sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 25

мајка podpłynęła bliżej, oddając mi w ręce ciasto.
***
Miałem chyba zbyt przerażoną minę, bo Marcus odebrał pudło z górą ciasta. Niestety jak mam nieść cokolwiek to lepiej żeby było dobrze zabezpieczone, gdyby spadło.
- Konstanty. To jest torba, w której jest wszystko o co prosiłeś.
- Dziękuję, Asearze.
Zacząłem się zastanawiać, co jest w torbie, ale długo tego nie robiłem, bo Asear pociągnął mnie za nadgarstek i wylądowałem w jego ramiona, prawie wpadając do wody. Odwzajemniłem uścisk i następnie wylądowałem w ramionach Meriendy. Potem, można powiedzieć, że zostałem wrzucony do wody, przytulałem się do pozostałej czwórki. Marcus także wskoczył do wody, by się pożegnać z rodzeństwem. Gdy pożegnania zostały zakończone, wyszliśmy cali mokrzy. Wujek Kostka okrył nas ręcznikami, pożegnał się, bez wchodzenia do wody [podawał tylko ręce] i całą trójką wyszliśmy na zewnątrz. Po kilkunastu minutach piechoty doszliśmy do portu. Stało w nim dużo łodzi, ale tylko jedna była wyciągnięta. Miała nazwę Syrenia Rodzina, była po macedońsku. Po kilku dniach życia w macedońskiej rodzinie, nauczyłem się w miarę posługiwać tym językiem. Gdybym miał aktywny chip, mógłbym gadać każdym językiem, ale nie umiałbym go bez sygnału, a tak nauczyłem się sam, bez pomocy internetu.
- To twoja łódź, wujku? -zapytałem się.
- Tak.
- Myślałem że nie możemy sami wypływać w morze?
- No bo nie możemy. Naszą łódź wciągną na tutejszą łódź i doprowadzą do tajemnego portu na Florydzie.
- Acha...
Konstanty wskoczył na łódź, my rzuciliśmy mu nasze torby, ciasta wylądowały na łodzi dzięki syrenom, które pomagały w załadowywaniu bagaży transportowych na łodzie. Gdy wszystko bezpiecznie wylądowało na łodzi, Marcus wskoczył na nią, ja miałem wskoczyć za nim. Jednak przerażała mnie odległość. Tamci mają długie nogi i są wysocy, więc udało im się z łatwością.
- No, Chase, skacz. Jak nie doskoczysz to dopłyniesz.
Skoczyłem. Nie doskoczyłem, bo zwiększyła się odległość, w końcu przecież łódź nie stoi w miejscu. Zanurzyłem się i szybko wynurzyłem, żeby cokolwiek widzieć. Zacząłem płynąć kraulem, a jak dopłynąłem do łodzi, niezdarnie na nią się wspiąłem. Marcus okrył mnie ręcznikiem [ciekawe ile jeszcze razy dzisiaj będę musiał się okrywać ręcznikiem]. Weszliśmy do kajuty i się rozłożyliśmy. Na początku trochę trząsało, przy wciąganiu nas na łódź, po chwili jednak zaczęło się monotonne kołysanie morze. Położyłem się na koi i zdrzemnąłem się. Zanim odpłynąłem do świata snów, poczułem jak ktoś przykrywa mnie kocem.

2 komentarze:

Jeśli masz jakieś pomysły, które mogłabym wykorzystać w opowiadaniu i chcesz, żeby pojawiły się tutaj, śmiało!