poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 31

tłumaczy się to jako Błękitna pustka lub Błękit pustki.
***
Do Houston mieliśmy jeszcze kilka godzin drogi, więc zatrzymaliśmy się na najbliższej stacji benzynowej. Wujek Kostka zatankował samochód, a Kiria ze mną i Marcusem, poszliśmy do McDonalda. Zająłem miejsce przy wysokim stole, a reszta poszła złożyć zmówienie. Po chwili naprzeciwko mnie usiadł Kostka, a obok mnie Marcus. Minęło kilka minut, a przyszła Kiria z naszym zamówieniem. Dostałem duży McZestaw z BigMac'iem, jak każdy, tylko ciocia wzięła sobie sałatkę z kurczakiem i dietetyczną colę. Ledwo dałem radę zjeść całą kanapkę, a Marcus wciskał we mnie jeszcze frytki. Brat i wujek to chyba mają jakieś bezdenne żołądki, bo każdy z nich zjadł kanapkę BigMac, wspólnie prawie całe trzy paczki dużych frytek, trochę sałatki cioci i jeszcze domówili sobie po cheeseburgerze. Mówię prawie całe trzy paczki frytek, bo wzięli sobie jeszcze za cel dokarmić mnie, bo stwierdzili, że za mało jem, a ja powtarzam wam, że ledwo wcisnąłem całą kanapkę BigMac. Kiedy skończyliśmy, zamówili jeszcze coś na wynos. Nie widziałem co, bo ukryli przede mną. Kiedy wsiadałem do samochodu, myślałem że zaraz pęknę. Marcus próbował nie śmiać się ze mnie, ale trochę mu się to nie udawało. I znowu byłem obrażony na niego. Czułem się trochę dziwnie z tym, że cały czas kłócę się z moim bratem lub jestem na niego obrażony, ale Kiria powiedziała mi, że to normalne między rodzeństwem.
- Niepokoi mnie niebo -powiedział nagle Kostka.
Zerknąłem na niebo przed przednią szybą i mnie również zaniepokoiło to zjawisko. Próbowałem sobie skojarzyć to z czymś co już widziałem. I nagle sobie przypomniałem!!
- To deszcz meteorytów!! Włącz radio!
"Uwaga! Do wszystkich kierowców autostrady FG7. Proszę natychmiast opuścić autostradę. Wszystkie zjazdy zostały otwarte. Mieszkańcy ewakuowani. Nadchodzi deszcz meteorytów."
Mieliśmy takiego pecha, że dwa kilometry w tył był zjazd, a teraz do najbliższego zjazdu mieliśmy ok. 20-30 km. Kostka przyspieszył do maksymalnej szybkości, ale obliczyłem, że możemy nie zdążyć. Wszyscy byliśmy przerażeni. A mi na myśl przyszła Bree, przydałaby się tu, być może już jej nie zobaczę. Największy meteor był coraz bliżej nas, był nad nami. Kiedy "wylądował" za nami jakieś 10 metrów, zaczęły się wstrząsy. Przewróciło nasz samochód i dachowaliśmy przez jakieś 50 metrów. Kiria i Kostka stracili przytomność. Marcus nie za dobrze wyglądał ale się trzymał. Byliśmy ogłuszeni, ale patrząc na mnie wiedział co chcę zrobić. Odpięliśmy się, pomogłem wyjść Marcusowi z samochodu. Kolejny meteor zbliżał się. Wyliczyłem że spadnie w miejscu ok. 30 metrów przed nami i za jakieś 4-6 minut, w sumie meteorów było pięć. Czas leciał nieubłaganie. Połączyłem się z satelitą i wysłałem sygnał SOS do służb specjalnych. W tym samym czasie, jakimś sposobem próbowałem otworzyć przednie drzwi, ale się nie dało, były zakleszczone. Podszedłem do przedniej szyby była ukruszona, więc ją rozbiłem. Najpierw ostrożnie odpiąłem Kirię i wyciągnąłem z samochodu. Pociągnąłem ją na środek autostrady, gdzie były barierki oddzielające prawy pas od lewego pasa. Tam stał Marcus, który kurczowo trzymał się barierki i ledwo utrzymywał się na nogach. Szybko wróciłem do wozu i to samo zrobiłem z Kostką, zostało jakieś 3 minuty. Próbowałem obudzić dorosłych. Wujek się ocknął, a ciocia nie całkiem. Pomogłem wstać wujkowi, wzięliśmy razem ciocię i przeszliśmy przez barierki, Marcus tak samo. Jak najszybciej przeszliśmy na drugą stronę, gdzie byliśmy w miarę bezpieczni, bo meteory raczej lądowały na tamtych pasach. Skupiłem się bardzo mocno, próbując włączyć pole elektromagnetyczne. Udało mi się! Małe, ale wystarczające, żeby ochronić rodzinę.
- Chase! Chroń siebie.
- Nie mam siły na więcej.
- Więc zostaw to i chodź do nas.
- Muszę chronić swoją rodzi...
Drugi największy meteor, który jako ostatni spadł, wylądował nie daleko nas. To było jakieś 5 metrów ode mnie. Siła lądowania, była bardzo duża, więc straciłem równowagę. Udało mi się utrzymać pole, więc rodzinie nic się nie stało. Odłamki od skał zaczęły lecieć nam na głowy, jednak tylko jeden odłam mnie trafił. Poleciałem kilka metrów w przód. To bolało. Nie mogłem wstać, głowa mnie strasznie bolała. Już nie leciały żadne meteory, ani odłamy. Nim straciłem przytomność, usłyszałem krzyki Marcusa i Kostki, jeden z nich biegł do mnie, a drugi krzyczał w stronę w nieba, jednak nie poznałem który to który. Moje pole widzenia zalała ciemność, a ja odpłynąłem.

3 komentarze:

Jeśli masz jakieś pomysły, które mogłabym wykorzystać w opowiadaniu i chcesz, żeby pojawiły się tutaj, śmiało!