poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 35

a nie braćmi z jednym rokiem różnicy.
***
Oczami Chase'a:
Całą drogę spałem, oprócz momentu, kiedy chciało mi się pić. Gdy dojechaliśmy, w ogóle mnie nie obudzili, a skąd to wiem. A stąd, że nie leżę na noszach, tylko na jakimś łóżku. Obudziłem się i próbowałem wstać, ale jakaś ręką mnie przed tym powstrzymała. Mam jakieś deja vu. Jeszcze raz otworzyłem oczy, by zobaczyć coś wyraźnie. Pochylał się nade mną mężczyzna w czerwonych ubraniach. Poznałem ratownika, który mi pomagał. Poświecił mi latarką po oczach, usłuchał mi płuca i wstrzyknął jakiś lek do żył przez wenflon.
- Jak się czujesz Chase?
- Jakby mnie walc przejechał. Ale znacznie lepiej niż gdy się obudziłem w szpitalu.
- To dobrze. Musisz cały czas leżeć dopóki żebra ci się nie zagoją. Dostałeś lek, który przyspieszy ich gojenie [w końcu to świat nierealny, nie?].
- Jak Marcus?
- Ma złamaną rękę i kilka drobnych obrażeń, nie ucierpiał za bardzo.
- Pan tu zostaje?
- Tak, dopóki żebra ci się nie zagoją. Ale też żeby zająć się twoją ciocią, która dosyć mocno "grzmotnęła" głową i też, żeby dopilnować dość energicznego Marcusa. Pójdę sprawdzić co z twoją rodziną i zaraz przyjdę, przyniosę Ci coś do jedzenia, okey?
- Mhh...
- Spróbuj się jeszcze zdrzemnąć, musisz dużo spać.
Ratownik wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ja poprawiłem się na łóżku, uważając na żebra i zasnąłem.
Oczami Bree:
Kiedy dojechaliśmy, nie budząc Chase'a przenieśliśmy go do jego pokoju. Zostawiłam go samego z ratownikiem, który go pilnował. Dołączyłam do całej rodziny, która siedziała w salonie, zajmując wszelkie wolne miejsca. DD, Tasha i Leo ustąpili miejsca na kanapie poszkodowanym, a sami usiedli na krzesłach, wziętych z jadalni. Marcus stał przy oknie, świerzbiło go by pójść na pole, ale ratownik mu zakazał. Rozmawialiśmy o wszystkim: jak się poznali, co dalej się wydarzyło i te inne tego typu rzeczy. Samego tematu wypadku, w którym Chase ucierpiał najbardziej, nie poruszaliśmy, ze względu na starszego chłopaka. Po kilkunastu minutach przyszedł ratownik, pozwolił mi pójść do Chase'a, pod warunkiem, że nie będę go budzić, jeżeli będzie spał. Ostrożnie weszłam do pokoju chłopaków, starając się nie robić hałasu. Zauważyłam, że Chase śpi rozwalony na łóżku, więc przykryłam go kołdrą i usiadłam na krześle obok. Z uśmiechem przyglądałam się młodszemu chłopakowi. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon, który dostałam od taty. Dostałam sms od Ewli:
Jak tam Chase? Mogę do was przyjść?
W domu czuję się tak samotna... xD
Ewli, jak tylko przyjechaliśmy do Houston, wróciła do domu, żeby nie robić na kłopotu. Oczywiście mówiłam jej, że nie robi kłopotu, ale ona się uparła. Odpisałam do niej:
Chase wygląda już lepiej, ciągle śpi.
Oczywiście, że możesz przyjść, mogłaś
w ogóle nas nie opuszczać.
Ewli:
Ale jednak to zrobiłam. Zrobiłam
babeczki, przyniosę je. Tak z okazji...
eeee... powrotu Chase'a do domu!
No! Właśnie. :* Za pół godziny będę.
Ewelina uwielbia gotować i piec, więc wiadomość mnie nie zdziwiła. Wyszłam z pokoju, wróciłam do salonu, gdzie ratownik kończył badać Kirię. Zawijał z powrotem bandaż na jej głowie, a opatrunek na nodze, był widocznie nowszy.
- Marcus. Proszę chodź tu. Muszę cię przebadać -Johnny, bo tak miał na imię nasz ratownik, próbował uprosić Marcusa- Nie daj się prosić. Muszę sprawdzić czy dobrze ustawioną masz rękę.
- Nie. Nie potrzebuję pomocy.
- Marcus -podeszłam do niego, nakazując innym się nie odzywać- pozwól się przebadać. Potem Johnny da ci spokój, a ty będziesz mógł pójść do Chase'a. Nie chcesz chyba, żeby zobaczył cię w takim stanie??
- Dobrze.
Johnny wstał i skierował się do pokoju, który DD pozwolił mu zagospodarować na jego tymczasowe miejsce odpoczynku i badań. Marcus ruszył za nim, patrząc na mnie. Poruszał ustami. Starałam się zrozumieć co do mnie mówi. Obiecaj mi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli masz jakieś pomysły, które mogłabym wykorzystać w opowiadaniu i chcesz, żeby pojawiły się tutaj, śmiało!