czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 24

- Aha. Przykro mi.
***
Popatrzyłam na nią zaskoczona, a ona na początku nic nie rozumiejąc pomyślała. Po sekundzie chyba zrozumiała co powiedziała.
- Och. Przepraszam nie miało to tak zabrzmieć.
- Nie no spoko...
- Ewelina może chcesz coś do picia? Woda, herbata, sok? -nagle spytał się jej Leo.
- A tak, poproszę. Wodę niegazowaną, jeśli można.
Razem z Eweliną usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę.

Oczami Chase'a:
Minęły dwa dni, od pierwszego śniadania z królewską rodziną. Od tamtego momentu, przybliżyliśmy się wraz z całą rodziną. w tym także z wujkiem Kostką. W końcu zaczęło się rozjaśniać, kopuła została zdjęta, a pierwsze załogi wyruszyły na łowy. Przez te kilka dni zapasy znacznie się zmniejszyły, a to przez to, że dużo dzieci w tym czasie się rodziło na wyspach bermudzkich. [Nie pytajcie się mnie, jak syrenom rodzą się dzieci] Jednak dopiero od jutra będzie uruchomione tzw. [M]WPK [Miejskie (chociaż raczej Wodne)) Przedsiębiorstwo Komunikacyjne].
- Chase!!
- Co? Jak? Gdzie? Kiedy?
- Tutaj, no -w końcu zlokalizowałem wołający mnie głos, zauważyłem Skipa.
- Co chcesz?
- Ładnie to tak się odzywasz? Ale pomińmy to. Tata powiedział, że "specjalne" linie są już dzisiaj uruchomione. Wujek Konstanty wraz z Marcusem płyną dzisiaj po południu i pytają się czy nie chcesz z nimi ruszać.
- A gdzie?
- Na Florydę, w okolice Miami.
- Nie wiem.
- Chase! Pakuj się! Płyniesz z nami...Aaaa... -Marcus na mnie wpadł i był blisko wpadnięcia do fontanny.
Gdyby nie ja, Marcus byłby cały mokry, bez wyjątku.
- Dlaczego?
- Ojciec każe. Chce żebyś spędził czas z rodziną. Więc ruchy ruchy. Ja też muszę się spakować. Mamy 2h do "odprawy".
Pospieszyliśmy do domu, droga do niego trwała jakieś 30-40 min. W środku czekała na nas niecała rodzina królewska. W rękach Meriendy zauważyłem bardzo duży zapas mojego ulubionego ciasta z jej przepisu. Neptun, przepraszam, Asear "stał" dumny, w jednej ręce trzymając trójząb, a w drugiej torbę, w której ,niestety, nie wiedziałem co jest. Przywitaliśmy się zachowując zasady kultury, ale jak tylko отец wykonał zniecierpliwiony gest ręką, natychmiast rzuciliśmy się do drzwi do "naszego" [a tak dokładniej Marcusa, tylko na czas mojego pobytu także mojego] pokoju. Przez te kilka dni, zdobyłem kilka sztuk odzieży, ale bieliznę to mam starą Marcusa. Wcisnąłem wszystko, co miałem, byle jak do jednej z toreb Marcusa, widząc, że on robi tak samo. Ubrałem jeszcze tylko bluzę z kapturem i trampki, chwyciłem torbę i wraz z gotowym chłopakiem wyszliśmy, napotykając z niecierpliwione spojrzenia. Zauważyłem, że wujek Kostka na nas już czeka. мајка podpłynęła bliżej, oddając mi w ręce ciasto.

2 komentarze:

  1. Widzę, że robi się coraz ciekawiej :D Teraz płyną na Florydę, mam przeczucie, że coś tam się wydarzy... Rozdział krótki, ale tak samo fajny jak pozostałe rozdziały :) Podoba mi się, ale wciąż czekam na jakąś akcję ;) Czekam niecierpliwie na nexta :)
    Pozdrawiam! I weny życzę!
    Tiffany :3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakieś pomysły, które mogłabym wykorzystać w opowiadaniu i chcesz, żeby pojawiły się tutaj, śmiało!