sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 42

(Rozdział 41 to 28 czerwca 2015, Niedziela) Środa, 1 lipca 2015
- Chase? Chase...
***
Narrator:
Bree obudziła się w południe, podczas "obchodu" DD. Wszyscy się ucieszyli, spała prawie trzy doby, więc nie wiedzieli czego się spodziewać. Przez wybuch, ma uraz głowy i coś nie tak z kośćmi nogi, ale Donald mówił, że wszystko będzie dobrze i, że się zagoi. Bree natychmiast po pobudce chciała się widzieć z Chase'em, który nie pojawił się wraz z innymi, co było dla niej dziwne. Zgodziła się kilka badań, o które prosił szefuńcio, aż w końcu została sama z Adamem.
- Adaś. Nie wymagam tego od ciebie, ale oczekuję, że mi wszystko wyjaśnisz.
Adam, chcąc nie chcąc, usiadł przy łóżku zajmowanym przez siostrę. Wyciągnął z kieszeni telefon, poklikał coś na nim i pokazał coś siostrze. Na komórce była wyświetlona notatka, z błędami, które pojawiały się przy pisaniu w pośpiechu. "Pna mnoe dotkmela to bulo nirsamowitr i bolersne kochasm jas"
- Wiesz co tu pisze? -Bree będąca w szoku, bezwiednie kiwnęła głową na znak potwierdzenia- Jak to napisał, nawet nie zauważyliśmy, że coś pisał, zemdlał. Zaraz po tym pojawił się prąd, nie z zapasowego generatora tylko zwykły, więc Szefuńcio kazał Edziowi, który zaraz się pojawił, sterować helikopterem, a sam z Marcusem przenieśli go do kabiny. Chip jest przeciążony, na razie jest wyłączony, żeby się "schłodził", ale nie wiadomo, czy jeszcze będzie działał...
- Bo... -dociekała Bree, wiedziała, że coś jeszcze wiedział.
- Edek znalazł przepalone obwody. DD albo naprawi tamten chip, albo, jeżeli nie będzie sobie radził bez chipa, zbuduje nowy. Jak na razie, Chase "uczy się" wszystkiego od nowa, jest lekko niezdarny i musi się oszczędzać, dlatego on ani Marcus się nie pojawili tutaj.
- Dziękuje Adaś, że mi to powiedziałeś -Bree przytuliła brata, żeby go wesprzeć, bo to też jest dla niego trudne.
- DD powinien za chwilę przyjść z wynikami badań -powiedział Adam, na co Bree przytaknęła, a po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
W progu pojawił się wspomniany właśnie Donald, a za nim stali Ewelina i Leo. Cała trójka lekko się uśmiechała, więc to znaczyło, że są dobre wiadomości.
- Cześ Bree! -prawie, że zapiszczała Ewli, która nie widziała przyjaciółki bardzo długo- Jak się czujesz? Czy coś ci trzeba? Czy...
- Hej Ewli. Nic nie trzeba -przerwała nadchodzący słowotok dziewczyny i wyciągnęła ręce, żeby się do niej przytulić.
Po chwili przytuliła też Leo, swojego młodszego brata.
- Mam dobre wieści, Bree -zaczął DD- uraz głowy nie jest poważny, jednak musisz się oszczędzać, a  w twoich nogach ucierpiały trochę nerwy, przez "wiotkość" w wyniku wybuchu, myślałem, że to coś poważnego. Wystarczy, że będziesz mało chodzić, a wróci ci sprawność, dla tego nie możesz korzystać ze swojej super-szybkości, dopóki ci nie pozwolę, dobrze?
- Tak. Co z Chase'em? -wszyscy wymienili się spojrzeniami zakłopotania- Wiem o wszystkim, powiedzcie mi czy sobie radzi.
- Teoretycznie tak, ale w praktyce już gorzej.
Oczami Bree:
Bałam się o Chase'a. Jest to nowe przeżycie zarówno dla niego, jak i dla nas wszystkich. Pewnie jest tym przerażony. Jak dobrze wiem, w Trójkącie Bermudzkim, nie miał zasięgu, ale miał dostęp do niezliczonych zapisanych danych; a tu i teraz nic nie ma. Ja sama czułabym się zagubiona, gdybym nie mogła sięgnąć do swych umiejętności w każdej chwili, tak jak w tym momencie. A Chase praktycznie się wychował na chipie, cała jego wiedza i umiejętności są w chipie, zastanawiam się jaki jest teraz.
- Gdzie jest? -spytałam się.
- W salonie, rozmawia z Tashą, jako z psychologiem. Potrzebuje wsparcia -odpowiedział mi tata.
- Pomóżcie mi. Muszę go zobaczyć -byłam pewna tego co chcę zrobić- Natychmiast -rzuciłam, kiedy nie zareagowali.
Wstałam bez pomocy, ale nie czułam zbyt pewnego czucia w nogach, więc poprosiłam Adama i Leo, żeby mnie podparli. Położyli moje ramiona na swoich barkach i wyszliśmy z pokoju. Wiem, że mogłabym poprosić Adama, żeby mnie poniósł (w końcu ta super-siła, nie?), ale nie byłam pewna reakcji Chase'a na mój stan, więc nie chciałam wyjść najgorzej. Kiedy skierowaliśmy się do głównego pomieszczenia domu, wraz z Ewli poszłam do łazienki, żeby jakoś w miarę sensownie wyglądać. Włosy zawiązałam w zwykłego warkocza, bo wiem jak mój chłopak uwielbia warkocze, i przebrałam się, z ubrań udających piżamę, w biały top i czarne dresy. Zanim weszliśmy do salonu, zerknęłam do środka, by zobaczyć co się dzieje. Chase właśnie miał ukrytą twarz w dłoniach, a Tasha głaskała go po plecach i mówiła coś, nie bardzo rozumiałam wszystkich słów, ale usłyszałam: "spokojnie", "będzie dobrze", "to z czasem zniknie". Miałam nadzieję, że nie jest z nim tak źle, jak wygląda. Jego koszulka była cała pomięta i wyglądała jakby nie była zmieniana przez kilka dni, dresy na nogach tak samo, włosy wyglądały jak ptasie gniazdo na głowie, a kiedy podniósł twarz na Tashę, żeby na nią popatrzeć, zauważyłam bladość skóry na jego zawsze opalonej twarzy i sińce zmęczenia pod oczyma. Nie mogąc więcej znieść, minęłam próg pomieszczenia, bez pomocy chłopaków. Chase, popatrzył się na mnie, jak tylko usłyszał głuche tąpnięcie na podłogę. Mimowolnie się uśmiechnęłam, nadal miał czuły słuch i patrzył na mnie z taką, wyzierającą z oczu, tęsknotą i miłością, że nawet nie zauważyłam, jak odzyskałam pełne czucie w nogach, a podeszłam bliżej kanapy. Chase bez chwili wahania wstał i objął tęsknie, całując mnie w policzek, szyję. Po chwili wtulił swoją twarz w moją szyję i poczułam gorący oddech na skórze, który był bardziej przyspieszony niż powinien. Objęłam go za ramiona i mocniej przytuliłam. Oboje za sobą tęskniliśmy.
- B-bałem się... o-o ciebbie -wyjąkał zachrypniętym głosem- N-nie chcieli...nic-c mi powie-dzieć cco z tobą.
-Nic mi nie jest. Jestem cała i zdrowa, tylko muszę się oszczędzać. A z tobą wszystko w porządku?
Oderwał się ode mnie i próbował wyrwać się z moich objęć, na co mu nie pozwoliłam. Kiedy jego próby zakończyły się niepowodzeniem, znieruchomiał i patrzył w podłogę, jakby bojąc się na mnie patrzeć. Chwyciłam jedną ręką za jego podbródek, tak by patrzył na mnie. Mimowolnie musiał patrzeć, nie mógł odwrócić wzroku.
-Ja wszystko wiem. Nie unikaj mnie.
-J-ja.. ja.. -nie był w stanie tego z siebie wydusić, więc go wyręczyłam i pierwsza się wysłowiłam.
- Dziękuję ci. Uratowałeś mi życie.
- Nie -popatrzyłam się na niego zaskoczona- Prawie cię zabiłem, nie utrzymałem pola, gdybym utrzymał, nie byłabyś nieprzytomna przez 3 dni, nie skończyłabyś z urazem głowy. Jja.. ja przepraszam cię, zawiodłem. Przysiągłem, że będę cię chronić, zawaliłem! Przeze mnie wylądowałaś w "Medyczce"...
Ścisnęłam mocniej rękę na barku chłopaka, przez co prawie syknął. Patrzyłam się na niego nieprzerwanie, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział. Widziałam jak powoli łzy wydobywały się z jego oczu, nie wytrzymując napięcia.
- Nigdy tak nie mów. Nigdy! Rozumiesz? Nigdy? -próbowałam dotrzeć do jego środka, które powoli się zamykało w sobie- Gdyby nie ty, w ogóle byśmy nie uratowali tych ludzi! Gdyby nie ty, kto by nas poprowadził. Jesteś niezastąpiony. Dużo wytrzymałeś, więcej niż każdy z nas w sumie wzięty. Miałeś na głowie dwie bariery, sterowanie helikopterem, kontrolowanie niebezpieczeństwa i stały kontakt z nami. To nie zbyt dużo? I tak cud że to wszystko wytrzymałeś. Nie możesz się teraz złamać. Nie chcesz chyba zawieść swojego rodzeństwa? Swojej rodziny?
Pociągnęłam chłopaka do siebie i go objęłam, czułam jak drży, czułam tez jak koszulka przemaka coraz mocniej w połączeniu z moimi łzami, które, nie wiem kiedy, też wydobywały się na moje policzki.