piątek, 3 sierpnia 2018

Rozdział 45

Od razu informuję, że system szkolny w opowiadaniu będzie jak w Ameryce czyli: 5-3-4 (tzn. 5 lat podstawówki, 3 lata gimnazjum i 4 lata liceum), choć według niektórych źródeł, niektóre szkoły mają taki sam system jak u nas "poprzedni" tj. 6-3-3. I jeszcze jedna informacja, wszystkie moje dzieciaki poszły do szkoły rok wcześniej czyli jako 5-latki (ABC poszli, tak jakby poszli rok wcześniej)
***
Wtorek, 1 września 2015
Wstałem cicho, żeby nie obudzić Adasia na górnym łóżku. Szybko wyciągam jakieś dresy i koszulkę z szafy i uciekam z pokoju, zanim zdążyłbym narobić jakiegoś hałasu. Pomimo, że pobudka i tak wkrótce powinna być, to i tak chciałem, żeby Adam trochę pospał. Zająłem łazienkę, ubrałem się i starałem się jakoś ogarnąć moje włosy. Potem poszedłem do kuchni, nikogo nie zastałem, więc na spokojnie zabrałem się za robienie jakiegoś śniadania.
Od razu przypomniały mi się wakacje u Kiry i Kostki, wtedy kiedy poznałem swoją rodzinę. Oczywiście już ich nie było u nas. Marcus doszedł szybko do siebie, jeszcze nie zagoiła mu się całkowicie ręka, ale i tak musiał pojawić się na rozpoczęciu szkoły, w końcu ostatnia klasa, a to nie przelewki podobno. Chociaż z tego co słyszałem to Kostka załatwił mu zwolnienie lekarskie, że nie może uczestniczyć w zajęciach sportowych, czy coś takiego, ale ja sam się na tym nie znam, jeszcze nie wiem jak to jest chodzić do szkoły. Kiria nie doszła do siebie jeszcze, ale chciała już wrócić do domu, no i być na miejscu, gdyby coś było trzeba. Kostka który już całkowicie wyzdrowiał, wrócił, bo praca czeka, a jeszcze musiał załatwić ten urlop zdrowotny dla Kirii. Tak więc, wszyscy wrócili do domu. 
Śniadanie automatycznie się robiło, już przestałem myśleć jak gotuję, stało się to dla mnie jak druga natura. Gotowanie i pieczenie, jak się okazało, było czymś co pomogło mi w terapii, w leczeniu. Odkąd Tasha to odkryła, zaczęła mnie uczyć różnych rzeczy, w ten sposób poznawałem tajniki kuchni. I jakoś zwyczajem się stało, że od czasu do czasu ja gotowałem obiad i za każdym razem była to inna potrawa i innej kuchni. Na przykład ostatnio przygotowałem im kuchnię włoską, czyli Gnocchii z pomidorami i bazylią, innym razem była kuchnia meksykańska - Gordita na sosie Guacamole. I inne takie, często eksperymentuję i próbuję różnych połączeń. Przy okazji pieczenia także zaprzyjaźniłem się bliżej z Eweliną, nową sąsiadką, przyjaciółką Bree i dziewczyną Adama. Rodzina Ewli posiada własną cukiernię, albo jak my mówimy Babeczkownię, bo my w większości zajadamy się ich babeczkami. W związku z tym Ewli również piecze i od jakiegoś czasu zaczęła czerpać z tego radość oraz eksperymentować z różnymi masami. Również razem pieczemy i serwujemy nasze pomysły naszym rodzinom, aby zadecydowali czy to jadalne czy nie :D
Dochodziła 7.30 kiedy usłyszałem Tashę wchodzącą do kuchni. Była już ubrana i umalowana, gotowa do pracy. Przywitała się ze mną i zaczęła przygotowywać napoje, kawę dla siebie i DD, kakao dla mnie i Leo oraz sok pomarańczowy dla Adama i Bree.
- Tasha? - ściągnąłem ostatniego pancake'a z patelnii, wyłączyłem kuchenkę i odwróciłem się do kobiety.
- Tak, skarbie? - również skupiła na mnie uwagę.
- Jak wygląda pierwszy dzień? - czytałem wiele informacji o szkole, ale jest tyle sprzecznych rzeczy, że już sam nie wiem co mam myśleć.
- Pierwszy dzień? To nic strasznego. Wszyscy spotykają się w auli, lub w sali gimnastycznej, zależy od tego jaka szkoła. Tam dyrektor szkoły wita się z wszystkimi, wita się z uczniami po wakacjach. Z reguły też są jakieś ogłoszenia, np. zmiany w radzie pedagogicznej, lub inne takie. Potem uczniowie idą do swoich sal i tam witają się ze swoimi nauczycielami.
- Skąd mam wiedzieć do jakiej sali iść?
- Przed wejściem do szkoły jest wywieszona lista uczniów z podziałem na klasy i z salami. Z tego co wiem to Ewelina będzie chodziła do tej samej klasy co ty, Adam i Bree. Dołączyła do niej jeszcze w zeszłym roku, więc was wprowadzi. Nie będziecie sami, tego możesz być pewien. Leo też wam pomoże.
I gdzieś w tym momencie, cała rodzina zaczęła się zbierać w jadalni. DD już miał ślady pracy, co oznacza że zdążył już zajrzeć do LAB-u. Adam i Leo byli jeszcze w piżamie, więc dopiero co wstali. Bree, natomiast była już gotowa do szkoły, w stroju galowym, biała koszulka i granatowa spódniczka.  Przyszła do kuchni i się przywitała ze mną buziakiem w policzek, i tylko lekko, ale to bardzo leciutko się zarumieniłem. Kiedy Tasha i Bree, zaczęły rozkładać śniadanie na stole, ja uciekłem do swojego pokoju, żeby się przebrać już do wyjścia.
Oczami DD:
Kiedy się obudziłem, Tasha też właśnie się budziła. Przywitałem ją na dzień dobry pocałunkiem w usta. Od razu  się uśmiechnęła i oddała pocałunek. Chwilę się całowaliśmy, ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Tasha wstała i zaczęła się ubierać do pracy, tak jak co dzień. Ja również wstałem, narzuciłem na siebie jakieś pierwsze lepsze ubrania, czyli trafiły się dżinsy i koszulka z nadrukiem "Jestem szefem, ojcem i co najważniejsze... mężem." (czyżby przypadek?). Szybko jeszcze zaglądnąłem do LAB-u, aby sprawdzić jak tam sytuacja na świecie i jak idzie lokalizowanie jakikolwiek znaków życia mojego zaginionego brata. 
Niestety komputer jeszcze nic nie znalazł. Mam nadzieję, że wkrótce coś znajdziemy, gdyż wiem, że brak chipa dla Chase'a jest trochę druzgocący, niby się przyzwyczaił i daje sobie nieźle radę, ale jednak nadal nie może brać udziału w misjach i wiem, że mu tego brakuje. Chwilę jeszcze posiedziałem przy komputerze, by przejrzeć jakieś stare dokumenty, które jeszcze zostały z czasów kiedy wspólnie z bratem prowadziliśmy Davenport Industries. Gdzieś w dokumentach przewinęło się zdjęcie mnie z bratem pod logo firmy...
Zerknąłem na godzinę, 7.45, zebrałem się i wróciłem na górę. Już wszyscy byli, więc powoli zasiadaliśmy do stołu. Na chwilę zniknął Chase, ale kiedy wrócił był przebrany, gotowy do szkoły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli masz jakieś pomysły, które mogłabym wykorzystać w opowiadaniu i chcesz, żeby pojawiły się tutaj, śmiało!