środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 26

Zanim odpłynąłem do świata snów, poczułem jak ktoś przykrywa mnie kocem.
 
***
Nie wiem ile czasu minęło, ale obudziło mnie gwałtowne kiwanie. Zetknąłem na zegar ścienny, minęło ok. 3h od wyruszenia w podróż.
- Chase! Trzymaj się mocno! Wpływamy do zatoki -usłyszałem przytłumiony głos wujka Kostki.
Po kilku minutach usłyszałem głośne trzaśnięcie, Marcus zbiegł na dół i pociągnął mnie na pokład. Zmrużyłem oczy przy zbyt dużym natężeniu światła dziennego. Przyzwyczaiłem się szybko i zauważyłem widok, który być może mnie zachwyciłby, gdyby nie stojąca nieopodal brzegu fabryka.
- Gdzie jesteśmy?
- W zatoce Mortifas [aut. wymyślone przeze mnie]. Kiedyś to było przepiękne miejsce. Był tu Park Narodowy Morfins, ale po wymarciu gatunków, dzięki którym ten park się utrzymywał, zamknęli rezerwat i wybudowali fabrykę.
- To jakieś specjalne miejsce dla syren, nie?
- Tak, było. Tutaj syreny przypływały i zachwycały się przyrodą niewidoczne dla ludzi. Ale też, dlatego, że tutaj zdobywaliśmy wszelkie towary, do przetrwania...
Podczas gdy rozmawialiśmy, powoli zbliżaliśmy się do brzegu. Podpłynęliśmy do pierwszej wystającej skałki. Przy niej syreny towarzyszące nam, zaczęły nasz statek spuszczać na wodę. Trzęsło bardziej nim przy wpływaniu do zatoki. Kiwało tak, że się przewróciłem i sturlałem się do kabiny sterującej. Marcus pomógł mi wstać, jak już zaczęliśmy się lekko kiwać napowierzchni wody. Kostka chwycił za stery, pomachał syrenom na pożegnanie i poprowadził nas do brzegu. Już z daleka widziałem że jakiś samochód stoi na brzegu, a przy nim jakaś postać. Gdy się przybliżyliśmy, zauważyłem, że to kobieta, która na dodatek do nas machała. Marcus do mnie podszedł i zauważył kobietę. Uśmiechnął się i odmachał.
- To jest Kirka, moja ciocia i żona Kostki.
- Ładna...
- Nooo...
Dobiliśmy do brzegu. Wujek Kostka zrzucił kotwicę, wyłączył całą aparaturę i wyskoczył z pokładu. Kobieta natychmiast do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję.
- Jak możesz swojej kobiecie kazać czekać tyle czasu? No jak?!!
- Przepraszam Kiri...
Kostka pocałować ją na przeprosiny. Marcus podał mi moją torbę, trzymając swoją i wujka. Zaskoczył ze statku i natychmiast spotkał się z miażdżącym uciskiem Kirii. Po nim ja zeskoczyłem i jak zwykle straciłem równowagę. Ktoś podał mi rękę, więc przyjąłem pomoc. Odkryłem że to kobieta mi pomogła.
- Jakiś ty ładny... Jestem Kirka, ale to pewnie wiesz. Jesteś Chase, nie? Konstanty dużo mi o tobie mówił przez telefon. Nie mogłam się doczekać, aż ciebie zobaczę, bo wiesz ja kocham niebieskie oczy. Aż je wielbię...
- Miło mi panią poznać.
- Gdzie tam. Daleko mi do pani... Ciocia jestem albo Kirka, tylko zero per "pani".
- Dobrze.
- Dobra skoro wszelkie formuły grzecznościowe zostały wymienione, to w drogę. Mamy przed sobą ok. 2h drogi -Kostka skierował się do samochodu, ale w połowie drogi się zatrzymał- Skarbie. Kluczyki.
- Ehh... -Kirka westchnęła, miała chyba nadzieję, że to ona będzie prowadzić.
Wpakowaliśmy torby do bagażnika, dostając przy okazji jabłko i wodę mineralną. Wraz z Marcusem wcisnęliśmy się na tył, Kostka za kierownicę, a jego żona obok. Przez pierwsze pół godziny oglądałem krajobrazy, jedząc jabłko i popijając wodą. Jednak zaraz po jedzeniu przysnąłem, jednak wiedziałem, że nie ja jedyny. Po upływie godziny obudziłem się. Wspólnie wszyscy zaczęliśmy grać w skojarzenia, tak dla wypełnienia nudy.