam pojechać -zgodziłam się- Tylko my jesteśmy na motocyklach.
Wskazałam w kierunku naszych motocykli, na co Marcus popatrzył zaskoczony, ale po chwili się uśmiechnął.
- Nie spodziewałem się tego, mamy takie same marki. Też mam motocykl -wskazał na motocykl, stojący po drugiej stronie parkingu.
Rzeczywiście takie same marki, tylko, że jego motocykl nie miał naklejki z firmy Davenporta i był koloru niebiesko-czarnego. Wszyscy byliśmy zdumieni, pojazdy tej marki kosztują fortunę i trudno je zdobyć i kupić.
- No to fajnie. Pojedziesz za nami, okey? -spytał Adam, który pierwszy się otrząsnął.
- Pewnie.
Rozdzieliliśmy się, żeby podejść do swoich pojazdów i ubrać kurtki motocyklowe i kaski. Po kilku minutach, kiedy ja i Adam siedzieliśmy już na swoich motorach, a Leo właśnie się przymierzał, żeby siąść za Adamem, podjechał do nas gotowy Marcus. Miał na sobie taką samą kurtkę jak my i czarny kask z niebieskim motywem płomieni.
Byliśmy gotowi, więc ruszyliśmy. Już na sam początek szybko się rozpędziliśmy, nie groziła nam policja, mieliśmy licencję na szybką jazdę. Ja jechałam pierwsza, w lusterku widziałam że jechał za mną Adam z Leonem, a za nimi Marcus, ale brat zwolnił, a nowy znajomy go wyprzedził i teraz jechał tuż za mną, zachowując bezpieczną odległość. Adam szybko zniknął z horyzontu, chyba przez Leona, żeby go nie zgubić. Ale wie gdzie to jest, więc dojedzie do nas.
Kocham jechać tak szybko, wtedy pojawia się adrenalina.

*Szary -pseudonim nadany Chase'owi przez Marcusa, związane z jego przyzwyczajeniem noszenia choćby jednego elementu ubrania czy dodatku, w kolorze szarym.

Nowe opowiadanie :D Słów coś 1056...
Jeżeli wam się spodoba, piszcie, będę kontynuować jeżeli chcecie.
Ta historia, będzie inna niż moja pierwsza.

środa, 24 lutego 2016

Rozdział 43

Środa, 1 lipca 2015
...też wydobywały się na moje policzki.
***
Powoli usiedliśmy na podłodze, powoli traciłam adrenalinę, która powodowała, że bez problemu chodziłam, a Chase'owi drżały nogi z wyczerpania. Wypuścił swoje emocje i zmęczenie go dopadło. Miałam przeczucie, że ostatnio w ogóle nie spał, co potwierdziło moje zerknięcie na jego twarz. Cienie pod oczami, lekko zaczerwione oczy, nie tylko przez płacz, nie mógł też otworzyć szeroko swoich oczu.
Czułam jak chłopak traci siły, gdyż jego ucisk na moim ciele tracił na sile. Po chwili utrzymywał się w pionie, tylko dzięki mnie, ale ja bez wahania przesunęłam się lekko, tak żeby Chase się położył, a jego głowa leżała na moich kolanach. Miał zamknięte powieki i oddychał przez usta, widziałam jak na zaciśnięte ręce, jakby sobie coś przypominał.
Zaczęłam głaskać go po włosach, czole i policzkach, aż w końcu zasnął, oddech się wyrównał, a ręce rozluźniły. Spojrzałam na grono osób, które tłoczyły się przy wejściu i w kuchni. Zobaczyłam Marcusa, który musiał przyjść, kiedy uspokajałam Chase'a, wtedy nie zwracałam uwagi na otoczenie. Starszy brat Chase'a, także nie wyglądał dobrze, sprawiał wrażenie zmęczonego, zmartwionego i zaniepokojonego. Uśmiechnęłam się do niego kojąco, na co odwzajemnił gest. Podparł się ściany, jakby on też powoli tracił siły, zwykły człowiek również długo nie wytrzymuje zmęczenia. Nawet nie mrugnęłam, kiedy przy nim pojawił się Adam, który podtrzymał go i coś do niego powiedział, nie słyszałam co, bo byłam za daleko, żeby usłyszeć. Chłopak kiwnął głową na potwierdzenie, a potem popatrzył na mnie. Chciał mi coś przekazać. "Zajmij się nim. Pilnuj go." Tak mówiło jego spojrzenie. Kiedy kiwnęłam głową, jego wzrok przesunął się na młodszego chłopaka i w jego oczach zauważyłam troskę i miłość braterską.
OCZAMI NARRATORA:
Marcus, z pomocą Adama, wyszedł z salonu i poszedł do swojej sypialni. Po chwili DD wziął Chase'a na barana i zaniósł go do sypialni jego i Adama. Na miejscu położył go na dolnym łóżku, a Bree, która przyszła za DD, przykryła chłopaka kołdrą i pocałowała w policzek.
Wyszli z pokoju starając się nie hałasować. Poszli do salonu, gdzie byli już wszyscy, oprócz Marcusa i Chase'a. Każdy zajął miejsce, gdzie mógł, wiedzieli, że muszą się w końcu zebrać i pogadać o ważnych rzeczach i ustalić pewne rzeczy.
- Dobra. Tato? Wiadomo już coś w sprawie Chase'a? -zaczęła Bree, która bardzo martwiła się o swojego chłopaka.
- Edek zbadał chipa, pod kątem komputerowym. Mówi, że nic z tego już nie będzie -odpowiedział na pytanie DD- System padł, obwody spalone. Na szczęście każde nowe dane automatycznie zapisują się też jako kopia na domowym komputerze, czyli Edek ma wszystko.
- Zbudujesz nowy chip? -zainteresował się Kostka, który na uwadze miał dobro siostrzeńca.
- Nie wiem, czy będę w stanie. Tak naprawdę te chipy zbudowałem wraz z moim bratem, o którym nie wiem czy jeszcze żyje. Nie mam pełnych planów. Mógłbym spróbować, ale nie jestem pewien czy by to dobrze zadziałało na nim. Jednak na razie i tak nie mógłbym zrobić, bo jest niestabilny emocjonalnie.
- Odsuńmy ten temat, na jakiś czas. I tak nic nie zrobimy. Najwyżej możemy pomóc Chase'owi przystosować się -wypowiedziała się Tasha, która znała się na psychice ludzi, jako psycholog.
- Ok. Czy z Bree już wszystko w porządku? -spytała Kiria, która nie uczestniczyła w wcześniejszej rozmowie na temat stanu zdrowia dziewczyny.
- Tak, wszystko gra -odpowiedziała Bree.
- Ma jedynie osłabione mięśnie nóg, przez co nie powinna korzystać z super-szybkości, przez jakiś czas -dopowiedział DD- Ale szybko dojdzie do siebie.
- Kolejna sprawa. Nie chcemy nadużywać waszej gościnności, dlatego chciałem się dowiedzieć, co z budową autostrady FG7? -spytał Kostka.
- Nie nadużywacie naszej gościnności, to po pierwsze. Po drugie, Kiria jeszcze ni może wyruszyć w podróż. Po trzecie, Chase was teraz najbardziej potrzebuje. A po czwarte, to dopiero usuwają meteoryty, więc jeszcze się nic nie zaczęło, a obwodnicą was nie puszczę, ze względu Chase'a, jak i zdrowotnych.
- No dobra. To było tylko pytanie. 
***
Wybaczcie, ze trochę krótkie, ale chciałam już skończyć ten moment i kolejny rozdział zacząć od zupełnie innego przedziału... A co wam będę spoilerować!!
Czytać, komentować i iść spać (ewentualnie co innego, zależy którą godzinę macie)

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 42

(Rozdział 41 to 28 czerwca 2015, Niedziela) Środa, 1 lipca 2015
- Chase? Chase...
***
Narrator:
Bree obudziła się w południe, podczas "obchodu" DD. Wszyscy się ucieszyli, spała prawie trzy doby, więc nie wiedzieli czego się spodziewać. Przez wybuch, ma uraz głowy i coś nie tak z kośćmi nogi, ale Donald mówił, że wszystko będzie dobrze i, że się zagoi. Bree natychmiast po pobudce chciała się widzieć z Chase'em, który nie pojawił się wraz z innymi, co było dla niej dziwne. Zgodziła się kilka badań, o które prosił szefuńcio, aż w końcu została sama z Adamem.
- Adaś. Nie wymagam tego od ciebie, ale oczekuję, że mi wszystko wyjaśnisz.
Adam, chcąc nie chcąc, usiadł przy łóżku zajmowanym przez siostrę. Wyciągnął z kieszeni telefon, poklikał coś na nim i pokazał coś siostrze. Na komórce była wyświetlona notatka, z błędami, które pojawiały się przy pisaniu w pośpiechu. "Pna mnoe dotkmela to bulo nirsamowitr i bolersne kochasm jas"
- Wiesz co tu pisze? -Bree będąca w szoku, bezwiednie kiwnęła głową na znak potwierdzenia- Jak to napisał, nawet nie zauważyliśmy, że coś pisał, zemdlał. Zaraz po tym pojawił się prąd, nie z zapasowego generatora tylko zwykły, więc Szefuńcio kazał Edziowi, który zaraz się pojawił, sterować helikopterem, a sam z Marcusem przenieśli go do kabiny. Chip jest przeciążony, na razie jest wyłączony, żeby się "schłodził", ale nie wiadomo, czy jeszcze będzie działał...
- Bo... -dociekała Bree, wiedziała, że coś jeszcze wiedział.
- Edek znalazł przepalone obwody. DD albo naprawi tamten chip, albo, jeżeli nie będzie sobie radził bez chipa, zbuduje nowy. Jak na razie, Chase "uczy się" wszystkiego od nowa, jest lekko niezdarny i musi się oszczędzać, dlatego on ani Marcus się nie pojawili tutaj.
- Dziękuje Adaś, że mi to powiedziałeś -Bree przytuliła brata, żeby go wesprzeć, bo to też jest dla niego trudne.
- DD powinien za chwilę przyjść z wynikami badań -powiedział Adam, na co Bree przytaknęła, a po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
W progu pojawił się wspomniany właśnie Donald, a za nim stali Ewelina i Leo. Cała trójka lekko się uśmiechała, więc to znaczyło, że są dobre wiadomości.
- Cześ Bree! -prawie, że zapiszczała Ewli, która nie widziała przyjaciółki bardzo długo- Jak się czujesz? Czy coś ci trzeba? Czy...
- Hej Ewli. Nic nie trzeba -przerwała nadchodzący słowotok dziewczyny i wyciągnęła ręce, żeby się do niej przytulić.
Po chwili przytuliła też Leo, swojego młodszego brata.
- Mam dobre wieści, Bree -zaczął DD- uraz głowy nie jest poważny, jednak musisz się oszczędzać, a  w twoich nogach ucierpiały trochę nerwy, przez "wiotkość" w wyniku wybuchu, myślałem, że to coś poważnego. Wystarczy, że będziesz mało chodzić, a wróci ci sprawność, dla tego nie możesz korzystać ze swojej super-szybkości, dopóki ci nie pozwolę, dobrze?
- Tak. Co z Chase'em? -wszyscy wymienili się spojrzeniami zakłopotania- Wiem o wszystkim, powiedzcie mi czy sobie radzi.
- Teoretycznie tak, ale w praktyce już gorzej.
Oczami Bree:
Bałam się o Chase'a. Jest to nowe przeżycie zarówno dla niego, jak i dla nas wszystkich. Pewnie jest tym przerażony. Jak dobrze wiem, w Trójkącie Bermudzkim, nie miał zasięgu, ale miał dostęp do niezliczonych zapisanych danych; a tu i teraz nic nie ma. Ja sama czułabym się zagubiona, gdybym nie mogła sięgnąć do swych umiejętności w każdej chwili, tak jak w tym momencie. A Chase praktycznie się wychował na chipie, cała jego wiedza i umiejętności są w chipie, zastanawiam się jaki jest teraz.
- Gdzie jest? -spytałam się.
- W salonie, rozmawia z Tashą, jako z psychologiem. Potrzebuje wsparcia -odpowiedział mi tata.
- Pomóżcie mi. Muszę go zobaczyć -byłam pewna tego co chcę zrobić- Natychmiast -rzuciłam, kiedy nie zareagowali.
Wstałam bez pomocy, ale nie czułam zbyt pewnego czucia w nogach, więc poprosiłam Adama i Leo, żeby mnie podparli. Położyli moje ramiona na swoich barkach i wyszliśmy z pokoju. Wiem, że mogłabym poprosić Adama, żeby mnie poniósł (w końcu ta super-siła, nie?), ale nie byłam pewna reakcji Chase'a na mój stan, więc nie chciałam wyjść najgorzej. Kiedy skierowaliśmy się do głównego pomieszczenia domu, wraz z Ewli poszłam do łazienki, żeby jakoś w miarę sensownie wyglądać. Włosy zawiązałam w zwykłego warkocza, bo wiem jak mój chłopak uwielbia warkocze, i przebrałam się, z ubrań udających piżamę, w biały top i czarne dresy. Zanim weszliśmy do salonu, zerknęłam do środka, by zobaczyć co się dzieje. Chase właśnie miał ukrytą twarz w dłoniach, a Tasha głaskała go po plecach i mówiła coś, nie bardzo rozumiałam wszystkich słów, ale usłyszałam: "spokojnie", "będzie dobrze", "to z czasem zniknie". Miałam nadzieję, że nie jest z nim tak źle, jak wygląda. Jego koszulka była cała pomięta i wyglądała jakby nie była zmieniana przez kilka dni, dresy na nogach tak samo, włosy wyglądały jak ptasie gniazdo na głowie, a kiedy podniósł twarz na Tashę, żeby na nią popatrzeć, zauważyłam bladość skóry na jego zawsze opalonej twarzy i sińce zmęczenia pod oczyma. Nie mogąc więcej znieść, minęłam próg pomieszczenia, bez pomocy chłopaków. Chase, popatrzył się na mnie, jak tylko usłyszał głuche tąpnięcie na podłogę. Mimowolnie się uśmiechnęłam, nadal miał czuły słuch i patrzył na mnie z taką, wyzierającą z oczu, tęsknotą i miłością, że nawet nie zauważyłam, jak odzyskałam pełne czucie w nogach, a podeszłam bliżej kanapy. Chase bez chwili wahania wstał i objął tęsknie, całując mnie w policzek, szyję. Po chwili wtulił swoją twarz w moją szyję i poczułam gorący oddech na skórze, który był bardziej przyspieszony niż powinien. Objęłam go za ramiona i mocniej przytuliłam. Oboje za sobą tęskniliśmy.
- B-bałem się... o-o ciebbie -wyjąkał zachrypniętym głosem- N-nie chcieli...nic-c mi powie-dzieć cco z tobą.
-Nic mi nie jest. Jestem cała i zdrowa, tylko muszę się oszczędzać. A z tobą wszystko w porządku?
Oderwał się ode mnie i próbował wyrwać się z moich objęć, na co mu nie pozwoliłam. Kiedy jego próby zakończyły się niepowodzeniem, znieruchomiał i patrzył w podłogę, jakby bojąc się na mnie patrzeć. Chwyciłam jedną ręką za jego podbródek, tak by patrzył na mnie. Mimowolnie musiał patrzeć, nie mógł odwrócić wzroku.
-Ja wszystko wiem. Nie unikaj mnie.
-J-ja.. ja.. -nie był w stanie tego z siebie wydusić, więc go wyręczyłam i pierwsza się wysłowiłam.
- Dziękuję ci. Uratowałeś mi życie.
- Nie -popatrzyłam się na niego zaskoczona- Prawie cię zabiłem, nie utrzymałem pola, gdybym utrzymał, nie byłabyś nieprzytomna przez 3 dni, nie skończyłabyś z urazem głowy. Jja.. ja przepraszam cię, zawiodłem. Przysiągłem, że będę cię chronić, zawaliłem! Przeze mnie wylądowałaś w "Medyczce"...
Ścisnęłam mocniej rękę na barku chłopaka, przez co prawie syknął. Patrzyłam się na niego nieprzerwanie, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział. Widziałam jak powoli łzy wydobywały się z jego oczu, nie wytrzymując napięcia.
- Nigdy tak nie mów. Nigdy! Rozumiesz? Nigdy? -próbowałam dotrzeć do jego środka, które powoli się zamykało w sobie- Gdyby nie ty, w ogóle byśmy nie uratowali tych ludzi! Gdyby nie ty, kto by nas poprowadził. Jesteś niezastąpiony. Dużo wytrzymałeś, więcej niż każdy z nas w sumie wzięty. Miałeś na głowie dwie bariery, sterowanie helikopterem, kontrolowanie niebezpieczeństwa i stały kontakt z nami. To nie zbyt dużo? I tak cud że to wszystko wytrzymałeś. Nie możesz się teraz złamać. Nie chcesz chyba zawieść swojego rodzeństwa? Swojej rodziny?
Pociągnęłam chłopaka do siebie i go objęłam, czułam jak drży, czułam tez jak koszulka przemaka coraz mocniej w połączeniu z moimi łzami, które, nie wiem kiedy, też wydobywały się na moje policzki.