poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 28

Tylko teraz całe dnie zaprząta mnie jedna myśl, kto jest moim ojcem. 
***
Po kilku dniach, prawie, że po tygodniu, postanowiłem wracać do domu, do Houston. Podzieliłem się moim postanowieniem, z całą rodzinką. Zdecydowali się odwieść mnie do domu i powiedzieć o wszystkim DD i Tashy.
- Nie musicie mnie odwozić. Na pewno znajdę jakiś transport. Chociażby autobusy czy pociągi.
- Nie, Chase. Jadąc z nami zaoszczędzisz na kasie, będziesz miał towarzystwo, a my poznamy twoją rodzinkę. No weź zgódź się inaczej zrobimy to siłą.
- Nie. Zero siły. Już mam dość tego że cały czas nosicie mnie na ramieniu, czy nawet na rękach.
- No sam widzisz. Chłopaki, pakować się, jedziemy na wakacje do Houston!!!
- Juhu!! Jedziemy na wakacje! Jedziemy na wakacje! -Kostka i Marcus widocznie zwariowali.
No ale nie dziwię im się, przez ten czas, póki ja tu byłem, wykonywali jakieś obowiązki domowe, a to odkurzali, a to zmywali naczynia, a to nawet wypleniali ogród. Naprawdę różne obowiązki Kiria im dawała. A mnie zawsze sadzała przed telewizorem z chipsami lub płatkami, albo przy ladzie w kuchni i pozwalała obserwować jak krząta się, robiąc obiad.
Po pół godzinie wszyscy zeszli z góry i zapakowali się do auta.Mnie też wepchnęli, no bo ja ciągle nie chciałem zawracać im głowy.
- Nie zabronisz nam chyba pojechać na wakacje? Tylko cię podrzucimy i tyle.
- Nie i nie. Wiem co sobie kombinujecie. No ale jak już mnie "wepchęliście" to może jedźmy?
Oczami Bree:
Było cudownie. Noc z Eweliną, zawsze jest pełna wrażeń. Pomimo że poszliśmy spać ok. 3, to i tak obudziliśmy się dość wcześnie bo o prawie 9. A DD gadał nam że nie wstaniemy do południa, jak będziemy tak ględzić. Trzeci zapis do Dziennika Ważnych Rzeczy -w skrócie DWR- "Nigdy nie słuchać szefcia, jeżeli nie dotyczy to misji". Pierwszym był "Polskie kabarety są super, a tym bardziej duet Marcina W. i Roberta G.", a drugim "Ewelina zawsze da radę i nigdy nie jest sama *ma być sam, ale nie pasi*.
- Bree!! Wyłącz ten cholerny budzik, już wszyscy wstaliśmy!! -ta Leo obudził się równiutenko z budzikiem.
Wyłączyłam tą machinę czasu, a mój braciszek co zrobił, klapnął na poduszkę i chrapnął, a jakby inaczej. A Adam chyba niczego nie usłyszał, bo tylko przewrócił się na drugi bok i nic. Popatrzyłam znacząco na Ewelinę, a ona na mnie. Parsknęłyśmy śmiechem i rzuciłyśmy się w dół łóżka, czyli na materac, gdzie niespodziewający się zagrożenia, słodko spali nasi chłopcy.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaa!! -rozległ się pisk małej dziewczynki, a nie sorry to "męski krzyk" Leona, jak on to potem wyjaśnił. Adam wstał i krzyknął na widok nas. My znowu parsknęłyśmy śmiechem. Już wcześniej to zauważyłyśmy, a mianowicie nasze fryzy. Bardzo modne w tym sezonie, nie no naprawdę! Wstałam, wzięłam jakieś dwa ręczniki z szafki, skinęłam na dziewczynę i przeszłam do drzwi, zaraz obok. Koleżaneczka szła tuż za mną. Zanim zamknęły się drzwi od mojego pokoju, machnęłyśmy zalotnie do chłopaków, którzy ciągle gapili się na nas z otwartymi buźkami.
- No to żeśmy zrobiły im pobudkę. Na ich miejscu to trza było wstać! -powiedziała Ewelina, biorąc się za rozczesywanie włosów.
- Popieram twoje zdanie -odpowiedziałam, chowając się za murkiem, chcąc pójść się umyć.
- A tak to słodkich masz braciszków...
- No wiem... Ale nie poznałaś jeszcze Chase'a. Z niego to taki słodziak, taka mała ciamajda lub fajtłapa.
-A wy to jesteście rodzeństwo?
- Tak jakby. Ja i Adam jesteśmy biologicznym rodzeństwem, adoptowanym przez DD -naszego "ojca". Chase też jest adoptowany. A Leo to syn Tashy i pasierb DD, niedawno mieli ślub -wyszłam z pod prysznica, ukrywając się za murkiem.
Ubrałam świeże ciuchy i stanęłam przed lustrem. Ewelina poszła za murek, zrobić to samo co ja. Wzięłam się za rozczesywanie mokrych kudłów, całe szczęście miałam uproszczone zadanie, były MOKRE.
- Więc wy to taka rodzinka połączona z wielu innych.
- Tiaaa... Leo podobno nie miał ojca, a Tasha męża czy chłopaka. DD miał tam swojego brata czy siostrę. Rodziców moich i Adama znano, ale nie żyją obaj. Tylko u Chase nic nie wiadomo, co mniejwięcj było powodem jego ucieczki.
- Nie wiedzieliście że jesteście adoptowani.
- Wiedzieliśmy, ale myśleliśmy, że jesteśmy całą trójką rodzeństwem, a tu takie zaskoczenie.
Byłyśmy już prawie gotowe, tylko jeszcze uwieńczyć nasze dzieła.
- Dziewczyny! Wynocha już z łazienki!! -panowie zaczęli się dobijać do drzwi.
Chyba nie wiedzieli, ż jest jeszcze jedna łazienka, chyba, że jest zajęta przez Tashę. Otworzyłyśmy drzwi i udając modelki na wybiegu, wyszłyśmy.
- Trzeba było pomyśleć i wstać wcześniej, kiedy trzeba było, a nie iść spać -przybiłyśmy sobie piątkę i poszłyśmy do kuchni.
Dalej udając modelki na wybiegu.

3 komentarze:

  1. Co? Koniec? Koniec rozdziału?
    nie zgadzam się ;-;
    masz bana na życie dopuki nie napiszesz nowego równie cudnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh kochana! Blog jest dobry, podoba mi się, lecz to nie jest kompletnie moja tematyka. Mam nadzieje, że mnie rozumiesz. Tylko nie myśl, że mi się nie podoba! Co to, to nie. Blog jest ciekawy, jednak całkowicie nie dla mnie. Wole pozostać przy tajemniczej, nie zrozumiałej fantastyce z shippami mężczyzn.
    Jednak postaram się wpadać do Ciebie jak tylko będę mogła.
    Pozdrawiam Hitler x

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakieś pomysły, które mogłabym wykorzystać w opowiadaniu i chcesz, żeby pojawiły się tutaj, śmiało!